#Rozdział 42

60 3 0
                                    

Madison

Zakładam na nogi swoje ulubione białe conversy i przeglądam się w lustrze. Postanowiłam założyć na siebie wygodne białe jeansy i czerwoną hiszpankę, która idealanie komponowała się z moimi włosami. Zabieram torebkę z łóżka i opuszczam swój pokój. Umówiłam się z Lily, że podjedzie do mnie trochę wcześniej, abyśmy mogły pogadać jeszcze z naszymi chłopakami. 

-Mamuś, ja wychodzę na mecz. Zapewnie wrócę trochę później, bo będziemy świętować lub po prostu obgadamy wszystko.- powiedziałam i podeszłam, by przytulić ją na pożegnanie.

-Dobrze, trzymam za Sebastiana kciuki i baw się dobrze.- pomachałam i wyszłam na chodnik przed domem. Po chwili zjawiła się Lily. Wsiadłam do jej auta i zapięłam pasy bezpieczeństwa. 

-Hejka! Przygotowałaś pompony do kibicowania?- zapytała przyjaciółka.

-Co? Jakie pompony!? Takie rzeczy robi się na mecze?- zapytałam zdziwiona i lekko zdenerwowana, że tak mało wiem na tematy sportu. Nigdy jakoś nie znalazłam dla siebie interesującej dyscypliny, którą pokochałabym i uważała za swoje hobby. Prawdą było, że od czasu do czasu pływałam, jeździłam na rowerze lub biegałam, ale to nie było zbytnio fascynujące. 

-Żartuję! Spokojnie, nie jesteśmy cheerliderkami i nie chcemy na siebie zwracać uwagi.- zaczęłyśmy się śmiać. Przerwał nam dźwięk przychodzącej wiadomości. Pewnie znowu czegoś zapomniałam zabrać z domu. Włączyłam telefon i sprawdziłam, co dostałam.

Od nieznany: Uważaj na Sebastiana...

Zdziwiona patrzyłam w ekran telefonu. Nie wiedziałam, jak zareagować i co mogła oznaczać ta wiadomość. Jej nadawca robił sobie ze mnie żarty, czy mówił poważnie? Byłam bardzo zaniepokojona.

-Coś się stało Maddy?- zapytała z niepokojem Lily.

-Nie, to tylko głupie reklamy. Nic ważnego się nie stało.- skłamałam i skasowałam wiadomość.

***

Kilka godzin później

Wszyscy już dawno opuścili hale. Zaczynałam się niecierpliwić. Rozumiem, że drużyna Sebastiana wygrała mecz i będą się ekscytować, ale no bez przesady. Ile można się ogarniać po meczu?! Lily i Nathan dawno pojechali do baru. Zdenerwowana ruszyłam do szatni chłopaków. Zapukałam w drzwi i weszłam do środka. Byłam zdziwiona, kiedy nikogo nie zastałam. Może trener chciał jeszcze wykonać ostatnią rozmowę z Sebastianem i resztą drużyny? Może poprosił ich o pomoc w pozbieraniu piłek? Ostatni raz spojrzałam na puste pomieszczenie i moją uwagę zwróciła samotna torba sportowa Sebastiana i jego wszystkie rzeczy, tak jakby ich nie dotykał odkąd zakończyło się to wydarzenie. Zaczynałam być coraz bardziej niespokojna. 

Wyszłam przed szkołę. Na parkingu stała karetka, którą otaczał tłum ludzi. Zdenerwowana podbiegłam tam i przepchałam się przez zbiorowisko. W końcu znalazłam się na samym przodzie, a widok który zastałam sprawił, że zrobiło mi się słabo. Na noszach leżał pobity, zakrwawiony, nieprzytomny Sebastian. Jego twarz była blada, a prawa stopa bardzo opuchnięta i jakoś tak dziwnie wygięta. Przy karetce zobaczyłam trenera Billa Bostona i podbiegłam do niego ze łzami w oczach. 

-Proszę pana co się stało? Dlaczego Sebastian...?- nie mogłam powstrzymać się od płaczu. Pan Boston spojrzał na mnie smutno i dotknął ramienia.

-Madison będę z tobą szczery. Jeden z naszych zawodników dotkliwie pobił Sebastiana do nieprzytopmności. To tyle, co wiem. Rodzice są już zawiadomieni i pojadą prosto do szpitala, gdzie prawdopodobnie chłopak przejdzie operacje. Jego stopa nie wygląda ciekawie...- wyłączyłam się i spoglądałam, jak zamykają się drzwi karetki. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało, ale byłam pewna kto za tym wszystkim stoi.

Od Pierwszego Wejrzenia... (W TRAKCIE KOREKTY!) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz