#Rozdział 40

50 2 0
                                    

Wziąłem głęboki wdech, a potem wydech. Dawno się, tak nie stresowałem przed zawodami. Dzisiaj jest na prawdę ważny dzień, w którym udowodnię wszystkim, że jestem świetnym zawodnikiem i pracuję na swój sukces długo i ciężko. Nie mogę się doczekać miny Marka i Grega, który oczywiście zjawi się na meczu ukochanego braciszka. Skopię im wszystkim tyłek!

Z wielką motywacją i nabuzowany emocjami rywalizacji chwyciłem swoją sportową torbę z adidasa. Zabrałem telefon, klucze do samochodu i zbiegłem po schodach na dolną część domu. Musiałem być szybciej na hali, bo miała się odbyć szybka rozmowa z trenerem i rozgrzewka przed meczem. Później, tylko chwila oczekiwania i nareszcie rozpoczęcie oczekiwanego wydarzenia. Na trybunach mieli mi kibicować rodzice, dziadkowie i oczywiście Madison. 

-No leć synu i roznieś ich wszystkich na łopatki.- zagrzewał mnie tato do walki.

-Uważaj na siebie. My będziemy na siedemnastą. Po meczu przyjedziesz sam, czy mamy na ciebie poczekać?- zapytała mama.

-Nie czekajcie na mnie, bo pojadę z Maddy, Nathanem i Lily omawiać wszystko i mam nadzieję świętować.- uśmiechnąłem się i zmierzałem w stronę drzwi wyjściowych.- Do zobaczenia później.- pożegnałem się i opuściłem dom. Następnie wsiadłem do auta i odjechałem. 

***

Po jakiś piętnastu minutach dotarłem na parking szkolny, gdzie stało już parę aut. Za dwie godziny będą zbierały się tutaj tłumy, a to wszystko po to, by zobaczyć nasz mecz. Nasza szkoła jest bardzo zaangażowana w sprawy sportowe i większość uczniów raczej chętnie bierze udział w takich wydarzeniach. 

Zabrałem swoją torbę z tylnego siedzenia i wysiadłem. Po zamknięciu auta udałem się do szatni, gdzie powinni zacząć się zbierać pierwsi zawodnicy. Po wejściu do pomieszczenia przywitałem się z członkami mojej drużyny i zająłem miejsce koło Nathana. Na całe szczęście nie było jeszcze Marka i jego najlepszych kumpli, więc mogłem zakosztować chwili spokoju. 

-Siema stary!- przywitałem się z przyjacielem i zacząłem rozpakowywać strój. 

-Elo! Jak tam samopoczucie przed wielkim starciem? Ja już nie mogę się doczekać. Mam, tylko nadzieję, że ci trenerzy zwrócą na nas uwagę, a nie na forsę Fennela.- zgodziłem się z nim w stu procentach.

-Dokładnie. Też chciałbym już zacząć i zobaczyć przegraną minę tych frajerów.- powiedziałem ze śmiechem do przyjaciela. Okrążyłem wzrokiem po pomieszczeniu, ale nikt nie zdawał się nas podsłuchiwać. Wszyscy byli pochłonięci rozmową i nie zwracali na nas uwagi.

-Dobra chyba czas żebyśmy się przebrali i ruszyli trochę poćwiczyć.- zaproponował Nathan.

-Zgadzam się.- ściągnąłem koszulkę i ubrałem swoją z numerem siódmym. Był to mój szczęśliwy numerek i od zawsze taki mam. Nawet, kiedy zmieniłem drużynę on został ze mną, dzięki uprzejmości trenera Bostona. Następnie przebrałem spodenki, skarpetki i buty. Wziąłem wielką butelkę z wodą niegazowaną i byłem gotowy do krótkich ćwiczeń. 

-Idziemy?- zapytał Nathan, na co ja skinąłem głową i obaj opuściliśmy szatnię. Po drodze zaczepił nas trener.

-I jak chłopaki idziecie na rozgrzewkę? Zawołam zaraz resztę chłopaków i razem trochę poćwiczycie, bo później cheerliderki mają generalną próbę i musimy im ustąpić miejsca.- pokiwaliśmy twierdząco głowami i wkroczyliśmy na hale, gdzie miał się odbyć mecz. Zabraliśmy jedną ze stosu piłek, a następnie zaczęliśmy kozłować i podawać między sobą. Po kilku minutach dołączyli do nas chłopaki z naszej drużyny, oczywiście bez naszych największych gwiazd.

-Cholera jasna! Gdzie są Fennel i cała jego ekipa? Chyba jasno się wyraziłem, że mają przyjść wcześniej!- pan Boston był wyraźnie wkurzony i niezadowolony z postępowania chłopaków. Nawet nie umieją pojawić się na czas w wyznaczonym miejscu...- Nareszcie Jeremi, no gdzie reszta twoich kumpli?!- do hali wbiegł zdyszany chłopak.

-Bardzo przepraszam, musiałem cos załatwić, ale już jestem, a oni mnie nie obchodzą. Mogą robić co chcą i mam to gdzieś.- byłem zdziwiony, że tak powiedział. Myślałem, że oni byli zazwyczaj razem, ale może to tylko pozory i chęć zdobycia kasy, sławy. Nie zastanawiając się dłużej wróciłem do ćwiczeń.

***

Po zakończonej rozgrzewce ponownie wróciliśmy do szatni, gdzie miała się odbyć pogawędka z trenerem. Miał nam przekazać strategię i przekazać motywacje do wygranej. Z tego co się orientowałem drużyna ,,Lions'' nie była jakimś bardzo wymagającym przeciwnikiem, ale jak zawsze trzeba było mieć plan. Nawet najgorsza drużyna jest w stanie pokonać tą najsilniejszą, dlatego nigdy nie można być zbyt pewnym.

-No chłopaki zobaczcie kto się zjawił. Nasze księżniczki w końcu przyszły, czym mogę sobie zasłużyć na waszą obecność?!- powiedział z sarkazmem pan Boston.- Nie ważne, będziecie się tłumaczyć później. Teraz czas na strategię i plan działania.- wszyscy wyraźnie się skupili na tłumaczeniu trenera. Każdy musiał dokładnie wiedzieć co ma robić. Po kilku minutach motywującej rozmowy wykrzyczeliśmy imię naszej drużyny i byliśmy w pełnie gotowi do działania.- Dobra teraz niech wszyscy wyjdą, bo ja muszę porozmawiać z tymi trzema.- posłusznie wykonaliśmy polecenie trenera i każdy z nas wyszedł. 

Postanowiłem zobaczyć się z Madison, która obiecała przyjść wcześniej, aby jeszcze przed tym wszystkim się ze mną zobaczyć. Wiedziałem, że będzie czekała na trybunach, więc w podskokach do niej ruszyłem. Gdy, tylko ujrzałem jej piękne rude włosy spływające po  jej plecach miałem ochotę wtopić w nie swoje palce. 

-Cześć piękna.- przywitałem się, na co dziewczyna momentalnie się odwróciła. Jej mina była lekko przestraszona. Patrzyła na mnie z wielką dokładnością, a następnie pogłaskała mnie po policzku.- Coś się stało, że patrzysz na mnie jakbym miał się zaraz rozbić?

-Nie po prostu... Martwię się o ciebie. To wszystko.- wziąłem jej maleńką dłoń i pocałowałem.

-Nie musisz, wszystko jest w jak najlepszym porządku.- uśmiechnęła się lekko, a następnie pocałowała przelotnie w usta i mocno wtuliła się w mój tors.- A to za co?- zapytałem zdziwiony.

-Na szczęście.- oderwała się ode mnie i spojrzała w oczy.- Pamiętaj, masz to wygrać, bo inaczej już nigdy się z tobą nie pokażę.- zaśmiałem się, za co dostałem kuksańca w bok.- Ej!

-Mówię poważnie.- skrzyżowała ręce na piersi.- Tak na serio, to będę na ciebie i Nath'a czekała z Lily przed szkołą i pójdziemy oblewać wasz wielki sukces lub porażkę...

-Raczej to pierwsze.- puściłem jej oczko, na co ta zaśmiała się.

-Jaki skromny. Dobra ty leć się zbierać, bo już powoli pierwsi kibice przychodzą.

-Tak jest pani szefowo.- zasalutowałem, po czym ostatni raz wtopiłem się w jej miękkie usta. To jest moja największa motywacja i mam zamiar wygrać dzisiaj dla mojej Madison. Pocałowałem ją w czubek głowy i pomachałem odbiegając z powrotem do szatni, gdzie miałem czekać na to rozstrzygające spotkanie. Nie mogę się doczekać, żeby pokazać na co mnie stać i przy okazji zmieść Marka.

Od Pierwszego Wejrzenia... (W TRAKCIE KOREKTY!) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz