Chapter 41

123 18 3
                                    


Wstałam dzisiaj rześka i pełna energii. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Mój budzik miał zadzwonić za piętnaście minut. Postanowiłam, że nie będę się już kładła, bo i tak przez ten kwadrans nie zasnę. Weszłam do garderoby i zaczęłam przeglądać ciuchy, w celu wyboru jakiegoś wygodnego stroju. Wzięłam wybrany komplet i ruszyłam w stronę łazienki. Były to bordowe joggery z czarnymi i białymi lampasami, do tego zwykły szary T-shirt z wycięciem w serek na piersi. Weszłam do wanny i dokładnie umyłam ciało, a na włosy nałożyłam szampon. Wychodząc z wanny owinęłam się mięciutkim ręcznikiem. Umyłam zęby, a włosy zawinęłam w turban. Ubrałam się w ciuchy, które położyłam na toalecie i zabrałam się za pakowanie plecaka. Większość książek miałam w szafce, więc do torby włożyłam tylko najpotrzebniejsze zeszyty. Zbiegłam do kuchni, gdzie zaczęłam sobie przygotowywać jogurt z owocami i otrębami na śniadanie. Po zjedzeniu posiłku wróciłam do pokoju i usiadałam przy mojej toaletce. Uplotłam włosy w warkocz, a potem zabrałam się za malowanie. Standardowo podkład, puder, brwi zrobione pomadą i delikatnie przejechałam tuszem po rzęsach, na usta nałożyłam pomadkę. Popsikałam się perfumami od Ariany i całkowicie już gotowa zeszłam na dół. Zarzuciłam na plecy czarną bomberkę i wróciłam do kuchni. Zdziwiłam się, że mamy jeszcze nie wstała. Było już po siódmej, a ona zawsze o tej porze była już na nogach. Postanowiłam jej jednak nie budzić. Zabrałam się za robienie herbaty, którą miałam zamiar jeszcze wypić przed wyjściem i kawy dla mamy. Wskoczyłam na blat i machając nogami czekałam aż woda się zagotuje. Po chwili zalałam kubki wrzątkiem, a do kuchni weszła moja rodzicielka.

-Hej- przywitałam się z kobietą całusem w policzek.

-Cześć, ty już gotowa?- zapytała łapiąc za kubek pełen czarnej cieczy.

-Jakoś wcześniej dzisiaj wstałam. Poza tym już po siódmej i zaraz będę musiała się zbierać.

-Wychodzisz gdzieś dzisiaj?

-Nie mam nic zaplanowane, a co?

-Nic, po prostu fajnie by było jakbyś przyszła na obiad.

-Okej.

Posiedziałam jeszcze z dziesięć minut, a mama w tym czasie opowiadała mi o swojej delegacji. Wyszłam z domu i na spokojnie skierowałam się w stronę szkoły. Do lekcji zostało jeszcze sporo czasu, a budynek był całkowicie pusty, nie licząc nauczycieli. Usiadłam pod salą od chemii i włożyłam słuchawki do uszu. Napisałam do Kuby, ale ten jełop, oczywiście mi nie odpisał. Pewnie nadal był na mnie obrażony, za tą ostatnią rozmowę.

Naprawdę mam go już dość i czasami nachodzi mnie myśl, czy aby z nim nie zerwać. Gubię się w tym co czuję. Jest dla mnie ważny, ale z biegiem czasu zrozumiałam, że go nie kocham. Nie wiem co ja miała w głowie godząc się na ten chory związek. Wiem jaki jest Kuba, tyle razy wykorzystał moje zaufanie, tyle razy mnie zranił. Boję się, że i tym razem mnie skrzywdzi. Do tego ta odległość między nami dodatkowo mnie nie pokoi. Nie wiem czy mogę mu zaufać na sto procent. Naruszył je już tyle razy, a ja nie mogę go teraz kontrolować. Mimo wszystko, gdy już jest przy mnie, czuję się po części szczęśliwa.

Boże, dlaczego ja muszę być taka pojebana? Dlaczego nigdy nic nie może być jasne? Zawsze muszę coś wymyślić, żeby tylko sobie utrudnić i jeszcze bardziej pogmatwać życie. Przysięgam, że kiedyś mnie to wykończy.

Kiedy wreszcie zadzwonił dzwonek podniosłam swoje cztery litery i niezadowolona ruszyłam na lekcje. Po jakiś pięciu godzinach wyszłam ze szkoły trzymając pod rękę Leo i Charlsa. Kończyliśmy dziś o tej samej porze, więc postanowiliśmy wrócić razem do naszych domów. O dziwo, Lenehan nie przyjechał dziś swoim autkiem, więc zapowiadało się na przyjemny spacerek. Jak to zawsze z nami bywa, musiało nam coś odwalić i całą grupą szliśmy, a przynajmniej próbowaliśmy iść i przestać śmiać się ze wszystkiego na naszej drodze. Wyglądaliśmy jak jacyś totalnie upici. Wreszcie dotarliśmy i stanęliśmy pod drzwiami mojego domu.

Love will connect us || BAMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz