Chapter 39

220 22 6
                                    


Zerwałam się z łóżka z trudem łapiąc powietrze. Znów to samo, koszmary dręczą mnie coraz częściej, a ja naprawdę nie wiem co robić. Może powinnam iść do jakiegoś specjalisty?

Przejechałam dłonią po zmęczonej twarzy. Na oślep wymacałam telefon, który leżał gdzieś na szafce nocnej i spojrzałam na wyświetlacz, 5:20. Z racji tego, że jakąkolwiek próbę zaśnięcia od razu mogę spisać na straty postanowiłam się trochę ogarnąć. Naciągnęłam na tyłek jakieś dresy, a na plecy zarzuciłam bluzę z adiddasa. Włożyłam telefon do kieszeni i po cichu ruszyłam do kuchni. Nie wiedziałam czy moja mama jest w domu, ale mimo wszystko wolałam nie robić hałasu. Nasypałam sobie płatków do miski, a potem zalałam je mlekiem. To pewnie jedyny mój posiłek dzisiejszego dnia, więc ambitnie nie powiem. Powoli zaczęłam jeść zastanawiając się nad tym, co tak właściwie się ze mną dzieje i nie chodzi mi tu tylko o mój stan fizyczny, który swoją drogą nie jest najlepszy, ale także o psychikę. Naprawdę czuję się wykończona tym wszystkim. Całymi dniami marzę tylko o tym, żeby wrócić do domu i rzucić się na łóżko. Mam tak od dawna. Do tego ta cała pojebana sprawa z Leo. Wpakowałam sobie ostatnią łyżkę płatków do usta, a resztę wyrzuciłam. Czułam jakbym miała zaraz zwymiotować. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy. Próbowałam się jakoś rozluźnić, ale nic nie pomagało. Cały czas czułam ten stres. Szybkim krokiem ruszyłam do pokoju. Związałam włosy w kitkę, a na nogi nałożyłam buty, w których zazwyczaj chodzę biegać. Spojrzałam jeszcze na zegarek. Była 5:43. No, pół godzinki powinno wystarczyć. W końcu wysiłek fizyczny działa najlepiej na zmęczenie psychiczne. Przynajmniej dla mnie. Wyszłam z domu oczywiście zmykając go za sobą i włożyłam słuchawki do uszu. Włączyłam jakąś pierwszą lepszą playlitę na spotify i całkowicie dałam się pochłonąć muzyce. Utrzymywałam tępo odpowiadające piosence, która akurat leciała. Parę razy przyłapałam się nawet na śpiewaniu. Po jakiś piętnastu okrążeniach wokół parku postanowiłam wracać do domu. Dochodziła 6:30, a ja, nie oszukujmy się, byłam w totalnej dupie jeżeli chodzi o jakiekolwiek przygotowanie. Pomimo, że moje mięśnie odmawiały posłuszeństwa, ciało domagało się odpoczynku i wody, ja czułam się o wiele lepiej. Jak nowonarodzona. Kiedy znalazłam się w domu od razu pobiegłam do pokoju i zrzuciłam z siebie przepocone rzeczy. Paradując po pokoju w samej bieliźnie zaczęłam wybierać sobie ciuchy na dzisiaj, a potem spakowałam wszystkie potrzebne zeszyty do plecaka.

-Mama!- krzyknęłam, słysząc jak kobieta krząta się w kuchni.- Zrób mi grzanki.

-Co ty suchy chleb będziesz wpieprzać?- odkrzyknęła, a ja wybuchłam głośnym śmiechem.- Z nutellą.

-Tak!

Stanęłam przed lustrem i przeglądnęłam się w nim dokładnie. Ja to mam jednak zajebiste ciało. No, oczywiście jak na prawdziwą kobietę przystało, znalazłam parę drobnych mankamentów, które warto byłoby poprawić, ale w ogólnym rozrachunku wszystko prezentuje się naprawdę dobrze. Złapałam za rzeczy, które wcześniej sobie przygotowałam. Odwróciłam się w stronę okna. Po drugiej stronie zobaczyłam Leo, który zastygł w dosyć śmiesznej pozie. Był w połowie zakładania spodni, jednak chyba o tym zapomniał i perfidnie podglądał mnie w samej bieliźnie. Fakt, mogłam wcześniej zasłonić żaluzje czy coś, ale to i tak nadal jego wina. Chłopka nagle ocknął się pod wpływem mojego morderczego spojrzenia i zawstydzony skończył się ubierać. Złapał za jakąś bluzę i nasunął ją przez głowę, po czym wybiegł z pokoju i tyle go widziałam. Rozbawiona ruszyłam pod prysznic. Umyłam się, a później dokładnie wyszorowałam zęby. Zaczęłam suszyć włosy, co zajęło mi dość sporo czasu. No, moje kudły do najkrótszych nie należały. Ubrana i uczesana wyszłam z łazienki i zbiegłam na dół do kuchni, gdzie moja mam właśnie kończyła robić dla mnie grzanki. Zjadłam jedną, bo mój brzuch nadal nie czuł się najlepiej, a potem wypiłam gorącą herbatę. Mam nadzieję, że ona jakoś mi pomoże. Wbiegłam z powrotem do pokoju i zaczęłam się malować. Była 7:20, a ja jeszcze byłam nie gotowa. To będzie cud jeśli się nie spóźnię. Nałożyłam podkład i puder, po czym delikatnie musnęłam rzęsy tuszem, a usta przejechałam jakąś ochronną pomadką. Brwi nie miałam czasu robić, bo i tak już byłam spóźniona, poza tym nie muszę ich malować, bo są naturalnie ładne. Złapałam za plecak i kolejny już dzisiaj raz zbiegłam po schodach do przedpokoju. Nałożyłam na nogi czarne creepersy, a na plecy narzuciłam katanę.

Love will connect us || BAMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz