5.

978 27 4
                                    

Przez okno słychać było gwizdy ptaków i delikatny, powiewający wiatr. Promyki słońca oświetlały jej bladą twarz. Leżała na łóżku, otulona białą, przewiewną kołdrą. Delikatnie drgnęła, kiedy poczuła ukłucie w nogę. Leniwie otworzyła oczy. Mrugnęła kilka razy, żeby obraz stał się dokładny i wyraźny. Uniosła się na łokciach i rozejrzała się wokół. Znajdowała się w dużej sypialni. Było cicho, a jedyny odgłos jaki usłyszała to bzykanie komara. Zerknęła na szafkę, stojącą tuż obok łóżka, a tam zauważyła niewielką karteczkę.

Nie wiem czy pamiętasz wydarzenia z poprzedniego wieczoru, ale chcę, żebyś była bezpieczna. W lodówce jest jedzenie. Czuj się jak u siebie w domu. Miłego dnia. Adam.
Ps. Ze mną wszystko w porządku.

I w tej chwili pomyślała o traumatycznych przeżyciach z wczorajszej nocy. Przypomniało jej się niemal wszystko. Pamiętała moment, w którym zakrwawiony Adam wybiegł z mieszkania i chwycił ją za rękę. Zabrał ją do swojego domu, pomógł się rozebrać i nie zadawał żadnych pytań. Po prostu pozwolił jej pomyśleć w samotności.

Wzięła głęboki oddech i wstała z miejsca. Podeszła do okna i całkowicie odsłoniła rolety. Chwyciła telefon i spojrzała na godzinę. Była spóźniona do pracy. Znowu. Zdenerwowana udała się do łazienki. Popatrzyła w lustro. Na jej twarzy widoczne były dwa ślady. Jeden pod okiem, a drugi na policzku. Nie miała czasu, żeby zatuszować rany, więc szybko nałożyła tylko nieznaczną ilość pudru i wróciła do sypialni. Z ciekawości zajrzała do szafy. Niepewnie chwyciła koszulę Adama i nałożyła na siebie. W biało-niebieskich paskach prezentowała się bardzo dobrze. Pozostała jej kwestia spodni. Na oparciu krzesła wisiały czarne krótkie spodenki. Wiktoria po chwili namysłu nałożyła je i zadowolona z efektu, ponownie udała się do toalety. Przeczesała włosy, umyła zęby szczoteczką Adama i zabrała swoją torbę, do której włożyła telefon i krótki list od mężczyzny. Zeszła na dół, po czym ubrała swoje trampki. Zrobiło jej się przykro, widząc siebie w lustrze na ganku. Westchnęła cicho i wtedy zauważyła klucze, leżące na półce. Wyszła z domu, zamknęła drzwi i popędziła do pracy.

W drodze do szpitala zastanawiała się nad swoim życiem. Nie potrafiła pojąć jaki błąd popełniła. Starała się być najlepszą kobietą, a nic nie ułożyło się tak, jak sobie zaplanowała. Co powinna zrobić? Przypomniała sobie o jednym, kluczowym w tej sytuacji szczególe: Adam i Oliwia są razem.

Nie zdążyła podjąć decyzji, dotyczącej jej przyszłości, gdyż w mgnieniu oka dotarła do pracy. Weszła do szpitala, unikając spojrzeń ludzi i natychmiast udała się do przebieralni. Nałożyła białe spodnie i - jak zawsze - niebieską koszulkę. Niepewnie wyszła na korytarz i jak na złość, na jej drodze stanął Falkowicz.

- Spóźniona. Znowu... Ej, co Ci się stało? - szepnął zaniepokojony.
- Nic takiego. Przewróciłam się. - skłamała.
- Ktoś powinien to zobaczyć. Idź do sali. Niech to opatrzą.
- To nie jest konieczne. Nic mi nie jest. - wyznała.
- To polecenie służbowe. - sprostował.

Consalida niepewnie kiwnęła głową. Obróciła się na pięcie i spokojnym krokiem poszła do pokoju, gdzie zazwyczaj spędzane są przerwy. Pod wpływem emocji w jej oczach pojawiły się łzy, które natychmiast wytarła i nie patrząc do środka weszła przez drzwi. Przystanęła na moment, kiedy zobaczyła śpiącego na kanapie Adama. Podeszła do niego na palcach i przykryła go kocem. Po cichu udała się do stolika, a tam przygotowała dla siebie kawę. Usiadła na jednym z foteli i perfidnie przyglądała się szatynowi. Minęło piętnaście minut. Kobieta postanowiła zabrać się do roboty i wstała z miejsca, uderzając tym samym nogą o róg stołu.

- Cholera... - syknęła z bólu.

Mężczyzna ruszył się gwałtownie i otworzył oczy. Na widok Wiktorii szeroko się uśmiechnął i momentalnie wstał z kanapy.

- O mój Boże... - wycedziła. - Jak leżałeś na boku... Nie było tego widać...
- Nie martw się. Oberwał mocniej. - zaśmiał się. - Wiki, tak mi przykro...
- Nie rozmawiajmy na ten temat. - ucięła.

Krajewski popatrzył na nią ze smutkiem. Podszedł bliżej i delikatnie położył dłoń na jej policzku, gładząc ślad stworzony przez Eryka.

- Przepraszam, że tak niewiele zrobiłem.
- Uratowałeś mnie, Adam... Nie potrafię pojąć, w jaki sposób się tam znalazłeś.
- Zgubiłaś to, a mi cholernie zależy na tym, żebyś ją miała. Nawet, jeżeli nie będziesz jej nosić. - oznajmił, wyjmując z kieszeni bransoletkę ze złotym serduszkiem.
- Szukałam jej. Bałam się, że już jej nie znajdę... - wycedziła niepewnie.
- Jest Twoja. Zawsze będzie. - powiedział, patrząc jej w oczy.
- Pomożesz mi ją zapiąć?
- Pamiętasz, na jakiej zasadzie to działa? Nosisz, dopóki nie przestaniesz kochać. - poinformował ze smutkiem, zapinając ostatnie oczko.
- Doskonale pamiętam, Adam. - wycedziła szeptem wprost w jego usta i wyszła z pomieszczenia.

《nasza miłość nie jest przypadkiem》Wiktoria + Adam Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz