7.

902 41 9
                                    

Ciemność, strach, panika... Szła wprost przed siebie. Dostrzegła Adama, Eryka i Oliwię, siedzących w restauracji. Wiał wiatr, który zaburzał jasność widzenia.

- Jesteś chory. Nie zbliżaj się. Nigdy więcej. - usłyszała głos Adama.

W tym momencie wzrok blondyna powędrował wprost na nią.

- O proszę. Kogo my tutaj mamy? - zaczął, widząc ją za szybą.
- Uciekaj! - krzyknął szatyn. - Wiktoria, uciekaj!

Poczuła mocny dotyk na ramionach. Otworzyła oczy. To tylko sen. Zauważyła, że jej oddech jest przyspieszony. Nachyliła się, nie patrząc na osobę przed nią i rękoma gładziła swoje włosy.

- Ciii... Wszystko dobrze. - oznajmił szeptem.

Światło było zgaszone. Nie widziała jego twarzy. Czuła tylko obecność obok.

- Lepiej? - spytał z troską.
- Mhm... - mruknęła, przymrużając oczy.
- Śpij dobrze. Dobranoc.

Wstał z łóżka, obrócił się i zrobił jeden, powolny krok w kierunku drzwi, kiedy poczuł delikatne przytrzymanie swojej dłoni. Ponownie obrócił się w jej stronę i popatrzył na nią, próbując zweryfikować, gdzie znajduje się jej twarz.

- Zostań ze mną. Proszę. - wyszeptała.
- Dobrze. Poczekaj tutaj. Przyniosę sobie fotel i koc z salonu. - powiedział, robiąc kolejny ruch w tył.
- Połóż się obok mnie. - zaproponowała. - Ale bez żadnych czułych gestów. 
- Dobrze. - odpowiedział niepewnie, po czym zrobił tak, jak chciała, leżąc tyłem do niej.

Nie mogli zasnąć. Czuli swoją obecność obok i nie potrafili skupić się na niczym innym. W pewnym momencie, Wiktoria przybliżyła się do niego i objęła go w pasie, mocno przytulając się do jego pleców tak, że jej ręce złączyły się na jego torsie. On zaś, chwycił jej dłonie i zacisnął je w taki sposób, żeby przywarła do niego najmocniej jak tylko potrafi. Zasnęli tyłem do siebie, będąc tak blisko, jakby byli jednością.

Poranek był niezwykle ciepły i przyjemny, a przez uchylone okno słychać było śpiew ptaków. Jako pierwszy obudził się Adam. Uchylił powieki i zobaczył śpiącą Wiktorię, wtuloną w jego ciało. Uśmiechnął się do siebie i delikatnie zsunął się z łóżka. Po cichu udał się do toalety, a tam wziął długi prysznic. Po ubraniu się wszedł do sypialni, jednak nie zastał tam kobiety. Niepewnie rozejrzał się po pokoju i popędził do kuchni. Zobaczył ją. Ubrana była w koszulkę na ramiączka i dolną część bielizny. Stała przy oknie, popijając kawę.

- Cześć. - zaczął.
- Cześć. - wycedziła nawet na niego nie zerkając.
- Jak się czujesz?
- Nie najlepiej. - odpowiedziała jednym tchem, nadal odwrócona tyłem.
- Martwię się o Ciebie... - wyznał.
- Niepotrzebnie.
- Dlaczego mnie tak traktujesz?! - krzyknął w końcu.
- Powinieneś być teraz z Oliwią. Z matką swojego dziecka. Przecież to, co Ty robisz nie jest normalnym zachowaniem. Nie prosiłam Cię o to, żebyś tu spał. Miałeś mnie odwieźć i wracać do domu!
- Nie mogłem zostawić Cię tutaj samej, Wiki! To byłoby bezmyślne.
- Bezmyślne jest to, że zajmujesz się mną, w momencie kiedy twoja dziewczyna może potrzebować pomocy!
- Zamknij się! - wrzasnął tak głośno, że kobieta aż podskoczyła.

Nastała cisza.

- Przepraszam. - szepnął po chwili.
- Wyjdź stąd.
- Nie, Wiki, przepraszam ja...
- Spieprzaj stąd! - krzyknęła, znikając za drzwiami sypialni.

Wykonał jej rozkaz. Załamany wybiegł w mieszkania, trzaskając drzwiami. Udał się do Oliwii. Po raz ostatni. Doszedł do wniosku, że to jest odpowiedni moment, aby to zakończyć. Teraz - albo nigdy. Wszedł do środka, nie pukając do drzwi. Jego syn siedział na podłodze, a Oliwia oglądała telewizję.

- Cześć. - powiedział, patrząc na blondynkę.
- Hej. - odpowiedziała.
- Musimy porozmawiać.
- Masz rację. Też muszę Ci o czymś powiedzieć.
- Zacznij. - nakazał.
- Nie. Chcę coś sprawdzić. Ty pierwszy.
- Dobrze. - zgodził się. - To koniec.
- Co? - spytała z nadzieją, że jego słowa to urojenia jej podświadomości.
- To co słyszysz. Byłem dziś w nocy u Wiktorii. Nie zdradziłem Cię, ale czuję się tak, jakbym to ją zdradzał. Zawsze będę z nią związany i nie wyobrażam sobie życia z kimś innym. 
- Adam, ale możemy spróbować.
- Nie. Ja spróbować chce tylko z nią. I tak właśnie zrobię. To już definitywny koniec. Przepraszam Cię. - oznajmił.
- Dlaczego nie pomyślisz o mnie? Pomyślałeś chociaż, jak ja się czuję? Myślałam, że mnie kochasz.
- Powiem Ci prawdę... Kiedy nie było jej w moim życiu, uroiłem sobie, że coś do Ciebie czuję. Ale nie czułem. Próbowałem o niej zapomnieć. Ale nie zapomniałem. - wstał z miejsca, uśmiechnął się do syna i wyszedł.
Zerknął na zegarek i zorientował się, że za piętnaście minut zaczyna dyżur. Szybkim krokiem udał się do szpitala. Przebrał się w odpowiedni strój i rozpoczął obchód, z nadzieją, że po drodze spotka Wiktorię. Minęła godzina. Postanowił zrobić sobie przerwę i poszedł do pokoju, w celu zrobienia sobie kawy. Szczęście się do niego uśmiechnęło. Wszedł do pomieszczenia, a tam, na kanapie siedziała rudowłosa, która szybko wstała z miejsca na jego widok i ruszyła wprost do wyjścia. Adam spojrzał na nią smutnym wzrokiem i kiedy miała właśnie otwierać drzwi, krzyknął:
- Zerwałem z Oliwią.
Jej dłoń wciąż znajdowała się na klamce. Wstrzymała oddech i zamarła. Starała się utrzymać równowagę i nie wpaść w ekscytację. Udawała, że nie interesuje ją jego życie, jednak wewnętrznie była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Uśmiechnęła się pod nosem, po czym otworzyła drzwi i wyszła, zostawiając go samego.

_____________________

Podoba się? Chcecie next? Minimum 15 serduszek i 8 komentarzy!

《nasza miłość nie jest przypadkiem》Wiktoria + Adam Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz