35. EPILOG

543 35 8
                                    

- ... i właśnie tak się poznaliśmy.
- Mamo, a czy Ty dalej kochasz tatę? - spytała pięcioletnia dziewczynka.
- Tak, Ada. Prawdziwa miłość nigdy się nie ulotni. - uśmiechnęła się czule do szatyna, spoglądając w jego rozpromienione, błyszczące jak zwykle tęczówki.
- Dobranoc. Kocham Was. - szepnęła.

Adriana wstała z miejsca, pożegnała rodziców machając dłonią i zniknęła za brązowymi drzwiami.

- Wiktor śpi? - spytał, przysuwając się bliżej kobiety.
- Tak, ale niespokojnie. Wychodzą mu pierwsze ząbki i ciągle marudzi.

Ponownie zatopiła się w jego oczach, które wciąż pozostawały takie same, jak w dniu ich pierwszego spotkania. Opuszkami palców gładziła jego twarz, a w końcu złączyła ich usta w namiętnym pocałunku.

- Wiesz co? - zaczął.
- Hm?
- Kocham Cię. Coraz bardziej. Czuję, że jestem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Już ponad trzy lata jesteś moją żoną, a ja codziennie dziękuję Bogu za to, że Cię mam. To niezwykłe szczęście. Tworzymy prawdziwą, pełną miłości rodzinę. Obiecuję Ci, teraz, tutaj... Nigdy Cię nie zostawię. Przysięgam. Jesteś najpiękniejszym co mnie w życiu spotkało.
- Ale ten czas zleciał, co? Znamy się już dziesięć lat, kochanie.
- Tak... Najcudowniejsze dziesięć lat, jakie mógłbym sobie wymarzyć.
- Pamiętasz jak się poznaliśmy?
- Ciężko zapomnieć. - uśmiechnął się do niej, wskazując jej miejsce na swoich kolanach.

Rudowłosa bez namysłu usiadła na niego okrakiem.

- Zrobiłem z siebie wtedy idiotę... Pamiętam... Ale byłaś tak piękna, że nie mogłem przejść obok obojętnie.
- Całe szczęście, że nie przeszedłeś.
- A park linowy?
- Tak... - wycedziła. - Tyle wspomnień... Pierwsza randka... Pocałunek... Wspólna noc. Coś niesamowitego.
- Wtedy wszystko się zaczęło. Wiedziałem, że pod żadnym pozorem nie mogę odpuścić. To niesamowite.
- Co takiego?
- Zaczynaliśmy jako... Jako dzieci. Nauczyłem się żyć przy Tobie, Wiktoria. Będę Ci za to wdzięczny aż do grobowej deski.
- To ja będę Ci wdzięczna. Dałeś mi szansę na prawdziwą miłość. Tak bardzo Cię pragnęłam. To jest tak... magiczne. To niemożliwe, że znamy się tak długo, a ja kocham coraz bardziej... Ja chcę coraz bardziej... To nie może być przypadek.
- Wiem. Po prostu byliśmy sobie pisani. Tak być miało. Już dawno o tym wiedziałem. Nie ma niczego, co mogłoby nas rozdzielić.
- Tylko śmierć...
- Tak... Tylko śmierć. "Dopóki śmierć nas nie rozdzieli", Wiki. Jesteś miłością mojego życia.

Rozmowę przerwał im głośny płacz dziecka.

- Wracamy do codzienności. - uśmiechnął się promiennie.
- Tak. I nie żałuję. Wszystko co z Tobą jest niezwykłe.
- Nasza miłość nie jest przypadkiem. Zostań, pójdę po niego. Pora Cię trochę odciążyć od tego łobuza.

Musnął jej usta i zniknął za drzwiami, zabierając ze sobą wspomnienia i myśli. Jest to, co tu i teraz. Żyją. Kochają się. Trwają. Mają sześciomiesięcznego syna i pięcioletnią córkę, a do tego siebie nawzajem. To im wystarcza... W zupełności.

________________________________

Koniec, kochani. Koniec. Mam nadzieję, że wam się podoba. I co teraz? Macie jakieś pomysły? Nowe opowiadanie? O kim? Co chcecie zobaczyć. Piszcie. Kocham Was. Dziękuję za wspaniały odzew. Jestem z was dumna. 💞 Jesteście najlepsi.

《nasza miłość nie jest przypadkiem》Wiktoria + Adam Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz