32.

1K 53 37
                                    

Zbliżała się godzina 22:00. Adam siedział na kanapie w salonie, czekając na Wiktorię, która powinna być już w domu. Lekko zdenerwowany - wstał z miejsca - i podszedł do okna, obserwując okolicę. Nagle usłyszał odgłos otwieranych drzwi. Gwałtownie obrócił się na pięcie i jak gdyby nigdy nic, ponownie usiadł przy stoliku, chwytając w dłonie gazetę.

- Miałeś na mnie zaczekać! - wrzasnęła, wchodząc do salonu. - Prosiłam Cię o to. Dlaczego niczego nie potrafisz... A... Adam... - zwiesiła głos. - Czytasz gazetę do góry nogami? Dobrze się czujesz?

Podeszła bliżej. Nałożyła ręce na piersi i patrzyła na niego z pogardą.

- Szlag. - syknął pod nosem.
- Jesteś dzisiaj jakiś dziwny.

Wiktoria usiadła tuż obok niego, niepewnie zerkając w jego stronę. Nastała krępująca cisza. Milczeli.

- Jestem strasznie głodny. Zrobisz mi kolację?
- Żartujesz sobie, prawda?
- Nie. Mówię serio. Nienajlepiej się dziś czuję.

Kobieta - już lekko wyprowadzona z równawagi - wzięła głęboki wdech, skarciła go wzrokiem i wyszła z pomieszczenia, udając się wprost do kuchni. Oparła się o blat, próbując nie uronić łez i przymknęła oczy. Adam powolnym, cichym krokiem ruszył do niej. Stanowczo chwycił ją w talii, łącząc swoje ręce na jej brzuchu, na co Wiki wyraźnie zadrżała.

- Nikogo nie kochałem tak bardzo jak Ciebie. - wyznał, opierając swoją brodę o jej ramię.

Wyrwała się z jego uścisku i stanęła przodem do niego.

- Nie mogę. - wyszeptała.
- Możesz...
- Adam, jeszcze wczoraj powiedziałeś mi, że nie powinniśmy...
- Nie znałem sytuacji. Pomyliłem się. Kochamy się. To jest najważniejsze.
- Boję się. - wyznała, patrząc mu w oczy.
- Nie znam drugiej, tak silnej kobiety jak Ty. Podnosisz się po wszystkim. Wstajesz silniejsza. Jesteś piękna, cudowna... Tak prawdziwa. Czekałem na Ciebie od dnia, w którym się urodziłem. Jesteśmy sobie przeznaczeni. To wszystko nie jest przypadkiem. Nasza miłość nie jest przypadkiem. Zawsze lądowałaś w moich ramionach. Cokolwiek się stało, zawsze byłem obok. Popełniałem błędy, uczyłem się na nich. I teraz... Jestem gotowy. Gotowy, żeby kochać Was całym sercem. Z dnia na dzień jesteś coraz ważniejsza. Pragnąłem Cię całe swoje życie. Nigdy mi się nie znudzisz, nigdy nie będę chciał czegoś więcej. Jesteś dosłownie wszystkim. Marzeniem, dobrocią, miłością... Moim największym zatraceniem. Moim szczęściem, Wiki. Uświadomiłem sobie to dopiero wtedy, gdy Cię straciłem. Przepraszam, ale zawsze jest tak, że chcemy wracać do miejsc, które są już dla nas nieosiągalne. Ty byłaś dla mnie nieosiągalna, dlatego tak cholernie zazdroszczę sobie samemu. Zdobyłem Cię. Udało mi się. Mam to, co najważniejsze i już nigdy nie będę potrzebował nikogo innego. Nie będę chciał nikogo innego. Mam Ciebie. Dlatego chcę, żebyś zawsze była przy mnie. Zaufaj mi. Kochaj mnie tak bardzo, jak ja kocham Ciebie. Pozwól mi być tym jedynym i zostań moją żoną. Wyjdź za mnie.

Uklęknął na kolano, patrząc na jej załzawioną twarz.

- Wiktorio... - szepnął. - Uczyń mi ten zaszczyt i zostań moją kobietą. Spędź ze mną resztę życia. Proszę...
- Nigdy... Nigdy... Nigdy nie... nie pragnęłam niczego... tak bardzo jak... jak te słowa z Twoich ust... - wydusiła przez szloch.

Krajewski wstał, wyjął pierścionek z pudełeczka i nałożył jej go na palec. Przybliżył się do niej i złożył długi, namiętny pocałunek na jej ustach.

______

20 komentarzy i 40 serduszek - next!

《nasza miłość nie jest przypadkiem》Wiktoria + Adam Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz