11.

778 39 12
                                    

Typowy, leniwy wieczór. Wiktoria przygotowywała kolację, Adam siedział na kanapie i udawał, że wcale nie patrzy na jej zgrabne pośladki, a Józio nadal spał.

- Przestań. - powiedziała, wciąż odwrócona tyłem.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - odpowiedział niewzruszony.
- Gapisz się na mnie.
- Chyba mogę?
- No jasne. Na włosy, na twarz, owszem... Ale Ty do cholery pożerasz mnie wzrokiem.
- To nie moja wina, że mnie tak pociągasz.
- Twoja. - zaśmiała się.
- Nie. Twoja. Jesteś za bardzo seksowna.
- W łeb się puknij. - uśmiechnęła się pod nosem.

W tym momencie poczuła mocny dotyk na pośladkach. W jednej chwili obróciła się w kierunku szatyna i skarciła go wzrokiem.

- Nie udawaj, że Ci się nie podobało. - zakpił, patrząc jej w oczy, tym samym topiąc jej poważną minę.
- Nie podobało. - oznajmiła pewna siebie.
- Nie? Dobra, więc nie będę już tak robił.
- Ale nie przesadzaj, nie to miałam na myśli...
- Kocham Cię. - szepnął do jej ucha, a po jej ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
- Wiem.

Nagle rozległ się głośny płacz dziecka.

- Mhm... Zaczyna się. - mruknął, udając się na przedsionek, w którym stał wózek.
- Idę się kąpać. - oznajmiła, znikając za drzwiami.

Adam został sam z synem. Mały przez chwilę płakał, ale uspokojenie go nie trwało zbyt długo. Józio to nie wymagające dziecko. Łatwo jest go zagadać, jednak nie do wszystkich chętnie się uśmiecha. Szatyn przewinął mu pieluszkę i posadził na rozścielonym wcześniej kocu na podłodze. Korzystając z wolnej chwili zrobił kolację dla siebie i Wiktorii, a synkowi zagrzał mleko. Wziął go na ręce i usiadł z nim na jednym z kuchennych krzeseł.

- Józek, jedz. - prosił, widząc, że maluch wcale nie jest chętny do jedzenia.
- Może mu nie smakuje... - wtrąciła się wchodząca do pokoju Wiktoria.
- Oliwia też mu takie robi i jakoś je.
- Daj to. - nakazała, po czym chwyciła butelkę z mlekiem. - Adam, przecież to jest zimne.
- Nie dam mu ciepłego, bo się poparzy.
- Masakra... - westchnęła po cichu.

Próbowała się nie zaśmiać. Popatrzyła na niego jeszcze raz i popędziła do szafki w celu wyjęcia mleka. Te, które zrobił Krajewski wylała, a sama zrobiła nowe. Kiedy skończyła polała sobie kilka kropel na rękę, aby sprawdzić, czy jest to odpowiednia temperatura dla dziecka.

- Co Ty robisz? - spytał, zerkając na nią.
- Sprawdzam, czy nie jest za gorące.
- Ale czemu tak? - dopytywał.
- Skarbie, tak się robi.
- No to może powinniśmy postarać się o takiego brzdąca, co? Skoro jest tak obcykana w tych sprawach...
- No już... Jasne.
- Mów co chcesz. Ja nie odpuszczę.
- Dziecko jest głodne. Nie zapominaj. - zmieniła temat, podając mu butelkę z mlekiem.

Ku jego zaskoczeniu, Józek zjadł prawie wszystko. Obeszło się bez marudzenia i grymasów, co niezwykle zadziwiło Adama. Odłożył malucha ponownie na podłogę, jednak jak na złość, chłopiec zaczął płakać.

- No przestań, stary... Chciałem coś zjeść. - zaśmiał się.
- To jedz. Ja go wezmę. - zaproponowała, wyciągając ręce do niemowlaka.

Józio popatrzył na nią i niepewnie rozłożył ramiona w jej kierunku.

- Chodź tu, słodziaku. - uśmiechnęła się do niego i uniosła go ponad swoją głowę, na co chłopiec głośno się zaśmiał. - On jest rewelacyjny. - stwierdziła po chwili, kiedy brzdąc bez żadnego skrępowania unosił kąciki ust w jej kierunku.
- Ma to po tatusiu. - szepnął.
- No na pewno nie po mamusi. - zakpiła. - I co wariat? Idziemy się zaraz myć? - zwróciła się do dziecka.
- O cholera... - syknął szatyn.
- Co znowu? - spojrzała na niego pytająco.
- Nie wziąłem wanienki... - wyznał.
- Poradzimy sobie, co? - ponownie popatrzyła na chłopca.
- Zaraz go od Ciebie wezmę. Wiem, że jest ciężki.
- Ciężki? Ty oszalałeś. Wy go karmicie? On jest leciutki jak piórko.
- To Ty oszalałaś, kochanie. - oznajmił, słodko się uśmiechając.

Wiktoria obróciła chłopca tyłem do siebie i usiadła na przeciw Adama, co jakiś czas zerkając na jego twarz.

- Ubrudziłeś się. Troszkę...
- Gdzie?
- Wszędzie... Jak dziecko... Po prostu jak dziecko...
- Widzę, że coraz częściej pojawia się u nas temat dzieci, kochanie. - stwierdził, czekając na odzew z jej strony.
- Nie zaczynaj. Dobrze jest tak, jak jest.
- Czyli nie chcesz mieć dzieci? - spytał, nie owijając w bawełnę.
- Nie wiem. Nie teraz. Dopiero się zeszliśmy. Cieszmy się na razie wolnością, dobrze?
- Mhm... - mruknął pod nosem.
- Adam, nie obrażaj się...
- Nie, Wiki. Ja się nie obrażam. - przerwał jej. - Ale chodzi raczej o to, że moim marzeniem jest mieć dziecko. Z Tobą.
- Spełnimy to Twoje marzenie. Przysięgam. Ale jeszcze nie teraz.
- Trzymam Cię za słowo... Chodźmy, pora kąpania.
- Wiem, wiem. Pójdę nalać dla niego letnią wodę.
- Ale ja miałem na myśli naszą kąpiel, skarbie.
- Debil...

____________

Oj rozkręca się!!! Podoba się? Next = 20 serduszek i 10 komentarzy!

《nasza miłość nie jest przypadkiem》Wiktoria + Adam Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz