6.

797 30 4
                                    

Zbliżała się godzina osiemnasta. Wiktoria przebrała się ponownie w ubrania, w których przyszła do szpitala. Czuła na sobie zapach Adama, a wszystko przez jego koszulę, idealnie układającą się na jej ciele. Wyszła z budynku i dostrzegła zakapturzoną postać, idącą wprost na nią. Niepewnie wyciągnęła telefon i udawała, że dzwoni do koleżanki, jednak nie pomogło to w pozbyciu się mężczyzny.

- Nie poznajesz? - zakpił, odsłaniając pobitą twarz.
- Eryk... Odejdź stąd. I już nigdy nie wracaj. - wycedziła ze strachem.
- A co to za minka? Boisz się mnie? Pięknie... Idealnie. - szepnął. - Zemszczę się, gwiazdeczko.
- Hej! - usłyszała krzyk za sobą.

Ni stąd ni zowąd pojawił się Adam. Odepchnął Eryka tak mocno, że ten przewrócił się na ziemię.

- Daj jej spokój, słyszysz?! Jeszcze raz Cię tu zobaczę, a przysięgam, że Cię zabiję! - ryknął głośno, nie wiedząc, że na ławce za drzewem siedzi Oliwia, dyskretnie przyglądając się tej sytuacji.
- Głupia suka! - krzyknął powoli.

Krajewski nie wytrzymał. Automatycznie zacisnął dłoń w pięść i uderzył prawnika prosto w nos, na co ten tylko syknął z bólu.

- Jesteście NIENORMALNI! - warknął, podnosząc się z ziemi.

Wiktoria jednym, szybkim ruchem wtuliła się w tors szatyna. Po jej policzkach spłynęła łza, którą Adam natychmiast starł opuszkiem palca. Kobieta przywarła do niego jeszcze mocniej, a on odwzajemnił uścisk, gładząc ją po rozpuszczonych włosach.

- Już wszystko dobrze. - szepnął do jej ucha.
- Boję się, Adam.
- Nie pozwolę Cię skrzywdzić. Nigdy. - odsunął ją od siebie, kładąc ręce na jej biodrach. - Pięknie wyglądasz. Pasuje Ci ta koszula. - oznajmił.

Dopiero teraz na jej twarzy pojawił się uśmiech.

- Muszę już iść. Dziękuję Ci za wszystko. - powiedziała, zsuwając jego ręce z jej ciała.
- Dokąd Ty chcesz iść?
- Do domu...
- Odwiozę Cię. - poinformował, delikatnie gładząc jej twarz. - Nie zostawię Cię. Nigdy.

《nasza miłość nie jest przypadkiem》Wiktoria + Adam Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz