4.

1.9K 35 5
                                    

Rudowłosa przebrała się w białe spodnie i niebieski fartuch. Dyskretnie wyszła z pomieszczenia, upewniając się, że nie wpadnie na któregoś z dyrektorów szpitala. Po raz kolejny się spóźniła, a nie ma najmniejszej ochoty wysłuchiwania ich ględzenia. W oddali dostrzegła Eryka, przechadzającego się przez korytarz.
- Cholera, co on tu znowu robi? - mruknęła do siebie.
- Wiki! - krzyknął, kiedy zobaczył ją w oddali.
Szedł w jej kierunku. Przytulił ją i czule pocałował usta.
- Eryk, nie możesz tutaj tak przychodzić.
- Dlaczego? Nie pasuje Ci to, że Cię odwiedzam?
- Nie... To nie tak... Po prostu... Ja muszę pracować i skupiać się w stu procentach na wykonywanej czynności.
- Rozumiem. Przepraszam. Do zobaczenia w domu. - uśmiechnął się i odszedł.

Adam siedział na jednym z krzeseł i przyglądał się tej niezwykle ciekawej scenie. Czuł radość i satysfakcję, gdyż wiedział, że Wiktoria kłamie.
Kiedy była z nim, potrafili się całować w każdym pomieszczeniu szpitalnym. Przytulali się, chodzili za rękę. To, co powiedziała Erykowi to zwyczajny pretekst, żeby utrzymać dystans.  Kobieta odeszła, a szatyn wstał z miejsca. Spojrzał na podłogę i ujrzał mały, błyszczący przedmiot. Nachylił się i podniósł niewielkie serduszko z wyrytymi inicjałami.
- Ciągle go nosi... - szepnął do siebie.

Przypomniała mu się sytuacja sprzed kilkunastu miesięcy, kiedy zabrał Wiktorię na romantyczny spacer po parku. Było już późno i ciemno, a oni chodzili przez alejki, rozmawiając ze sobą na każdy możliwy temat. W pewnym momencie Adam zatrzymał się i ujął jej dłoń, patrząc głęboko w oczy.

- Mam coś dla Ciebie. - wyznał.
- Co takiego?

W tej chwili, szatyn wyjął z kieszeni bransoletkę ze złotym serduszkiem, na którym widniał napis: A+W, a pod spodem, nieco mniejszym druczkiem data: 12.05.2016r.

- Noś ją, dopóki będziesz mnie kochać. Wtedy ja też nie przestanę.

Niedługo mijałyby dwa lata razem. Osiem miesięcy później pojawiła się Oliwia. Józio ma za niedługo rok. Wszystko potoczyło się nie tak, jak powinno.

Schował ją do kieszeni, po czym ruszył przed siebie. Przez cały dzień nie spotkał Wiktorii, chociaż zazwyczaj mijali się po dwadzieścia razy dziennie. Skończył dyżur. Przebrał się w swoje ubrania i pojechał do domu. Do domu Wiktorii. Stał pod blokiem i zobaczył, że światło pali się tylko w jednym pokoju. Zaniepokojony udał się na górę. Pukał i dzwonił do środka, jednak nikt nie otwierał. Usłyszał jedno, głośne słowo.
- Zostaw!
Wziął długi rozbieg i z całą prędkością uderzył w drewniane drzwi, które z trzaskiem runęły na ziemię. Zwijał się z bólu. Nie mógł ruszyć barkiem, jednak wbiegł do mieszkania, obawiając się najgorszego. W salonie dostrzegł Wiktorię z podwinietą do góry sukienką, a nad nią Eryka, który w tym momencie uderzył ją w twarz. Stał w bezruchu, jakby nagle odebrano mu najważniejszą cząstkę potrzebną do życia. W jego oczach pojawiły się łzy, które szybko spłynęły po policzkach. Zebrał się w sobie i podbiegł do brutala. Szarpnął go dwoma rękoma i odciągnął od kobiety. Spojrzał w jej zapłakane oczy i w tej krótkiej chwili otrzymał potężny cios w twarz. Obrócił się i ze zdwojoną siłą pociągnął Eryka za kark. Wziął zamach, a jego pięść wylądowała na nosie mężczyzny.

- Uciekaj! - krzyknął do Wiktorii, która bała się wykonać jakikolwiek ruch. - Błagam! Uciekaj! - powtórzył przez łzy. - Proszę Cię... - oznajmił błagalnym tonem, siłując się z prawnikiem.

Posłuchała go. Uciekła na klatkę schodową, a tam wezwała policję i pogotowie ratunkowe. Nie wiedziała, do czego Eryk jest zdolny, a bała się o Adama. To romantyk. Nie potrafił się bić. Bynajmniej tak jej się zdawało. Uratował ją, ocalił. Jest bohaterem. Jej bohaterem.

《nasza miłość nie jest przypadkiem》Wiktoria + Adam Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz