1.

1.1K 31 4
                                    

Szpitalny korytarz był przepełniony młodymi, ekscytującymi się ludźmi, a za drzwiami gabinetów można było usłyszeć odgłosy dwóch dyrektorów szpitala. Dzisiejszego, słonecznego, letniego dnia profesor Andrzej Falkowicz, postanowił zająć się na poważnie budowaniem perfekcyjnego sztabu lekarskiego. W Leśnej Górze panował hałas i zamęt. Adam szedł szybkim krokiem, co jakiś czas przeciskając się przez tłum ludzi. Minął ostatnią grupę osób i skręcił w bok, gdzie można było delektować się ciszą. Szedł dalej z lekko przymrużonymi oczami. Poczuł mocne uderzenie w brodę, co natychmiast wyrwało go z transu.
- Co Ty robisz baranie?! - krzyknęła, patrząc na jego twarz.
- To Ty chodzisz jakbyś chciała, a nie mogła. - prychnął.
- Czy Ty jesteś normalny, człowieku?
- Ja tak, ale z Tobą chyba gorzej. To Ty na mnie wpadłaś!
- Adam, przestań! Czy Ty zawsze musisz zaczynać kłótnię? Nie możemy porozmawiać, jak zwyczajni, cywilizowani ludzie? To jest jedyne miejsce w tym szpitalu, gdzie można swobodnie oddychać i delektować się ciszą. Przymknęłam oczy i Cię nie widziałam, ale Ty też mógłbyś uważać, jak łazisz. Może gdzieś swoją Oliwkę zobaczyłeś, co? Albo jakąś inną. Dla Ciebie to przecież i tak bez znaczenia. Nie ważne, czy znasz, czy nie znasz. Byle by była. - zaśmiała się i minęła go.

Na jej twarzy pojawił się grymas smutku. Cały hałas, który słychać było na korytarzu docierał do niej niewyraźnie, jakby przez echo. Myślami była zupełnie gdzie indziej. Znowu on. Po raz kolejny Adam, który krąży w jej myślach od pierwszego dnia, w którym się spotkali. Nie potrafiła zaakceptować myśli, że on jest szczęśliwy. Szczęśliwy z inną kobietą.

Krajewski uśmiechnął się sztucznie, udając, że nic takiego się nie stało. Zabolały go jej słowa, gdyż wiedział, że ma rację. Nienawidził siebie za to, co zrobił. Zdradził ją, a ona wcale nie zasłużyła sobie na takie traktowanie. Wciąż ją kochał. Pocieszał się jedynie myślą, że po prostu są dla siebie stworzeni i jeśli mają być razem - to będą. Dowodem tego jest ta sytuacja. Ponownie spotkali się, robiąc to samo.
Szatyn często odnosi wrażenie, że ich mózgi są złączone, tak jakby były sobie przeznaczone...
Z rozmyśleń wyrwał go mocny, męski głos.
- Ej, laluś. Widziałeś Wiki? - spytał obojętnie.
- Nie. - skłamał i odszedł.
Eryk doskonale wiedział, że Adam to typ romantyka. Delikatny, wrażliwy chłopiec, wychowujący się bez matki i ojca. Nigdy się nie bił, zawsze był spokojny i wyważony, ale miał jedną, poważną wadę - nie potrafił utrzymać się przy kobiecie dłużej, niż miesiąc.
Wyjątkiem była Wiktoria, która zmieniła go o sto osiemdziesiąt stopni. Pokazała mu to, co w nim najlepsze, a on wiedział, że jest kobietą jego życia. Bał się o nią. Jak o przyjaciółkę. Nie miał prawa mówić jej, kto jest dla niej odpowiedni. Już raz spróbował, a ona odpowiedziała mu: Każdy jest lepszy od Ciebie.
Te słowa wciąż krążyły w jego głowie, jednak wciąż odnosił wrażenie, że Eryk nie jest dobrym wyborem. Niby miły, kochany, ułożony, jednak Krajewski wiedział, że blondyn coś ukrywa. Obiecał sobie, że nie pozwoli, by ktokolwiek ją skrzywdził.

《nasza miłość nie jest przypadkiem》Wiktoria + Adam Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz