19.

576 39 11
                                    

Na dworze wiał delikatny, chłodny wiatr, który w dniu dzisiejszym był idealnym dodatkiem do ciepłego powietrza na zewnątrz. Wiktoria szła w kierunku szpitala, zastanawiając się w jaki sposób mogłaby przekonać Adama do zmiany decyzji. Pozostało jej tylko czekać, z nadzieją, że żaden z lekarzy nie zgodzi się na przedwczesne ściąganie gipsu. Po pięciu minutach dotarła na miejsce.
Wbiegła do budynku i bez zastanowienia ruszyła do recepcji.

- Cześć, Majka. Nie było u nas Adama?
- Dzień dobry, Pani doktor. Kilka minut temu szukał Profesora Falkowicza, ale nie wiem, gdzie znajduje się teraz. - wytłumaczyła, rozglądając się w koło.
- Dzięki. - odpowiedziała w biegu i postanowiła poszukać mężczyzny w gabinecie dyrektora.

Weszła do windy i udała się na trzecie piętro. Szła korytarzem, zerkając na każdą salę, w obawie, że właśnie tam znajduje się Adam. Zatrzymała się przy pomieszczeniu, na którego drzwiach widniał napis : Dyrektor Prof. Andrzej Falkowicz.

Delikatnie zapukała do środka. Cisza. Zdenerwowana wyjęła telefon z kieszeni i wybrała numer ukochanego. Ku jej zdziwieniu usłyszała wyraźne i głośne:

- Halo?
- Adam?! Gdzie Ty do cholery jesteś?
- No w gabinecie ortop...

Nie wysłuchała go do końca. Rozłączyła się i pobiegła w kierunku sali ortopedycznej, zapominając w pośpiechu o torebce, zostawionej przez nią na krześle przy gabinecie dyrektora.

Bez pukania wparowała do pomieszczenia, o którym powiedział jej szatyn.

- Nie zdejmuj mu tego! - krzyknęła do zdezorientowanej kobiety.
- Wiki, nie rób scen. Zaraz Ci wszystko wyjaśnię. - stwierdził spokojnie.
- Nie możesz być tak nieodpowiedzialny! - weszła mu w słowo.
- To może ja zostawię Was samych. Pójdę po nożyczki. - wtrąciła się lekarka, po czym opuściła gabinet.

Wiktoria usiadła na kanapie dla pacjentów, tuż obok Adama.

- Chcesz mieć ze mną dziecko... - zaczęła.
- Tak, chcę.
- Nie przerywaj mi. Teraz ja mówię. Ja Ci nie wchodzę w słowo.
- Kłóciłbym się. - szepnął do siebie.
- Nie przerywaj mi. - powtórzyła. - Nie rozumiem. Jak możesz być tak nieodpowiedzialny? Czy ty wiesz ile czasu trzeba poświęcić małemu dziecku? Powinieneś to doskonale wiedzieć. Nie poradzę sobie sama, a Ty nie będziesz w stanie mi pomóc z wiecznie bolącą nogą. Jesteś chirurgiem. Codziennie mówisz to pacjentom, a sam nie potrafisz zrozumieć?
- Skończyłaś? - spytał, zerkając na jej twarz.
- Tak. - odpowiedziała oschle.
- Nie mam złamanej nogi. I nigdy nie miałem. Pomylili moje badania. Wszystko przez nowego ortopedę. W moim przypadku skończyło się na nadciągnięciu stawu skokowego. Eryk musiał nadepnąć mi na kostkę, kiedy odchodził.
- Czekaj... co?
- Nie potrzebuję gipsu. Nic mi nie jest, Wiki.
- Nie wiem, co o tym myśleć... Przecież jesteś pracownikiem tego szpitala, jak mogli pomylić Cię z obcym człowiekiem? - dopytywała.
- Badanie moje i tego chłopaka, było robione prawie w tym samym momencie. Mój lekarz wziął nie to zdjęcie, które powinien był wziąć. Nie popatrzył na podpis, bo uznał, że wszystko się zgadza.
- Tak bardzo Cię przepraszam.
- Chciałaś dla mnie dobrze. Cieszę się, że mam obok tak cudowną kobietę.
- Wreszcie będę mogła normalnie się do Ciebie przytulić. - wyznała.
- A ja będę mógł Cię łapać za tyłek.
- Zaczyna się...
- Nie udawaj, że Cię to nie kręci, kochanie.
- Uczcimy to dzisiaj.
- Tak, stanowczo za długo bez seksu...
- Masakra... - szepnęła.
- Co?
- Czy Ty zawsze musisz być tak szczery? - parsknęła śmiechem.
- Lubisz mnie takiego. - stwierdził, po czym delikatnie musnął jej usta.

___________________

Next = 10 komentarzy (minimum) i 18 serduszek:)

《nasza miłość nie jest przypadkiem》Wiktoria + Adam Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz