"Biegasz mi po głowie,
ale to ja się wciąż męczę"
Mimo, że trening na siłowni miałeś odbyć dopiero o jedenastej, to od dobrych dwóch godzin krzątałeś się po wnętrzu swojego mieszkania. A raczej snułeś, nie wiedząc co ze sobą począć. Zawyłeś zirytowany pod nosem, wznosząc głowę ku górze i wbijając spojrzenie w śnieżnobiały sufit. W końcu opadłeś na jedno z krzeseł usytuowanych przy kuchennym stole i przywarłeś wargami do ulubionego kubka, chłonąc ciemny, parujący napój, w którym zatopiłeś pokłady nadziei, że postawi cie na nogi po fatalnej nocy. W łóżku bez obecności szatynki, do której już przywykłeś nie byłeś w stanie zrobić niczego innego po za ciągłym przewracaniem się na bok i odkrywaniem lub zakrywaniem swojego umięśnionego ciała. W końcu będąc u szczytu wytrzymałości poderwałeś się do pozycji siedzącej, a chwilę później na dobre opuściłeś miękki materac, który zdążył już przestać pachnieć jej otumaniającymi cię perfumami. Prychnąłeś pod nosem, dochodząc do wniosku, że ta dziewczyna oceniana przez ciebie wyłącznie jako dziwka przeszyła twoje życie na wskroś swoją osobą, przez co coraz bardziej zastanawiałeś się nad zarzutami Fornala skierowanymi w twoim kierunku podczas wczorajszej wizyty. Przetarłeś dłonią twarz wykończony już tym wiecznym mętlikiem w twojej głowie, który miałeś wrażenie, że powoli wypala ci w niej dziurę. Czułeś się cholernie wyczerpany psychicznie i jęczałeś błagalnie, prosząc w myślach, aby to już dobiegło końca, lecz nic nie zwiastowało finiszu tych męczarni. A do jeszcze głębszego szału doprowadzał cie fakt, że szatynka milczała od kilkunastu godzin. Przełknąłeś ostatni łyk gorącej jeszcze kawy i podreptałeś do okna w salonie, aby poobserwować panoramę budzącego się ze snu miasta. Mimowolnie kąciki twoich ust wzniosły się na wyżyny, gdy twój umysł odtwarzał moment, kiedy obejmowałeś w tym miejscu czule kobietę, która wzbudziła w tobie jakiekolwiek pokłady człowieczeństwa. Od tamtego momentu uwielbiałeś do niej przywierać swoim ciałem pod wpływem najdrobniejszego pretekstu tylko po to, aby poczuć promieniujące od jej sylwetki ciepło, które koiło każdą komórkę twojego zwalonego tuzinem wątpliwości umysłu oraz przynosiło ulgę dla potrzebującego bliskości ciała. Ulice Radomia powoli zaczęły zapełniać się samochodami różnorakich marek, a na chodnikach zaczęli pojawiać się pierwsi obywatele tego miasta. W tym właśnie momencie nieskazitelną, błogą ciszę panująca w twoim lokum przeszyła znajoma melodia. Oderwałeś wzrok od krajobrazu rozciągającego się za taflą szyby i zerknąłeś na oświetlony wyświetlacz telefonu, upewniając się czy, aby ci się ci nie przesłyszało, bo w końcu Michale wariowałeś i mogłeś spodziewać się wszystkiego. Podbiegłeś do wydającego dźwięk urządzenia i w popłochu przeciągnąłeś zieloną słuchawkę po ekranie, zauważając zdjęcie dziewczyny zajmującej każdą twoją myśl.-Kto to się odezwał.-ironia wzięła nad tobą górę.-Witaj Juleczko.
-Michał...-zamarłeś, gdy dotarł do ciebie jej pełen lęku, drżący głos.- Ja, ja...-jąkała się, nie mogąc ubrać słów w jedno składne zdanie.- On tu jest! Widziałam go! Jest pod moim blokiem! -wyrzucała z siebie pociski słowne niczym z karabinu maszynowego.
-Julka, uspokój się i powiedz mi powoli o kogo chodzi.-ton twojego głosu przybrał barwę łagodnego.
Nie miałeś sumienia atakować ją zarzutami, że odzywa się tak nagle po tak długim czasie. Nie kiedy oczami wyobraźni widziałeś jak dygotała z przerażenia, jak panicznie rozchylała i przymykała te słodkie usta, jak... Cała irytacja jaką względem jej czułeś, cała zawiść po tym jak cię potraktowała odpłynęła, gdy z jej ust wydobyło się twoje imię rzucane z wyraźną obawą, a nie czułością czy pewnością siebie jak czyniła to zazwyczaj.
CZYTASZ
Życie to bieg przez kosmos, trochę łez, czasem rozkosz II Michał Filip
FanfictionMichał Filip napotyka na swojej drodze Julię, z którą spędza przypadkową noc. Jak się później okazuję dziewczyna zaczyna intrygować atakującego swoją tajemniczością. Na jaw wychodzi pewien sekret, który zmienia wszystko. Jakie losy połączą tą dwójkę...