Dwadzieścia pięć

166 11 4
                                    

"Mam nadzieję, że karma uderzy cię w twarz,

zanim ja to zrobię. "

Naciągnęłaś na głowę kaptur bordowej bluzy i omiotłaś przelotnym wzrokiem otoczenie, oczekując aż w oczy rzuci ci się coś charakterystycznego, co mogło należeć do niego. Nie pomyliłaś się. Byłaś przekonana, że go tutaj znajdziesz. Na jednej z ławek spoczywał starszy mężczyzna, na które widok oblewały cię zimne dreszcze, a serce wybijało znacznie szybszy rytm i to nie z powodu radości na jego obecność, a strachu jaki niejednokrotnie cię paraliżował na myśl o nim, lecz nie tym razem. Teraz miało być inaczej. Potarłaś zziębnięte dłonie, mając w głowie słowa Fornala, które rozbrzmiewały w niej jak mantra. „Tylko nie wpakuj się w żadne kłopoty. Michał by mi tego nie wybaczył.", ale ty nie potrafiłaś siedzieć bezczynnie i wpatrywać się w maszynę czuwającą nad życiem twojego ukochanego. Musiałaś wyrównać porachunki, choć może stawienie się w radomskim parku w samotności tak późną porą było niebezpieczeństwem. Nienawiść jaką pałałaś do tego człowieka przysłaniała ci trzeźwe myślenie. Gardziłaś nim. Pragnęłaś by zapłacił za wszelkie krzywdy jakie ci wyrządził, a ta ostatnia była przekroczeniem twojej granicy wytrzymałości. Miarka się przebrała, a on musiał zdać sobie z tego sprawę.

-Nie miałeś prawa go tknąć?! Słyszysz, kurwa?! Nie miałeś!-przystanęłaś naprzeciw mężczyzny, przeszywając go przesiąkniętym zawiścią wzrokiem.

Kopnęłaś w szklaną, ciemną butelkę wypełnioną zapewne do niedawna chmielowym trunkiem, aby dać ujście emocjom jakie zawładnęły twoim drobnym ciałem, które sprawiało wrażenie niewinnego. Zacisnęłaś dłonie w pięści, wbijając długie paznokcie we własną skórę, co częściowo sprowadzało na ciebie ukojenie. Spoczywający przed tobą osobnik zadarł głowę ku górze i prychnął pod nosem na twoje słowa, aby po chwili roześmiać się w szydzący sposób i poderwać z ławki.

-Żartujesz sobie ze mnie?! Myślałaś, że tak to się skończy nędzna kurewko?!-zbliżył się do ciebie niebezpiecznie i spojrzał głęboko w oczy.

-Nie jestem ci nic winna, więc do cholery wypierdalaj z mojego życia i ani się waż zbliżać do najbliższych mi osób! Jesteś kurwa nienormalny!

-Jakaś jebana dziwka nie będzie mi dyktować co mam robić.

-Załatwię cię tak, że się nie pozbierasz.-wypowiedziałaś pewnie, spoglądając na niego z wyższością.

-Nie zrobisz tego.-odparł ostro, przybierając na twarz cwany, przebiegły uśmiech i oplótł twój nadgarstek swoimi palcami.- Mnie nie da się załatwić, złotko.

-Zniszczę cię tak jak ty zniszczyłeś jego zdrowie.-wysyczałaś przez zaciśnięte zęby, wyrywając się z jego uścisku.

Okręciłaś się na pięcie i ruszyłaś w kierunku wyjścia z parku. Przymknęłaś powieki, pragnąc powstrzymać cisnące ci się do oczu łzy. Nie mogłaś okazać teraz słabości. Musiałaś być silna i zniszczyć tego gnoja raz na zawsze, aby nie mógł zagrozić już tobie ani jemu. Nie mógł odebrać ci jedynej rzeczy jaka trzymała cię na tym świecie. Nie pozwolisz mu odebrać ci Michała, który zmienił twoje życie i przerwał piekło jakie dotknęło cię wystarczająco głęboko. Zatrzasnęłaś za sobą drzwi czarnej Toyoty i spojrzałaś przelotnie na twarz bruneta, zapinając pas bezpieczeństwa.

-I jak?- skierował pytanie w twoją stronę libero.

-Sprawiał wrażenie pewnego siebie, ale wewnątrz pewnie trochę się przestraszył.-odparłaś, wzdychając głośno.- Jedźmy już stąd.

-Jasne.-skinął głową libero.- Herbata u mnie? Nie puszczę cię po takich przeżyciach samej do domu. -mruknął, włączając się do ruchu drogowego.

Życie to bieg przez kosmos, trochę łez, czasem rozkosz II Michał FilipOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz