Dziewiętnaście

171 10 5
                                    


"Nie boimy się własnej

śmierci tak bardzo, jak

odejścia tych, których

kochamy. Nie umiemy

pogodzić się z ich stratą

i doprowadza nas to

do szaleństwa."

Wparowałeś do wnętrza mieszkania i oszołomiony całą sytuacją dałeś upust swoim emocjom, uderzając kilkukrotnie otwartą dłonią w pobliską ścianę. Wyładowywanie się na fundamentach nie przyniosło ci jednak ulgi, a jedynie przeszywający, pulsujący ból ręki. Strzepałeś dłoń jakby to miało zapewnić ci ukojenie, lecz na niewiele się to zdało. Wykonałeś kilka kroków w głąb salonu i natrafiłeś błękitnymi tęczówkami na drobiazgi należące do szatynki, którymi pokryty był niewielki stolik usytuowany przy sofie. Wciągnąłeś gwałtownie powietrze, odczuwając zalewającą cię furię, która powróciła niczym bumerang ze zdwojonym pokładem sił, siejąc spustoszenie w twojej głowie. Zapragnąłeś rozewrzeć wszystkie okna w twoim lokum i przez nie pozbyć się dobytku Julki, którym zapełniało się twoje mieszkanie z dnia na dzień. Aż w końcu narosła w nim spora zawartość jej rzeczy, które powodowały nikły uśmiech na twoich ustach, gdy odnajdywałeś je wzrokiem na co dzień. Teraz jednak jedyne co to wzmagały w tobie złość na samego siebie, że pozwoliłeś jej się do siebie tak niebezpiecznie blisko zbliżyć. Uformowałeś dłonie w pięści i jednym stanowczym ruchem strąciłeś ze stolika stertę jej rzeczy, sunąc pełnym błyskawic wzrokiem po spotykających się z podłogą przedmiotach. Wzdrygnąłeś się na odgłos tłuczonego szkła, za którym kryło się jedno z waszych wspólnych zdjęć oraz roztrzaskującej się na kawałki porcelany, na której często odnajdywałeś ślad po jej ulubionej szmince, gdyż nałogowo pochłaniała w tym kubku kawę i w nieświadomym dla ciebie czasie przywłaszczyła go sobie, czemu nie miałeś nic przeciwko.

-Jebana kurwa.-fuknąłeś pod nosem, wodząc wzrokiem po jej twarzy przedstawionej na śliskim papierze.

Jej ciemne tęczówki połyskiwały wesoło wpatrzone wprost w twoje oczy, a kuszące, pełne usta rozświetlał subtelny, ale jakże szczery uśmiech. Wspierałeś dłonie na jej biodrach i chłonąłeś wzrokiem jej nieskazitelną twarz z błąkającym się na twojej twoich wargach nikłym uśmiechem. Odrzuciłeś od siebie fotografię, a wtem o ściany twojego zacisza obiła się znajoma melodyjka. Prychnąłeś pod nosem, przypuszczając, że to szatynka zapewne postanowiła ponowić swoje próby namówienia cię do jej wysłuchania lub poprosić o przygarnięcie do siebie na najbliższą noc. Mimo wszystko uległeś swojemu zaintrygowaniu czy to, aby na pewno ona i podreptałeś do drzwi. Bez spoglądania w łucznik przekręciłeś kluczyk z charakterystycznym trzaskiem i pociągnąłeś za klamkę, otwierając drzwi. Twoje intensywne, błękitne tęczówki studiowały uważnie twarz spoczywającego przed tobą libero, chcąc wybadać czy nie masz halucynacji, co w twoim stanie nie było wcale takie dziwne.

-Przyszedłeś mi kurwa doszczętnie życie zniszczyć?-syknąłeś przez zaciśnięte zęby w kierunku twojego gościa.

-Michał, ja wiem, że...-rozpoczął łagodnie, ale ty mu raptownie przerwałeś.

-Co wiesz?! Co kurwa wiesz, Wasyl?! Nie wiesz jak to jest do cholery kochać, bo nigdy nikogo nie kochałeś! -warknąłeś.-A potem nagle dostajesz w pysk i całe twoje życie lega w gruzach, bo to ona okazuje się nim, całym światem, wszystkim na czym ci zależy.-dodałeś łamiącym się głosem.- To skarb mieć takiego przyjaciela jak ty, Kacper. Naprawdę kurwa. Nawet nie wiem czym ci tak pięknie zapłacić za taki cios.- ironizowałeś.

Życie to bieg przez kosmos, trochę łez, czasem rozkosz II Michał FilipOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz