Trzydzieści pięć

117 6 4
                                    

"Dla niektórych istnieje tylko ta jedna,

jedyna osoba, od początku, do końca. Nikt

inny nie pasuje. Nikt inny nie trafia do serca

w ten sposób."


Zamoczyłeś usta w ciepłej cieczy i przymknąłeś powieki, rozkoszując się jej wyrazistym smakiem pieszczącym twoje kubki smakowe. Zerknąłeś na wyświetlacz telefonu, upewniając się czy masz odpowiedni zapas czasu i wystukałeś na ekranie krótką wiadomość do Tomka. Poderwałeś się z krzesła przy kuchennym stole i odstawiłeś puste naczynie do zlewu. Zakradłeś się jeszcze do sypialni, aby sprawdzić czy twoja współlokatorka nadal przebywa w krainie Morfeusza, z której ty zrezygnowałeś w dobrym celu. Przystanąłeś w progu pomieszczenia i wzniosłeś nikle kąciki ust, obserwując jak szatynka tuli twarz do poduszki, a jej klatka piersiowa miarowo się unosi i opada. Ciemne kaskady rozsypane na miękkim materiale o śnieżnobiałej barwie wyraźnie kontrastowały z poduszką, a ona wyglądała jak anioł. Olśniewała swoim pięknym blaskiem nawet podczas snu. Musnąłeś przelotnie wargami jej czoło i zostawiając małą karteczkę na szafce nocnej by się nie martwiła opuściłeś pomieszczenie, a następnie mieszkanie. Chwilę później przytrzaskiwałeś klapę od bagażnika, który wypełniony był rozmaitymi rzeczami do realizacji twojego planu na dzisiejszy dzień, a właściwie popołudnie i zamknąłeś drzwi od strony kierowcy, obierając cel na stolice. W towarzystwie radiowych hitów przemierzałeś dystans dzielący cię od miejscowości, w której niegdyś bywałeś częściej, zważając na twoją byłą dziewczynę, ale teraz zaglądałeś tam ze znacznie innego powodu. A mianowicie życie tam wiódł przecież twój starszy brat, do którego czasami wpadłeś z niezapowiedzianą wizytą. Dziś także miałeś taki zamiar, lecz musiałeś zobaczyć jak potoczą się twoje dzisiejsze plany. Nucąc pod nosem piosenkę rozbrzmiewającą po wnętrzu samochodu skręciłeś w jedną z bocznych uliczek i chwilę później twoim oczom ukazało się skupisko drzew. Zagłębiłeś się w Lesie Bielańskim i zaparkowałeś w upatrzonym miejscu. Opuściłeś auto i oparłeś się plecami o drzwi kierowcy, wzdychając głośno. Fornal powinien tu być dwadzieścia minut temu według swoich zapewnień, a ty nadal nie dostrzegałeś go w zasięgu swojego wzroku.

-Gdzie ty kurna jesteś?!- krzyknąłeś do telefonu po wybraniu jego numeru i zaakceptowania przez niego próby połączenia.

-Przecież jestem już na miejscu. Po co się drzesz?- odpowiedział ci ze stoickim spokojem, a w tle dało się słyszeć odgłos samochodu.

-Tak? Ja tutaj stoję i nadal cię kurna nie ma. Od której ty strony wjechałeś debilu?!-pokręciłeś głową z niedowierzaniem nad jego osobą.

-O cholercia! Chyba mi się coś pojebało!- wrzasnął jakby go oświeciło przyjmujący.

-No to z pewnością.- westchnąłeś nad jego ogarnięciem.- Masz pięć minut!-wykrzyknąłeś stanowczo i zakończyłeś połączenie.

Tymczasem ty zadarłeś ku górze klapę od bagażnika i wypakowałeś wszystkie rzeczy. Najpierw rozścieliłeś kocyk, a pomiędzy jednym a drugim drzewem rozłożyłeś skrzynki z jasnego drewna. Wtem do twoich uszu dotarł odgłos silnika samochodu, a oczom ukazał się czarny Hyundai. Sięgnąłeś po butelkę z wodą i zwilżyłeś chłodną cieczą gardło, podchodząc w kierunku fury. Ku twojemu zdziwieniu wysiadł z niej nie tylko sam Tomasz, ale także Dominika. Blondynka posłała ci szeroki uśmiech, a twoje błękitne tęczówki mimowolnie sunęły po jej drobnej sylwetce, wypatrując pierwszych oznak noszenia pod sercem potomka lub potomkini twojego przyjaciela. Jej płaski dotąd brzuch lekko odstawał od obcisłego materiału ciemnej koszulki, ale zauważyć się to dało dopiero przy uważnym przyjrzeniu. Fornal przywitał się z tobą lekkim uściskiem, a ty poklepałeś go po ramieniu i poruszyłeś znacząco brwiami :

Życie to bieg przez kosmos, trochę łez, czasem rozkosz II Michał FilipOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz