25. Ty?

129 11 0
                                    

Gdy ją puścił, zrobiła krok w tył i uważnie na niego spojrzała. Odważył się zajrzeć jej w oczy i także cofnął się, miał wrażenie, że zobaczył piekło.

- Nigdy. Więcej. Tak. Nie. Rób. - powiedziała przez zaciśnięte zęby.

- Przepraszam- powiedział cicho, zbyt cicho, aby go usłyszała.

Odwróciła się na pięcie i zniknęła mu z oczu, miał wrażenie, że w tej chwili stracił wszystko. Zastygł w bezruchu i chciał rozpaść się na milion małych kawałków. W końcu, potrącany co chwilę przez różne osoby ruszył się i wyszedł na pustą przestrzeń. Przeszedł kawałek, aby znaleźć się bardziej z boku, nie wszyscy musieli widzieć, jak rozpada się.  Czując chłodny powiew wiatru, otrzeźwiał. Złapał się za głowę i miał ochotę krzyczeć, jednocześnie rwąc sobie włosy z głowy. Zdusił w sobie ten krzyk, jedynie w jego oczach pojawiły się łzy. Oparł się o drzewo w pobliżu i zamknął oczy, nie chciał płakać. Mimo tego spod jego powiek wypłynęło kilka łez. Pociągnął nosem i wziął głęboki oddech, powoli osunął się na ziemię. I pękł, schował twarz w dłoniach i zaczął łkać, stracił wszystko, na czym mu zależało. Raz po raz odtwarzał w głowie tę scenę, gdzieś wewnątrz pojawiała się w nim radość, ale była szybko tłumiona przez wszystkie negatywne skutki. Płakał, nie będąc w stanie znieść myśli, że zawalił. Jak mógł być tak głupi? Przecież wiedział jak, najprawdopodobniej zareaguje. Ten jeden raz nie do końca przemyślał to, co robi, kierowany zbyt wielkim podnieceniem jej bliskością i nagromadzonymi emocjami.

Nie był w stanie, powiedzieć ile tak siedział, nie poza nią nie istniało dla niego. Równie dobrze mógłby teraz być koniec świata, a on by tego nie zauważył, jego świat skoczył się kilkanaście minut temu. Nie słyszał co dzieje się wokół niego, twarz ciągle miał zasłoniętą, był jak zastygły posąg. Który powoli pęka, by w końcu rozpaść się na setki niemożliwych do sklejenia kawałków.

Podniósł głowę, gdy wyczuł wokół sobie jakiś większy ruch i nie mylił się, przed nim stała dwóch pijanych typów. Mówili do siebie coś nie do końca zrozumiałego, ale nie trzeba było wiele, żeby ogarnąć, że nie mają dobrych chęci. Szybko podniósł się i chciał ich wyminąć, ale jeden z nich popchnął go  aż odbił się od drzewa.

- Nie chce kłopotów- powiedział, mimo okropnej suchości w ustach.

- Nawet głos ma jak pedał- zaśmiał się jeden z nich.

- Mówiłem ci...

Luke znowu podjął próbę ucieczki, z takim samym marnym efektem. Chciał krzyczeć, przecież tuż obok była impreza pełna ludzi. Jakby specjalnie w pobliżu nie zobaczył nikogo, chociaż cały czas słyszał muzykę i głosy różnych osób.

- Tylko nie krzycz, bo to nie miejsce na krzyk - powiedział jeden z nich, jakby wyczuwając co chce zrobić.

Znowu został popchnięty, tym razem mocniej, aż na chwilę zaparło mu dech. Nim zdążył odzyskać równowagę, został zadany cios, oberwał w twarz od któregoś z nich. Poczuł smak krwi w ustach, a w jego oczach mimowolnie pojawiły się łzy.

- Heh ciota już płacze- zaśmiał się i uderzył, tym razem w brzuch.

- Proszę... - sapnął Luke, zginając się w pół od bólu. 

- Morda! - krzyknął jak do psa i uderzył ponownie.

Na chłopaka spadł grad ciosów, trzymał się na nogach tak długo, jak mógł, ale w końcu kolana ugięły się pod nim. Upadł na ziemię, ale i tam dalej był kopany i bity. Jego oprawcy śmiali się cały czas, rzucali obelgami, żartami, wszystkim byle by tylko poczuł się jak śmierć. Miał wrażenie, że jego wnętrzności zostały zmiażdżone na miazgę. Kości wydawały się przestać istnieć, także zgniecione w lepką maź. Czuł to wszystko, chociaż jego myśli gdzieś odleciały, zupełnie jakby już teraz stracił świadomość. Szukając ukojenia, znalazł się przy niej, w parku, była jego ostoją, której teraz trzymał się jak ostatniej deski ratunku. Mając ją przed oczami, mógł umierać, w końcu życie bez słodkiej Katie nie miało sensu i to żadnego.

W końcu zaczął tracić przytomność, w tej sytuacji to wydawało się, być wybawieniem. Miał dość tego wszystkiego, zarówno jego psychika upadła, jak i ciało było całe obolałe, jakby na prawdę za chwilę miał się rozpaść. Czekał na ten moment, gdy przestanie cokolwiek czuć, aż w końcu przyjdzie ulga. Prawie nieprzytomny, ledwo zauważył, że obaj chłopcy przestali go kopać i dzieje się coś zupełnie innego wokół niego. Pojawił się jakoś nowy głos, ktoś krzyczał, pojawiły się też inne dźwięki, ale nie był w stanie określić czym to jest. Myślenie stało się zbyt trudne w obecnej sytuacji, przez ból, który tłumił każdy jego zmysł.

Ktoś do niego podszedł, ale obraz był zbyt rozmazany, aby mógł rozpoznać tą osobę. Dotknęła jego ramienia i mówiła coś, chyba zadawała jakieś pytania.

- Jakoś ci pomogę Levison - usłyszał tylko, spośród całej masy innych słów.

Stracił przytomność, w końcu nadeszła jego upragniona ulga.

***

Pustka i ból, tylko to było. Miał wrażeń jakby dryfował po morzu potłuczonego szkła. Nie mógł się ruszyć, wszystko wywoływało falę okropnego bólu. Jednocześnie cieszyła go ta pustka, nie mógł myśleć o tym, co stracił, jego serce nie bolało go teraz bardziej niż reszta ciała.

Obudził się powoli, nie chciał tego, pustka była w pewien sposób przyjemna. Rzeczywistość wydawała się, być tysiąc razy gorsza niż cokolwiek innego, nawet miliony odłamków wbitych w jego ciało, a z każdej rany sącząca się krew, wydawały się lepsze. Ale teraz nie było już odwrotu, nadszedł koniec spokoju. Gdy otworzył oczy, obraz był nie wyraźny, potrzebował dłuższej chwili, aby przywyknąć do normalnego świata. Spojrzał na stary sufit pomalowany białą farbą, przez którego środek przychodziło pęknięcie. Spojrzał w bok, chcąc dowiedzieć się, gdzie jest. Gdy tylko zobaczył drewnianą komendę pod ścianą, wiedział, gdzie się znalazł, a w jego nie do końca rozbudzonym umyśle, zaczęły pojawiać się różne pytania. Ruszył się zbyt gwałtownie, co spowodowało powrót fali szkła, która ze zdwojoną siłą wbiła się w niego. Z jego ust wydobył się cichy jęk, podobny do szeptu, chociaż miał ochotę krzyczeć na całe gardło. Mimo wszelkich przeciwności podniósł się do pozycji siedzącej, aby zobaczyć więcej. Jednak nie dostał żadnej odpowiedzi, wszystko było tak, jak być powinno, może z wyjątkiem kilku nowych plam krwi na kanapie. Nie musiał sprawdzać, żeby wiedzieć, że nie da rady ustać na nogach. Więc leżał, chociaż potrzebował się napić, a wszystkie pytania, jakie zrodziły się w jego głowie, potrzebowały odpowiedzi.

- W końcu się obudziłeś- powiedział ktoś, wchodząc do pokoju.

- Ty? - wychrypiał ledwo, zaskoczony równie bardzo co obolały.

- Niespodzianka - mruknęła postać i weszła głębiej do pomieszczenia.

Mój morderca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz