Chłopak siedział zaskoczony na kanapie i teraz nie tylko ból, ale też zdziwienie nie pozwalało mu się ruszyć.
- Nie gap się tak - dziewczyna podeszła do niego i podała mu butelkę z wodą.
- Ty? Na prawdę ty tu jesteś?
- Nie, święty Mikołaj - odpowiedziała sarkastycznie. - Nie jesteś naćpany, nie masz omam.
- Dlaczego mi pomagasz? - spytał po wypiciu połowy butelki.
- Bo mam w sobie tę odrobinę dobra, nawet dla ciebie.
- Dziękuję - powiedział, czując się dziwnie.
- Ale i tak zawaliłeś na całości i w tym już nie mam jak ci pomóc.
- Wiem - mruknął.
Opadł bezsilnie na kanapę i przymknął oczy, znowu wróciły do niego wszystkie złe myśli. W jego gardle pojawiła się gula, której nie mógł przełknąć.
- Jeśli podejmiesz odpowiednie kroki, może udać ci się uratować tę znajomość.
- Co niby mam zrobić?
- Wymyśl coś, żyjesz. Jesteś jedynie trochę poturbowany, lekarzem nie jestem, ale najgorzej z tobą nie jest.
- Mam wrażenie, że jest. Wszystko mnie boli.
- Nie połamali cię jakimś cudem, pewnie masz tylko trochę siniaków.
- Skąd wiesz?
- Musiałam cię trochę opatrzyć, zastanawiałam się, czy nie powinieneś trafić do szpitala, ale aż tak źle nie jest.
- Jesteś pewna?
- Może nie na sto procent, ale na jakieś siedemdziesiąt.
- Aha - mimowolnie uśmiechnął się, ale nawet to go zabolało.
- Chcesz coś do jedzenia? Kupiłam co nieco.
- Na razie wystarczy mi woda.
- Okej.
- Ej a długo byłem nieprzytomny?
- Jakieś trzy, może cztery godziny - odpowiedziała szybko.
W jego głównie na nowo powróciły obraz sprzed tych kilku godzin, zobaczył twarze tamtych dwóch chłopaków. Ich śmiechy, wyzwiska, obelgi, to z jak wielką radością bili go i kopali.
- Jak się ich pozbyłaś? Przecież to było dwóch postawnych typów.
- Pijanych i umiejących tylko machać pięściami. Miałam małą pomoc i się ich pozbyłam.
- Ale żyją?
- Tak, żyją- zaśmiała się. - Chyba że chcesz to zmienić, to jest do zrobienia.
- Nie... nie - potrzebował chwili, żeby się nad tym zastanowić.
- Jak coś to daj znać.
- Dobrze - znowu delikatnie się uśmiechnął, tym razem przygotowany na ból.
Niespodziewanie zapadła niezręczna cisza, oboje nagle nie mieli pomysłu, o czym mogą porozmawiać. W końcu nie byli dobrymi znajomymi, w ogóle nigdy nie rozmawiali ze sobą tak po prostu.
- Nie masz może czegoś przeciwbólowego? - spytał, czując kolejną falę bólu.
- Mam - pogrzebała w kieszeniach i wyjęła listek tabletek. - Ale najpierw coś zjedz, nie chce, żebyś wymiotował czy coś.
- No dobrze.
Dziewczyna na chwilę wyszła, w tym czasie próbował znowu się podnieść, ale niezbyt mu to wyszło, czuł się jeszcze bardziej osłabiony niż na początku.
- Pomogę ci- powiedziała od razu dziewczyna, wracając do niego.
Siatkę z jedzeniem położyła na podłodze i podeszła do niego. Z zawahaniem złapała go w połowie klatki piersiowej i z niewielkim trudem podniosła do góry. Usiadł, opierając się o tył kanapy, krzywiąc się z bólu, aż nie znalazł odpowiedniej pozycji. Dała mu do ręki pakowaną kanapkę i usiadła na drugim końcu kanapy, nie wiedząc co z sobą zrobić.
- Dzięki, sam nie dam sobie rady - powiedział, powoli żując bułkę.
- Spoko, każdy czasem potrzebuje pomocy.
- Ale nie ty, zawsze dajesz sobie radę.
- Staram się, nie jestem robotem i także popełniam błędy.
- Ciał ciągle nie znaleźli - zauważył.
- I mogą mieć z tym niemały problem.
- Co zrobiłaś? - zaciekawił się.
- Jeśli ci powiem, to nie będzie tajemnica.
- Hahaha - mimo bólu poczuł się trochę lepiej. - I będziesz musiała mnie zabić?
- Dokładnie - przyznała ze śmiechem.
Gdy skończył jeść, podała mu tabletki i zabrała pusty woreczek. Gdy połknął lek, odchylił głowę do tyłu i zacisnął zęby.
- Za chwilę poczujesz się lepiej- powiedziała spokojnym głosem.
Nic nie powiedział, źle się poruszył, przez co poczuł jeszcze większy ból. Jęknął, a pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. Niespodziewanie poczuł jej dłoń na swojej, w jakiś sposób ciepło, które od niej było sprawiło, że poczuł pewnego rodzaju ulgę. Sama jej obecność sprawiała, że nie chciał z sobą skończyć. Spojrzał na nią kątem oka i uśmiechnął się z wdzięcznością, odpowiedziała ciepłym uśmiechem. Ścisnął jej rękę, gdy kolejna fala przeszła przez jego ciało.
- Połóż się, powinno cię mniej boleć - poleciła, ciągle mówiąc głosem, który go uspokajał.
Z jej pomocą wrócił, do pozycji w jakiej się obudził. Poczuł się niesamowicie senny, jednocześnie nagle zaczął się bać powrotu do pustki, gdzie jedyne co było to ból. Teraz potrzebował ciepła i poczucia bezpieczeństwa, nie chciał być sam.
- Będę tu - dziewczyna jakby wyczuwając jego niepokój, chciała dać mu to, czego teraz potrzebował. - Nie zostawię cię tu samego, gdy się obudzisz, ciągle będę obok.
- Dziękuję - powiedział cicho.
Usiadła na podłodze obok niego i znowu złapała jego dłoń, ciągle jakby czytając mu w myślach. Owładną go spokój i spadł w ciemność. I znowu poczuł się gorzej, chociaż leki zaczynały działać. Tam, gdzie trafił, nic nie miało sensu, wszystko było stworzone, jedynie po to by zadawać mu ból i nic innego.
Niespodziewanie przed sobą zobaczył Katie, uśmiechniętą i pełną życia. Powrócił do niego obraz ich wspólnego tańca, tego, jak miał ją w swoich ramionach. Znowu obudziła się w nim chęć, zrobienia czegoś jeszcze gorszego. Ale tego nie zrobił, trzymał ją w swoich ramionach i napawał się tym. Nagle została mu zabrana, ktoś siłą wyrwał ją z jego uścisku. Jej krzyk niósł się echem w jego głowie, została zabrana w ciemność, a on, mimo że biegł i wolał ją, nie był w stanie jej znaleźć. Zupełnie tak jakby została mu odebrana na zawsze.
Obudził się gwałtownie, poderwał się do góry, ale od razu tego pożałował. Niesamowity ból przeszł go całego, aż zakręciło mu się w głowie. Opadł bezsilnie na poduszkę, a wtedy poczuł dłoń na swoim ramieniu.
- Spokojnie, już dobrze... już dobrze- dziewczyna próbowała go znowu uspokoić.
Spojrzał na nią, a w jego oczach pojawiły się łzy. Mimo bólu podniósł się do pozycji siedzącej i przytulił do niej. Zaskoczona nie wiedziała co zrobić, ale nie odepchnęła go, miała świadomość, że to tylko pogorszy jego stan.
- Proszę, pomóż mi... potrzebuje cię Alex...
CZYTASZ
Mój morderca
Mystery / ThrillerNie mógł oderwać od niej wzroku, stała się jego centrum. Najpiękniejszym obrazem na który mogłyby patrzeć godzinami. Ona nie chciała tego, jego spojrzenie było dla niej przekleństwem. On był w stanie zrobić dla niej wszystko, nawet zabić...