31. Za dużo tego

87 4 0
                                    

Bruneta podeszła najpierw do Kate, która wydawała się być w większym szoku, jak i gorszym stanie.

- Co tu robisz? - spytała, tym razem ciągiem.

- Pomagam - odpowiedziała znowu zdawkowo Alex.

- Ale skąd wiedziałaś, że tu jestem i ogólnie. Co?! - wyrzuciła ręce do góry i zrobiła wielkie oczy.

- Za chwilę wszystko ci wytłumaczę.

Chcąc w miarę możliwości ominąć tę rozmowę, podeszła do Luka, który leżał na podłodze, gapiąc się na sufit.

- Jak się czujesz? - spytała i przyjrzała się jego zakrwawionej twarzy, ale ciężko było ocenić która krew jest jego.

- Potrzebuje jeszcze chwili, już prawie nie mam mroczków.

- Mówiłam, że jednemu trzeba więcej wstrzyknąć.

- Wiem, jak zwykle okazałem się debilem.

- Ej - dziewczyna zmarszczyła brwi i ponownie przyjrzała mu uważnie - Co jest?

- To wszystko moja wina - powiedział bez bawienia się w podchody.

- Już jest okej.

- Tylko dzięki tobie... ona mogła zginąć!

- Spokojnie, to nie jest niczyja wina.

- Jest... moja!

- Luke... jesteś w szoku, musisz odpocząć, za chwilę cię opatrzę. To nie jest twoja wina - mówiła pewnie i spokojnie, cały czas patrząc mu w oczy. - Za chwilę pomogę ci pójść do tamtego pokoju, musisz się położyć.

- Mhm- stał się bardziej nieobecny.

Wróciła do Kate, która z wielkim szokiem patrzyła na to, jak spokojnie z nim rozmawia. Miała szeroko otwarte oczy i śledziła każdy ruch koleżanki.

- Alex...

W głowie miała tyle pytań, że nie widziała, które zadać najpierw. Bez, chociażby jednego słowa, brunetka pomogła jej wstać i prawie niosąc, zaprowadziła na kanapę. Po kilku minutach wróciła z Levisonem, który też miał problem, żeby iść. Posadziła go na drugim końcu kanapy, jakby bojąc się, że jeśli będą blisko siebie, to stanie się coś złego. Znowu wyszła, tym razem wróciła, trzymając torbę i szukając w niej czegoś. W końcu wyjęła dwie butelki wody i podała im, wcześniej odkręcając.

- Alex... zacznij mówić, nic nie rozumiem- Kate miała dość tego udawania.

- Od czego zacząć? - spytała brunetka.

- Od początku.

- Em... - potrzebował chwili, aby mówić z sensem. - To powalone, ale zaczęło się od twojego porwania.

- Co kurde?

Alex zaczęła mówić dalej, czując coraz większy strach, ale i pewnego rodzaju ulgę, że pozbyła się tego sekretu. Kate natomiast, patrzyła na nią z coraz większym szokiem. Nie potrafiła w to uwierzyć, z drugiej strony będąc w stanie wszystko sobie wyobrazić.

- Nie wierzę, kurde. Nie wierzę.

- Ale tak jest... - Alex objęła się ramionami, jakby nagle zrobiło jej się strasznie zimno. - Przepraszam Katie, nie powinnam...

- Znam cię wystarczająco długo, aby wiedzieć, że równie źle czułabyś się, zostawiając go wtedy pobitego. Poza tym, opcja zabicia kogoś, jest bardzo kusząca. Coś o tym wiem.

Obie uśmiechnęły się do sobie, czuć było tę ulgę w powietrzu. Nagle wszystko stało się łatwiejsze, nie wiele, ale jednak.

- Ale i tak jestem na ciebie zła- powiedziała Kate, jednocześnie powstrzymując uśmiech.

- Wiem... Naprawdę nie chciałam, tworzyć aż tak wielkiej tajemnicy.

Alex poczuła się źle, widząc, że może i częściowo na niby, Kate będzie na nią zła. Chociaż wiedziała, że coś takiego będzie miało miejsce. Blondynka widząc, że jej przyjaciółka czuje się, jakby to jej ktoś przyłożył kilka razy, z trudem podniosła się ze swojego miejsca i przytuliła ją. Dla każdego w pomieszczeniu to zachowanie było szokiem, Kate nie miała w zwyczaju robić czegoś takiego.

- Jest okej- powiedziała, jakby tłumacząc się z tego, co zrobiła. - Choć nie masz pojęcia, jak dziwnie się teraz czuje.

- Przepraszam, naprawdę przepraszam.

Dziewczyna uśmiechnęła się, przekazując wszystko, co powinna tym jednym gestem i z ulgą wróciła na kanapę. Obie jednocześnie spojrzały na chłopaka, którego złapał kaszel, nagle przypominając sobie o jego istnieniu.

- Luke, jak się czujesz? - spytała po raz kolejny tego dnia Alex i podeszła do niego.

- Ujdzie.

- Dalej jesteś zły na siebie?

- To się nie zmieni.

- Luke- Kate także spróbowała swoich sił.

Chłopak jednak ją zignorował, co było kolejnym niezwykłym zaskoczeniem tego dnia.

- Luke - spróbowała jeszcze raz i znowu brak reakcji.

Alex patrzyła na niego uważnie i widziała, że jednak jest jakaś reakcja, tylko tłumił to w sobie. Jego źrenice powiększyły się, policzki delikatnie zaróżowiły, oddech przyspieszył i pojawił się jego tik nerwowy. Lewą ręką, którą miał ukrytą jakby za nogą, zaczął delikatnie stukać w oparcie.

- Luke - Kate nie odpuszczała.

Musiał zacisnąć zęby, żeby powstrzymać się przed zrobieniem czegoś. Jednak wszystkie jego próby tłumienia się poszły się jebać, gdy poczuł jej dłoń na swojej. Spojrzał najpierw na swoją rękę i jej leżącą na wierzchu, a dopiero później na Kate. Była zmartwiona, czego się nie spodziewał.

- Luke - powiedziała znowu, szukając jeszcze jakiejś reakcji z jego strony, on kierowany czymś dziwnym złapał jej dłoń  jakby sprawdzając, czy to prawda. - To nie twoja wina...

- Oczywiście, że moja - wszedł jej w słowo. 

- Nie. Wina jest po mojej stronie, to ja chciałam to zrobić.

- Ale...

- Nie Luke, ja zawaliłam. Oprócz tego, że ja chciałam ich zabić, to spanikowałam. Powinnam zrobić coś więcej, gdy tamten cię zaatakował, ale nie byłam w stanie. To miało i mogło skończyć się zupełnie inaczej, gdyby nie to, że się zacięłam. Widok tego, jak on cię bije, sprawił, że nie mogłam nic zrobić...

- Przestań.

Widziała, że teraz to on nie wie, co ma zrobić, takich słów się nie spodziewał. Nagle zła, niepokazująca uczuć Kate zmieniła się na kogoś, kogo nie znał.

- Tak jest i nie ma co się oszukiwać- powiedziała, jakby na zakończenie swoich wcześniejszych słów.

- Moja wina, że on cię zaatakował. Powinienem zrobić co w więcej niż dać mu się pobić, jesteś ciotą.

- Wyluzuj trochę, już jest okej.

- Nie wygląda, jakby było, twoja szyja... - zabrakło mu słów, za to w gardle pojawiła się gula.

- Nawet nie boli, ty za to wyglądasz okropnie - zaśmiała się.

Nie myśląc o tym, co robi, wyciągnęła rękę w jego kierunku. Kciukiem dotknęła rozciętej brwi chłopaka, on mimo bólu nie skrzywił się.

- Źle to wygląda.

- Dobrze, że nie widziałaś mnie poprzednim razem.

- Przyda nam się jakiś kurs samoobrony- zażartowała blondynka.

Udając, że nie widzi jego spojrzenia, dalej patrzyła na ranę na jego twarzy. Chłopak napawał się jej bliskością, delikatnym dotykiem, który stał się ukojeniem. Pierwszy raz to ona go dotknęła i to z własnej woli, czuł się z tym faktem niesamowicie dobrze. Resztką sił, jakie miał w sobie, powstrzymywał się, żeby jej nie przytulić. Już znał konsekwencje takiego zachowania.

- Wiesz... - zaczął, nim to dokładnie przemyślał - cały czas czekam, aż spełnisz pewną obietnicę.

Mój morderca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz