36. Ciary

239 6 1
                                    

- Na podstawie Art. 95. punkt 1. kodeksu karnego sąd skazuje Lucasa Andrewa Levisona na karę pozbawienia wolności bez warunkowego zawieszenia jej wykonania za przestępstwo popełnione w stanie ograniczonej poczytalności określonej w art. 31 punkt 2, sąd orzeka umieszczenie sprawcy w zakładzie psychiatrycznym, następnie zostanie umieszczony w zakładzie karnym. Długość kary będzie zależna od postępu leczenia oskarżonego, jednakże nie krótsza niż pięć lat - powiedział spokojnie sędzia i poprawił się na swoim miejscu.

Luke podniósł głowę do góry i rozejrzał się po sali. W pierwszym rzędzie podejrzewał, że znajdują się rodzice postrzelonych przez niego osób. Kiedy przypadkiem spojrzał jednej z matek w oczy, poczuł, jak przechodzi go dreszcz. Tyle nienawiści w jednym spojrzeniu chyba jeszcze nie widział. Spuścił głowę i zamknął oczy, czuł się tak strasznie źle.

Skrzywdził ją, zranił nieodwracalnie swoją małą Katie. Jedyną osobę, którą pokochał i pragnął być blisko niej, ale on nie potrafił z czymś takim żyć, musiał coś popsuć. Nie potrafił powiedzieć, co w niego wystąpiło, nie był w stanie odpowiedzieć, o czym myślał robiąc to. Z trudem przypominał sobie całą sytuację. Jedynie moment, kiedy Katie upadła na podłogę. To wyryło mu się w pamięci, nie był w stanie, zapomnieć głuchego dźwięku jak uderzyła o podłogę. I krwi, rana w jej klatce piersiowej, z której płynęła czerwona ciecz. Miał ją na rękach, kiedy próbował zatamować krwawienie. Czuł, jak z Kate powoli upływa życie, czuł,  że ją traci, znowu. Chciał ją pożegnać, przeprosić, był gotów zrobić wszystko byle naprawić swój błąd, ale policja odciągnęła go od niej. Szarpał się i krzyczał, chciał być przy niej, ale był za słaby. Nie miał najmniejszych szans z dwoma policjantami, którzy pojawili się przy nim. Zakuli go w kajdanki i wyprowadzili, przez kilka sekund widział, jak jest ratowana. Sanitariusze działali szybko i gwałtownie, przez co chciał krzyczeć, aby uważali, bo ona jest jak porcelanowa lalka. Gdy stracił ją z pola widzenia, przestał się szarpać, zrozumiał, że to koniec.

Następnie trafił do aresztu, gdzie odbyła się rozmowa z funkcjonariuszami, potem z psychologiem, a może z psychiatrą, nie wiedział. Następnie znalazł się w tym miejscu, choć nawet nie pamiętał, jak się tu dokładnie dostał. Całkowicie odpłynął, myślami był przy niej, gdzieś daleko w jakimś ładnym miejscu. Wyobrażał sobie, że będzie mógł ją przytulić i tak długo trzymać w ramionach, aż zaśnie. Będą wspólnie oglądali filmy, jedli pizzę i masę słodyczy.

Na chwilę wrócił do rzeczywistości, gdy znowu dwaj funkcjonariusze złapali go i podnieśli. Został wyprowadzony z sali, a potem z budynku, spojrzał na jasne niebo. Czując promienie słońca na skórze, wyobrażał sobie, że ona patrzy na niego, tam z góry. Bo jego słodka Katie mogła trafić tylko do nieba, była tak cudowna i dobra, że mógł wyobrazić ją sobie jedynie pośród aniołów.

Zatrzymał się nagle, co zaskoczyło dwóch mężczyzn. Wydawało mu się, że ją zobaczył. Miał wrażenie, że stała w cieniu budynku i patrzyła na niego, ale gdy znowu spojrzał w to samo miejsce, nikogo tam nie było. Chciał się jeszcze rozejrzeć, poszukać jej, ale nie miał takiej możliwości. Szok funkcjonariuszy minął i znowu zaczęli ciągnąć go do furgonetki. Cały czas się rozglądał z nadzieją, że gdzieś ją zobaczy, to oznaczałoby, że jednak żyje, ale już nie znalazł jej. Wepchnęli go do samochodu i zatrzasnęli drzwi, a to oznaczało jego koniec. Tyle wiedział, wolność została mu odebrana na lata, a on nic nie mógł z tym zrobić. Pozostawało mu czekać i żyć z tym, a tego, co działo się w jego głowie, nie mogli uwięzić.

Trafił do miejsca, które przypomniało piekło, w każdym z pokoi, które mijał był ktoś i krzyczał. Brzmiało to jakby, ta osoba była obdzierana ze skóry. Idąc korytarzem, słyszał też modlitwy, błagania, oskarżenia, groźny. Poczuł się jeszcze gorzej, przez jego ciało przechodziły dreszcze i zemdliło go, miał wrażenie, że za chwilę upadnie, niemal chciał tego. Zaprowadzili go do jego pokoju, pustej celi jedynie z łóżkiem, kazali się przebrać i pozostawili samego sobie. Chłopak usiadł w kącie pomieszczenia i zaczął cicho płakać, tak żeby nikt o tym nie wiedział, chociaż podejrzewał, że jest tu kamera.

Podniósł głowę i otarł załzawione oczy, słysząc coś, jakiś cichy szmer gdzieś blisko niego. Był pewny, że coś usłyszał, mimo tego nic nie zobaczył, był sam,  całkowicie sam. Pociągnął nosem i odchrząknął.

- Halo? - spytał cicho.

Podniósł się i zajrzał do malutkiego pomieszczenia, gdzie była ubikacja. Tam też nikt się nie ukrył, cofnął się i doznał szoku. Na łóżku siedziała Katie, patrzyła na niego obojętnie.

- Nieźle się wkopałeś- powiedziała.

Dostał dreszczy, przecież to było niemożliwe, mimo tego naprawdę słyszał jej głos. Na miękkich nogach podszedł do niej i wyciągnął rękę, aby jej dotknąć. I poczuł ją, dotykając ramienia dziewczyny, czuł fakturę jej bluzki, miękkość włosów, ciepło jej ciała.

- Jesteś tu? - spytał, a jego głos zadrżał.

- A jak myślisz? - także spytała.

- To nie możliwe... - powiedział powoli- to nie możliwe, przecież nie żyjesz...

- Skąd wiesz? Nie było cię przy tym.

Zamilkł i spojrzał jej w oczy, były takie jak zawsze. Miały w sobie chłód i objętość, ale też ciekawość i coś, co pozwalało jej zaufać.

- Jestem tu Luke - odezwała się, gdy on ciągle milczał. - I zostanę, tak długo, jak będzie trzeba.

Musiał usiąść, zrobił to, ale cały czas dotykał jej, bojąc się, że gdy przestanie ją czuć, zniknie. Czuł się dziwnie, jego logiczne myślenie, walczyło z tym, co widział i czuł. Zdecydowanie bardziej wolał wierzyć właśnie tym zmysłom, nawet jeśli to przeczyło całej reszcie.

- Mogę cię przytulić? - spytał.

- Oczywiście Luke, możesz zrobić co tylko chcesz - powiedziała z delikatnym uśmiechem, który tak bardzo kochał.

Niemal rzucił się na nią i mocno przytulił, uwięził ją w swoich ramionach. Czuł się tak dobrze, zupełnie jakby znalazł się w niebie, mając obok najcudowniejszego z aniołów.

Mój morderca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz