17. Nie wierzę w ten dzień

184 16 0
                                    

Deszcz przestał w końcu padać, a oni rozmawiali dalej. Oboje rozluźnili się niemal całkowicie, potrzebne były dwie godziny, aby Luke stał się prawdziwym sobą, bez tej głupiej maski powagi i pewności siebie. Katie też była inna, chociaż wcześniej nie hamowała się jakoś bardzo. Przestała być aż tak niemiła, jedynie co jakiś czas rzucała zgryźliwym żartem.

- Na prawdę cię nie kusi? - spytał, kiedy ich temat jakimś sposobem zszedł na temat używek i tego typu rzeczy.

- Szczerze mówiąc, jestem ciekawsza jak to jest zabić człowieka niż zapalić papierosa.

Spojrzał na nią wielkimi oczami, jednak po chwili zastanowienia przyznał się, że ma podobnie.

W końcu postanowili się zbierać, zauważając, że ich spotkanie trwa już ponad dwie godziny. Jednocześnie podnieśli się z ławki i wyprostowali zdrętwiałe nogi. Powoli ruszyli do wyjścia z parku, nie spieszyli się, ciągle rozmawiając. Jednak w pewnej chwili obudziło się w nim, to co na chwilę przycichło. Niby to przypadkiem dotknął jej drobnej dłoni, Katie nie zwróciła na to większej uwagi, przygotowana na to, że w końcu coś zrobi. Widząc, że się tym nie przejęła, zrobił to ponowne, oboje nawzajem się obserwowali.

Katie widziała ogromne szczęście chłopaka, jego napięcie i niedowierzanie. On za to widział, że ona już się powstrzymuje przed zbesztaniem go za to, co robi, z drugiej strony zauważył, że podobnie jak on jest ciekawa tego wszystkiego. W końcu przestał, wiedział, że nie może przesadzić, a o to nie było trudno.

- No no no - przed nimi pojawił się jakiś chłopak, mógł być rok albo dwa starszy od nich. - Para gołąbeczków wybrała się do parku, muszę przyznać, że świetnie ze sobą wyglądacie - powoli zaczął iść w ich kierunku, z kieszeni bluzy wyjął coś, co wyglądało jak scyzoryk. - Popsuję wam to niezwykle spotkanie.

Oboje szybko się rozejrzeli, ale w zasięgu ich wzroku nie było żadnego człowieka. Gdy chłopak szedł ich w kierunku, oboje zaczęli się cofać, gotowi do ucieczki. W jakimkolwiek starciu nie mieli z nim dużych szans, był dwa razy od nich większy. Kate poprawiła swoją torebkę na ramieniu, wiedząc, że będzie jej przeszkadzać w czasie biegu. Spojrzeli na siebie i w tym samym momencie odwrócili, zaczęli biec przed siebie ile sił w nogach. Słyszeli go za sobą, ale nie mogli spojrzeć w jakiej odległości. Nie biegło się łatwo, wszędzie były kałuże I błoto, coraz więcej wysiłku wymagało od nich utrzymanie równowagi na śliskiej nawierzchni. Kate zauważając, że Luke szybko opada z sił, pociągnęła go w bok, gdzie zauważyła plac zabaw. Zobaczyła w nim kilka osób, w tym mężczyzn. Słysząc wiązankę przekleństw za sobą, domyślili się, że ich prześladowca nie wyrobił się na zakręcie, ale nie mieli odwagi tego sprawdzić. Z impetem wbiegli na plac, zwracając tym samym uwagę wszystkich tam obecnych, spojrzeli za siebie i zobaczyli tamtego chłopaka może pięć metrów od wejścia. Tak jak się spodziewali, był prawie cały mokry i w błocie, patrzył prosto na nich z niezwykłą wściekłością.

- Udało się- szepnął Luke, nie będąc w stanie złapać oddechu.

Oboje pochylili się do przodu i oparli dłonie na kolanach. Kate miała mroczki przed oczami, nie dla niej takie biegi.

- Wszystko okej? - spytał Levison, chociaż sam nie był w lepszym stanie.

- Tak, tylko potrzebuję chwili.

Oboje rozejrzeli się w poszukiwaniu miejsca, aby usiąść, wszystko było w wodzie. W końcu jednak  zauważyli jakiś domek do zabawy, w którym była ławka i był on zadaszony. Powoli poszli tam i z ulgą usiedli.

Gdy spojrzeli na siebie, ciągle nie mogąc spokojnie oddychać, oboje uśmiechnęli się z niedowierzaniem. Kate oparła się o ściankę i na chwilę zamknęła oczy, potrzebowała się skupić, aby uspokoić oddech.

- Popieprzone to wszystko - powiedział Luke, przeczesując swoje włosy palcami, chcąc jakoś poprawić ich wygląd.

- No i po co przeklinasz? - spytała dziewczyna, ciągle nie otwierając oczu.

- Bo... bo tak- tupnął nogą, jak małe dziecko i mruknął coś niezrozumiałego pod nosem.

Kate nie powstrzymała śmiechu, spojrzała na niego rozbawiona i pokręciła delikatnie głową. On za to patrzył na nią jak zaczarowany, zapomniał o wszystkim, co się wydarzyło, teraz ważne było jedynie to, że z jego powodu zaśmiała się w ten cudowny sposób. Uśmiechnął się, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce, tym razem niespowodowane gorącem.

- Jesteś walnięty Levison - stwierdziła, patrząc na niego.

- Dlatego, że tak się zachowałem? - od razu chciał zacząć się tłumaczyć.

- To też, ale ogólnie to jesteś zdrowo walnięty.

- To komplement?

- Średnio... - chciała coś dodać, ale powstrzymała się.

- Myślisz, że ten typ gdzieś tam na nas czeka?

- Mam nadzieję, że nie. Wystarczy mi biegania na dziś, może poczekajmy jeszcze chwilę, nie będzie czekał wiecznie.

- Racja.

Chłopak także oparł się ściankę, która niebezpiecznie zatrzeszczała. Kate na chwilę wyjęła telefon, aby coś sprawdzić, Luke w tym czasie patrzył na nią uważnie, chłonął każdą sekundę tej bliskość, chociaż dzisiaj już wiele razy to robił. Gdy podniosła głowę, on swoją od razu spuścił niezwykle zainteresowany swoimi butami, które swoją drogą były strasznie brudne.

- Ciągle nie wierzę, że znalazłam się takiej sytuacji jak ta dzisiaj - powiedziała niespodziewanie blondynka.

- O czym dokładnie mówisz?

- A jak myślisz?

- Wiele razy dzisiaj powtórzyłaś, że to cholernie dziwne, że spędziłaś ze mną tyle czasu.

- I powtarzam to po raz kolejny.

Luke zaśmiał się jedynie, nic nie powiedział, wewnętrznie rzucając się na nią, w nie do końca wiadomym, nawet dla siebie celu.

- Może spróbujmy stąd wyjść, muszę już wracać do domu- odezwała się znowu dziewczyna.

Levison nic nie odpowiedział, jedynie podniósł się ze swojego miejsca, kiedy ona to zrobiła. Na placu ciągle bawiły się te same osoby, może pojawiły się jakieś nowe, ale oboje nie zwrócili na to większej uwagi. Ważniejsze było czy gdzieś w pobliżu nie ma tamtego chłopaka, na szczęście, a może nieszczęście nie zobaczyli go. Po kilku głębokich wdechach znowu ruszyli do wyjścia, tym razem udało im się wydostać na główną ulicę.

- Em... - zaczął nieśmiało Luke- dziękuję za spotkanie - uśmiechnął się.

- Jasne, było... miło- także się uśmiechnęła.

W tej chwili Levison zrobił coś, czego nie przemyślał, a ona kompletnie się nie spodziewała. Zrobił krok do przodu i przytulił ją delikatnie, zaskoczona nic nie zrobiła. Gdy się od niej odsunął, chciała go delikatnie zwyzywać, ale w tej chwili jakiś przechodzień przypadkiem wpadł na nią. Kiedy mężczyzna przeprosił ją i ruszył dalej, przed sobą nie zobaczyła już Levisona. Luke uciekł.

Mój morderca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz