Harry ze spóźnieniem wchodził do gabinetu psychologa i przepraszał za swoje zachowanie. Zwalał winę na korki, wspominając wypadek na odpowiedniej ulicy. Opadł na fotel, wzdychając głośno i uśmiechając się do kobiety, która była z nim w trasie.
– Co nowego? – zapytała.
– Jestem pieprzenie zaręczony. – Podniósł rękę, ukazując pierścionek, który nosił z dumą. Jednak na wyjścia zawieszał go na łańcuszku i chował pod koszulą, bo obiecał sobie z Louisem, że nikomu nie pozwolą dowiedzieć się o kolejnym kroki. Wiedzieli przyjaciele i najbliżsi, a Tim zapewnił, że Zoey nikomu się nie wygada, ale musiał jej powiedzieć, bo jest dla niego bardzo ważna.
– Jak się czujesz jako narzeczony Louisa?
– Boże, nadal w to nie wierzę, ale cholera, to jest takie cudowne. Jakby wiesz, sprzeczamy się, wystawiam rękę i kłótnia wygrana, bo przecież się zaręczyliśmy, więc nie możemy się rozstać.
Kobieta uśmiechnęła się, gratulując i zapewniając, że sama nikomu nie powie. Harry jej ufał, a ona miała za dużo do stracenia, by łamać tajemnicę lekarską. Co działo się w tym gabinecie, zostawało w gabinecie, a ona nie mogła pisnąć nawet słówka.
– Często się kłócicie?
– Nie, to drobne sprzeczki o tenisa, na którego właśnie wiozłem Tima czy kasę.
– Louis nadal się o nią złości?
– Czasami ma wyrzuty sumienia i wtedy pęka mi serce, bo powtarza, jaki jest gówniany. Jednak ja go strasznie kocham i nie lubię, gdy ma o sobie takie zdanie.
– Rozmawiałeś z nim?
– Ciągle rozmawiamy i niby jest lepiej, ale czasami go to męczy i ja to widzę.
– Może zaprosisz go do mnie i sobie porozmawiamy, co?
– Myślałem ostatnio o tym, ale on chyba by mnie zabił.
– Czasami ludzie nie zdają sobie sprawy, że potrzebują pomocy.
– Wiem. – Harry spuścił wzrok, wbijając je w swoje vansy, które pożyczył od Lou.
– Jak się czujesz?
– Czasem lepiej, czasem gorzej. Teraz odetchnąłem z ulgą, bo wiesz, szalałem przez te zaręczyny, ale wreszcie to mam. – Znowu pochwalił się pierścionkiem, zagryzając wargę swoimi jedynkami, których kiedyś tak nienawidził, bo ludzie nazywali go królikiem. Miał przez nie kompleksy, gdy w Photoshopie przerabiali jego zęby i dopiero mama musiała zapewniać go, że są piękne i powinien szeroko się uśmiechać, by je pokazywać. Kochał ją za takie drobnostki, bo każda jego wada, dla niej była zaletą.
– A jak z alkoholem?
– Nadal nie piję.
– Wiem, Harry, ale rzucenie picia to nie wszystko.
– Wiem i ostatnio miałem tak ogromny kryzys, że siedziałem na podłodze w kuchni w środku nocy i walczyłem ze sobą. Jeszcze trochę i nie dam rady.
– Dasz radę, Harry. Spójrz, jaki jesteś silny.
– Wtedy znalazł mnie Louis i to było takie cholernie niezręczne, bo miałem wrażenie, że nie wierzy w moją trzeźwość. I błagałem go, by pozwolił mi na łyk wina. Kurwa. – Pokręcił głową, czując się żałośnie. – Przepraszam.
– Mówił coś?
– Mówił tylko, że bardzo mnie kocha i jest dumny. I że chyba schudłem, bo łatwiej mnie nosić – zaśmiał się, a kobieta uśmiechnęła się.
CZYTASZ
Be my Medicine
FanfictionLouis Tomlinson to trzydziestolatek samotnie wychowujący dorastającego nastolatka. Trzynastoletniemu Timowi wreszcie udaje się namówić ojca na koncert idola jakim jest Harry Styles. Stojąc w pierwszym rzędzie, chłopak wygrywa zaproszenie na scenę, j...