"Może ja też powinienem kiedyś ci wpieprzyć, żebyś zrozumiał kilka spraw!"

3.6K 323 422
                                    

– Co zrobił?! – pisnął Louis, tłumiąc podniesienie głosu, bo miał mnóstwo osób w dolnej części baru i nie mógł sobie pozwolić, by ich rozmowa była podsłuchana. Harry właśnie opowiedział mu o słowach syna, który przyznał się do kłamstwa.

– Nie krzycz, Louis, dobrze, że się przyznał.

– Boże, Harry, on powiedział, że Adam go molestował – warczał, wycierając szklanki. – Nie zachowuj się, jakby to nie było nic takiego.

– Zrobił to, bo się bał. My również baliśmy się go stracić.

– Nie broń go, Harry. Nawet nie próbuj go bronić.

– Nie bronię go, mówię tylko, jak jest. Dzwoniłem już do adwokata, jutro mają wycofać zarzuty.

– Zabiję go. Zapierdolę po prostu.

– Przestań tak mówić, to nawet nie jest śmieszne.

– A jego zachowanie jest?!

– Nie powiedziałem tego. Po prostu powinniśmy spojrzeć na to tak, że już koniec tego wszystkiego i na całe szczęście nikt nie skrzywdził naszego dziecka. Zebrać szklanki? – Próbował zmienić temat, gdy kilka osób z góry wyszło, żegnając się.

– Zbiorę.

– Podaj tacę, ogarnę to.

Louis był zły, w głowie przeklinając nastolatka, który od jutra miał mieć szlaban do osiemnastki za kłamstwa. Harry uśmiechał się do fanów, którzy zaczepiali go podczas sprzątania i czuł na sobie kamery telefonów, wiedząc, że zaraz pojawi się na Twitterze z plotką, że został biedny i musiał znaleźć sobie pracę. Śmieszyło go to, wiedząc, że jest ustawiony na kilka pokoleń do przodu i ma kontrakt na jeszcze jedną płytę, który później z pewnością się przedłuży. Pomaganie w barze dawało mu poczucie normalności i cieszyło jak małe dziecko, które mogło spędzić z mamą czas w kuchni.

– Jedź do domu, Harry – poprosił Louis, gdy ten znowu zajął swoje miejsce i pochwalił się, że niczego nie zbił.

– Posiedzę z tobą.

– Jedź do domu – powtórzył. – Tutaj nie masz niczego do roboty.

– Ale mam swojego ukochanego mężczyznę, na którego chętnie sobie popatrzę. – Zatrzepotał teatralnie rzęsami, opierając podbródek na ręce. Louis pokręcił głową z uśmiechem, bo akurat w tej chwili nie umiał być zły. – Jak ci nowi?

– Jeden siedzi przy telewizorze w szarej koszuli, jest całkiem okej, ma super CV i nieźle się prezentuje.

– Słucham?

– Jako barman, skarbie, nie jako mężczyzna.

– Nie będziecie pracować razem, prawda? Będziecie się wymieniać?

– Na początku pewnie spędzimy ze sobą kilka dni, bo chcę zobaczyć jak sobie radzi. Zresztą nawet jeszcze nie zdecydowałem czy to właśnie jego wybiorę – uciął temat, wiedząc, że zaraz zaczną się sceny zazdrości. Harry kochał go szalenie, ale gdy pojawiał się ktoś obcy na horyzoncie i wiedział, że nie ma żony, zamieniał się w cholernego terrorystę, który oddałby życie w obronie swojej rodziny i zdolny był do zabójstwa, by tylko nikt nie odebrał mu Louisa. To nie tak, że on nie ufał ukochanemu. On nie ufał innym, bo wiedział, do czego są zdolni.

Tim rozmawiał z Jay o całej akcji, którą odwalił w ostatnich dniach i z płaczem przyznawał, że nie chce, by matka miała jakiekolwiek prawa, bo kolega z klasy był podobną kartą przetargową i ojciec nie wyrażał zgody na wycieczki, a rodzice ciągle się kłócili, zwłaszcza w kwestii wakacji. Kobieta rozumiała wnuka, ale jednocześnie nie mogła przejść obok tego obojętnie i prawiła mu długie kazanie, wspominając, że Adamowi należą się przeprosiny, niezależnie od tego, jaki jest, bo żaden człowiek nie zasługuje na krzywdę pod postacią kary za czyny, których się nie dopuścił. Tim pytał, czy wystarczą przeprosiny na Facebooku i jęknął, gdy usłyszał, że tak nie wypada. Pożegnał się, słysząc Harry'ego w holu i przywitał się z mężczyzną, zabierając płatki i sok z kuchni.

Be my MedicineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz