– O mój Boże – jęknął Louis cicho, gdy masażysta natrafił na czuły punkt. Mężczyzna uśmiechnął się, wspominając, że ten jest naprawdę spięty, ale za chwilę poczuje się o niebo lepiej. – Już czuję się jak w niebie.
– Uznam to za komplement.
– Totalnie pan powinien.
Tomlinson powstrzymywał się przed jękami, czując, jak ten naciska na jego plecy. Jego nozdrza drażnione były przez zapachy olejków, a on czuł się jak w raju. Wziął sobie do serca słowa lekarza i takim sposobem teraz zaliczał masaż, dwa dni wcześniej odwiedzając z Timem basen. Harry w tym czasie rozmawiał z Sam o terapii dla ukochanego, który nie był pewien sensu tych spotkań. Obiecał jednak, że pójdzie do psychologa na rodzinnej kolacji z rodzicami, którzy martwili się o niego. Mama znowu wspominała o rzuceniu palenia, a ojciec przyznawał, że wie jakie to trudne, ale zdrowie jest najważniejsze i on kiedyś przechodził przez to samo. Jutro czekało ich spotkanie w klinice, a on nie mógł się doczekać, bo pragnął kolejnego kroku, który miał zbliżyć ich do ponownego ojcostwa.
– Tu trochę boli – mruknął, gdy ten przeniósł się na ramiona.
– Wiem, panie Tomlinson, ale muszę rozmasować pańskie ramiona.
– Teraz mi lepiej.
– Jeszcze chwila i poczuje pan ulgę.
Okej, Harry też czasami go masował, ale to nie było to samo. Tutaj był ból i przyjemność jednocześnie, a on miał wrażenie, że zaraz dojdzie. Miał ochotę usnąć i westchnął, gdy godzina minęła. Ubrał się i podziękował, obiecując, że na pewno tu wróci, prosząc o zapisanie na kolejną wizytę. Wyszedł z gabinetu, wybierając numer Harry'ego, który miał go odebrać, zabierając po drodze Tima.
– Jak było? – zapytał.
– Boże, nikt dawno nie zrobił mi tak dobrze.
– Milutko.
– Znaczy, twoje palce też kocham, ale ten masaż był genialny. Serio, sam powinieneś spróbować.
– A przystojny chociaż?
– Nie wiem, nie patrzyłem na jego twarz. Wolę patrzeć na twoją, gdy na mnie... siedzisz.
Harry roześmiał się, obiecując, że zaraz będzie, a Lou wszedł do sklepu po sok i batonika, bo czuł głód. Przywitał się z ukochanym i synem, który padał po treningu i wyciągał rękę po butelkę, którą oddał mu ojciec bez zbędnego słowa. Jego plecy nadal trochę bolały, ale musiał przyznać, że masaż to coś, co podbiło jego serce. Harry unosił brew, słuchając opowieści i gryzł się w język, by nie powiedzieć czegoś głupiego.
– Sushi na kolację? – zaproponował, wchodząc do domu.
– Weźcie mi ryż z warzywami czy coś. Idę pod prysznic. – Tim wszedł na górę, powlekając nogami, bo dzisiaj był naprawdę padnięty.
– Jasne, może być sushi. Zamówisz?
– A co, palce też cię bolą?
Louis uśmiechnął się, bo podejrzenia o zazdrości zdawały się mieć potwierdzenie. Oplótł szyję ukochanego rękoma, mówiąc:
– Nie, ale twoje palce są najlepsze na świecie i potrafią robić dużo przyjemnych rzeczy.
– Jakie na przykład?
– Na przykład klikanie przycisków na pilocie, gdy mi się nie chce oglądać programu muzycznego. – Lou wystawił język, gdy Hazz się roześmiał. Oboje wiedzieli, o czym mowa, ale nakręcanie się postanowili zostawić na noc. – Jesteś zazdrosny? – zaryzykował pytaniem.
CZYTASZ
Be my Medicine
FanficLouis Tomlinson to trzydziestolatek samotnie wychowujący dorastającego nastolatka. Trzynastoletniemu Timowi wreszcie udaje się namówić ojca na koncert idola jakim jest Harry Styles. Stojąc w pierwszym rzędzie, chłopak wygrywa zaproszenie na scenę, j...