"Silniejszy niż uzależnienie."

3.3K 373 193
                                    

– To twoja wina – warczał Zayn, starając się nie krzyczeć na blondyna, który przed chwilą obarczał go winą za problemy dziecka. – Chciałeś się przeprowadzić, a teraz nawet nie ma cię obok, bo bez przerwy chlejesz w tym pieprzonym barze.

– Mogłeś myśleć wcześniej, a nie teraz, gdy powiedziałeś jej o przeprowadzce! To przez ciebie to zrobiła i to twoja wina, że teraz jesteśmy tutaj.

– To wasza wspólna wina, wciąż mówiąc o nim jak o dziewczynie – powiedział Tim, stając przy skłóconej parze. – Dzień dobry.

Chłopak wpadł w histerię, gdy dowiedział się o wszystkim i nie mógł znaleźć się przy przyjacielu. Pluł sobie w twarz, że nie zadbał o nic wcześniej i pozwolił, by Alex targnął się na życie. Nauczycielka w szkole milczała, a on wypisywał do ojców czy może urwać się z lekcji i pojechać do szpitala. W końcu ugięli się i odebrali go, zapewniając, że wszystko dobrze się skończy. Louis przeklinał wychowawcę, który już dawno powinien zareagować i dbać o dobro dzieci.

– Mogę do zobaczyć? – zapytał Timmy, patrząc na mężczyzn pogardliwym wzrokiem.

– Psycholog tam jest.

– I tak pewnie nic nie powie. Tu jest? – Wskazał na jedną z sal i nacisnął klamkę, gdy Niall przytaknął.

Harry wszedł za synem, witając się z młodą kobietą, która siedziała przy łóżku nastolatka. Zadawała pytania, a Alex nie reagował, wpatrując się w okno, za którym świeciło słońce. Nawet nie zareagował, słysząc znajome głosy, zwijając się w jeszcze ciaśniejszą kulkę.

Louis wreszcie znalazł miejsce parkingowe i wszedł do szpitala, kierując się na odpowiedni oddział. Przywitał się z Niallem, który siedział kilka krzeseł dalej od Zayna i próbował nie zabić męża. Czuł się współwinny i pluł sobie w twarz, że nie zrobili niczego wcześniej, zostawiając swoje jedyne dziecko na pastwę losu.

– Hej – odezwał się Louis, siadając obok blondyna. – Jak Alex?

– Psycholog go maglował, teraz jest tak twój Harry z Timem, a nam kazali zostać tutaj.

– Rozmawialiście z nim?

– Niejednokrotnie, ale milczy jak grób.

– Tim mi mówił, co działo się w szkole.

– Co masz na myśli?

– O tej bluzce i śmiechach.

– Jakiej bluzce?

Louis westchnął z politowaniem, patrząc na przyjaciela. Ten zerwał się, prosząc, by wyszedł z nim na zewnątrz i zaproponował papierosa, gdy stanęli przed wejściem. Szatyn pokręcił głową, mówiąc, że nadal rzuca i nie Harry by go zabił. Niall opowiadał o kłótniach w domu, o wyrzucaniu ubrań, krzykach, że Alex woli się zabić i problemach z zaakceptowaniem swojej transpłciowości. Podobno przeprowadzka do Londynu miała być nowym startem, bo duże miasto dawało poczucie tolerancji. I tak się wydawało, a oni nie zdawali sobie sprawy, jaki horror przeżywało ich dziecko w szkole, każdego dnia słysząc wyzwiska. Podobno wychowawca mówił, że uczniowie polubili się z Alexem i znalazł kilku kolegów. Dopiero Tim otwierał oczy, opowiadając o przykrych sytuacjach.

– Co teraz robicie?

– Nie wiem. Serio nie mam pojęcia. – Usiadł na schodku, gasząc niedopałek i przetarł twarz z westchnięciem. – Moje dziecko mnie nienawidzi, mój mąż się wyprowadza, nie umiem skupić się na pracy i jeszcze brakuje, żeby mnie z niej wyjebali.

– Będzie dobrze, Ni. Ja wiem, jak to beznadziejnie brzmi, ale będzie dobrze. Ile zostaje na obserwacji?

– Dwa tygodnie na oddziale, jeśli dalej będzie stwarzać pozory samobójcy, to zostawią na dłużej. Czy jakoś tak. To wszystko nasza wina, Lou. Powinniśmy bardziej o niego dbać.

Be my MedicineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz