Louis czuł się spięty po kłótni o dom, którą mieli rano. Nie chciał być właścicielem i myślał, że Harry weźmie wszystko na siebie. Jemu jednak zależało na dwóch podpisach na umowie i wspólnym kupnie, a kwestia pieniędzy nie była argumentem. Tomlinson zamilkł, gdy ten uniósł rękę, pokazując pierścionek i pytając, czy to też nie było na poważnie. Uśmiechnął się z wyższością, całując szatyna i prosząc, by się pospieszyli.
Ich dłonie trzęsły się, gdy podpisywali umowę kupna domu. Lou nadal nie wierzył w kwotę, którą znał jedynie z filmów o gangsterach i nigdy nie spodziewał się, że taka suma pieniędzy będzie dotyczyć jego osoby. Czuł jednak błogi spokój, gdy dostali klucze i zostali sami. Harry wyszedł na taras z głośnym śmiechem, a Lou ruszył za nim. Było naprawdę zimno ze względu na zbliżający się grudzień, ale to nie popsuło radości Stylesa, który poderwał do góry ukochanego i cieszył się jak dziecko, ciągle powtarzając, że kupili nowy dom i jest tylko ich.
– Będziesz chory, Hazz – upomniał go Tomlinson, łapiąc za twarz, gdy ten wreszcie postawił go na trawie.
– Mój Boże, Lou, to nasz domek!
– Kochanie, domek to mieliśmy, to jest trzy razy większe.
– Nie masz pojęcia, jak bardzo szczęśliwy jestem.
– Widzę, kochanie. I bardzo się cieszę, że jesteś szczęśliwy.
– Ty nie jesteś?
– Jestem, Harry. Nie masz pojęcia, jak bardzo szczęśliwy jestem. Ale wracajmy do środka, bo zaraz pędzie padać śnieg czy coś i zmarzniemy.
– O mój Boże, pierwszy śnieg w nowym ogrodzie! Stój tu! – Trzymał Tomlinsona za ramiona, czekając, aż biały puch zacznie padać z nieba. Zamiast tego pojawił się podmuch wiatru, a Lou wzdrygnął się, bo cienka bluzka nie była odpowiednim ubraniem na takie sceny. – Okej, możemy poczekać w środku. Czekaj, mamy próg! – Podniósł Louisa jak pannę młodą, a ten się zaśmiał.
W końcu opadli na kanapę, całując się i ogrzewając. Dzwoniący telefon przerwał ich pieszczoty, a Styles przytulił ukochanego, odbierając połączenie od matki. Kobieta wiedziała o finalizacji zakupu, bo jej syn wczoraj chwalił się, leżąc w łóżku obok mężczyzny swojego życia. Rozmawiali o barze, dziecku i domu, snując mniej i bardziej realne plany na kolejne miesiące.
– Podoba się? – zapytała.
– Boże, mamo, jest cudowny! Nie mogę doczekać się, aż usiądziemy tutaj wszyscy razem. Myślisz, że dalibyśmy radę przenieść się tutaj przed świętami?
– Nie wiem, kochanie, zapytaj Lou.
– Lou?
– Hm? – mruknął szatyn, przeglądając internet, by czymś się zająć.
– Postawimy w tym roku choinkę w naszym nowym domu?
– Nie wiem, kochanie, wszystko zależy od ciebie.
– Ja pieprzę, z wami coś ustalić – mruknął, a matka upomniała go o słownictwo.
Louis wstał, kierując się na górę, by jeszcze raz spojrzeć na sypialnię, która od dzisiaj miała być ich. Położył się na łóżku, przymykając oczy i biorąc głęboki oddech. Było zupełnie inaczej niż w jego domu. Ozdoby wyglądały na kosztowne, a on bałby się wpuścić tu Puffy'ego. Wszystko wyglądało na drogie i bał się zniszczeń, bo to nie była szklanka z Ikei, którą można było odkupić w każdej chwili. To były meble ze starego drewna, skórzane kanapy i kominek. To były miejsca po obrazach, które pewnie kosztowały jego roczną wypłatę, telewizorze wielkości ekranu w kinie, ozdobach z każdego zakątka świata. To był dom dla Harry'ego, z pewnością nie dla niego. Zwłaszcza ze względu na ogromną garderobę.
CZYTASZ
Be my Medicine
FanfictionLouis Tomlinson to trzydziestolatek samotnie wychowujący dorastającego nastolatka. Trzynastoletniemu Timowi wreszcie udaje się namówić ojca na koncert idola jakim jest Harry Styles. Stojąc w pierwszym rzędzie, chłopak wygrywa zaproszenie na scenę, j...