– Jak bardzo mam przesrane? – szepnął Tim, wpatrując się w oczy Freddiego z przerażeniem. Ich twarze dzieliły centymetry, a starszy nastolatek ze strachem spojrzał na gościa, wchodzącego do mieszkania, które de facto zajmowali bezprawnie, kradnąc wcześniej klucze.
– Umm... odrobinę?
– Jak już będziecie wychodzić, Tim, to możesz zabrać moje listy z dołu? – rzucił Harry, nie wiedząc jak dać o sobie znać. Próbował wstrzymać uśmiech, który pojawił się po pierwszym zawale i zamarciu na widok syna w objęciach przyjaciela.
Tomlinson oderwał się od Freddiego i wyprostował. Jego twarz płonęła i miał ochotę rozpłakać się, bo nie spodziewał się, że akurat dzisiaj Harry pomyśli, by przyjechać do starego mieszkania, w którym nie był od bardzo dawna.
– Chyba powinienem iść – mruknął Malone, ocierając spocone dłonie w jeansy. – Chcesz, żebym został?
– Odezwę się. – Spuścił wzrok, biorąc głęboki oddech. – Napisz, jak będziesz w domu.
– Do widzenia – pożegnał się z Harrym, zabierając prędko kurtkę i potykając się jeszcze w progu, zamykając za sobą drzwi.
– Spójrz na mnie, Tim. – Brunet usiadł na ławie, przesuwając pudełko z niedokończoną pizzą. Nastolatek był bliski płaczu ze zdenerwowania i wstydu, jaki opanował jego ciało i umysł. Nie był w stanie spojrzeć w oczy tego lepszego ojca, który nie ocenia i nie rzuca głupich tekstów, ale przecież nadal był rodzicem i zaraz miał rozpocząć swój monolog. – Dlaczego nie powiedziałeś nam o was? – Odpowiedziało mu wzruszenie ramionami, ale nadal nie został obrzucony wzrokiem. Przyciszył telewizor i otworzył pudełko, chcąc jakoś rozładować atmosferę. Przeniósł się na kanapę i zmienił kanał muzyczny na inny, szukając dobrego filmu, zupełnie olewając Tima, czekającego na kolejne zdania. Nastolatek wpatrywał się w niego ze zdziwieniem, bo oczekiwał raczej innej reakcji niż zmiana tematu, albo nawet odpuszczenie go.
– Harry, ja... – Zdawał sobie sprawę, że musi przeprosić za włamanie się do mieszkania i kradzież kluczy.
– Jedz. – Podsunął mu pizzę, na którą nastolatek zareagował pokręceniem głowy.
– Jadłem już. Przepraszam za te klucze. My...
– Kochasz go, Tim? – Nie spodziewał się pytania i rumieniec kolejny raz wskoczył na jego twarz. Harry świdrował go wzrokiem, tłumiąc uśmiech, bo Tim przypominał mu samego siebie kilkanaście lat wcześniej, gdy musiał ujawnić się matce i robił to z płaczem.
– Harry, ja... – jąkał się, nie wiedząc co powiedzieć.
– Tim, bylibyśmy hipokrytami, gdybyśmy zaczęli cię oceniać albo mówić nieodpowiednie rzeczy na temat orientacji. Nie musisz się określać, nie musisz przyczepiać sobie łatki żadnej orientacji, możesz zakochiwać się w kim chcesz i być z kim chcesz, dla nas ważne jest twoje szczęście.
– To pojebane, bo przecież byłem z Emily, ale on...
– Nie wspominam niczego na temat twoich związków, ale nadal istnieje zakaz przeklinania, więc przystopuj trochę. – Tim uśmiechnął się, bo Harry właśnie taki był; w poważnych sytuacjach rozładowywał napięcie przez zwrócenie uwagi na jakieś małe gówno, które zabijało gęstą atmosferę. – Timmy, takie jest właśnie i taka jest miłość. Popieprzona. Zakochałeś się w nim z jakiegoś powodu, Emily podobała ci się z jakiegoś innego powodu i tyle. Zakochujemy się w człowieku, nie w tym, co ma w majtkach. Chcę tylko, żebyś przysiągł mi, że jesteś szczęśliwy, a ja obiecam, że nie będziemy się wtrącać.
CZYTASZ
Be my Medicine
FanfictionLouis Tomlinson to trzydziestolatek samotnie wychowujący dorastającego nastolatka. Trzynastoletniemu Timowi wreszcie udaje się namówić ojca na koncert idola jakim jest Harry Styles. Stojąc w pierwszym rzędzie, chłopak wygrywa zaproszenie na scenę, j...