Louis kulił się na niewielkiej ławce, opatulony w gruby koc i zaciągał się papierosem, patrząc w dal tonącą w nocy. Mijała pierwsza, a on znowu nie mógł spać i liczył, że papieros i świeże powietrze pomoże mu pokonać bezsenność, która męczyła go od czasu przeprowadzki. Mógł godzinami obracać się w łóżku, w którym Harry już od dawna spał. Niby potem spał do dziesiątej, ale nadal czuł się zmęczony, a głowę rozsadzał ból zbijany tabletkami.
– Zabiję cię – usłyszał za sobą. Spojrzał na Harry'ego, który kulił się w swoim szlafroku, gdy podmuch wiatru omiótł jego ciało. – Louis, jest środek nocy i środek zimy!
– Spalę i wrócę.
– Ile tu siedzisz? – Dotknął jego policzka, a Lou cmoknął ciepłą dłoń.
– Przyszedłem zapalić, wracaj spać.
– Nie, gaś to i idziemy. Wracamy do domu, Puffy – zawołał psa, który chętnie zwiedzał taras nocną porą. – Wracamy, Lou.
– Daj mi chwilę, dopiero wyszedłem.
– Jasne. Ile już spaliłeś? – Spojrzał w paczkę, która jeszcze wieczorem była zamknięta. – Ile powinno być? Dwadzieścia?
– Daj spokój, Harry.
– Nie, Lou. Boże, powiedz mi, co się dzieje, błagam cię. – Kucnął przy łapce i złapał ukochanego za rękę. – Ja naprawdę się martwię, Lou. Boję się o ciebie.
– Nie ma powodu, po prostu śpię za długo w dzień i potem nie mogę spać w nocy.
– Nie wysypiasz się, Louis, i ciągle boli cię głowa. Umówię cię do lekarza, dobrze?
– Nie. Wstawaj, idziemy spać.
– Porozmawiajmy.
– Jestem zmęczony, Harry. Jest zimno.
– Jasne, dlatego siedziałeś tutaj Bóg wie ile czasu.
Louis przewrócił oczami, wymijając go. Położył się bez słowa, znowu sprawdzając godzinę i udawał, że jest zmęczony, gdy Harry znowu zaczynał wykład. W końcu Louis przytulił go, tworząc dużą łyżeczkę i pocałował Stylesa, olewając jego monolog.
– Ja naprawdę się martwię, Louis.
– Wiem, kochanie, ale śpij już, bo jestem zmęczony i nie chce mi się już myśleć. Dobranoc.
– Dobranoc.
– Kocham cię, Hazz.
– Jasne, i to dlatego...
– Śpij dobrze.
Louis naprawdę starał się usnąć i nie kręcić za bardzo, ale po prostu nie mógł. W jego głowie kotłowały się myśli, wspominając kolejne hotele i wypadek Stylesa. Już był na krawędzi snu, gdy mózg podesłał mu wizję pogrzebu mężczyzny, przez co wzdrygnął się, wybudzając. Westchnął, odszukując po omacku koc i wtulił w niego twarz, bo nie chciał wtulać się w ukochanego, który znowu by się obudził. Miękki materiał przypominał mu te dobre chwile i dom, który nie był tym miejscem. Miał wrażenie, że znajdują się w kolejnym hotelu, a nie w nowym domu. To z pewnością nie był ich dom. Z pewnością nie był domem, pomimo jego bielizny w garderobie.
Harry dzwonił do mamy, gdy Lou pojechał do baru, zasłaniając się zapomnianymi dokumentami. Martwił się o niego i liczył, że ona w czymś pomoże. Kobieta wysłuchiwała wszystkiego w ciszy i w końcu zapytała, czy o tym rozmawiali.
CZYTASZ
Be my Medicine
Hayran KurguLouis Tomlinson to trzydziestolatek samotnie wychowujący dorastającego nastolatka. Trzynastoletniemu Timowi wreszcie udaje się namówić ojca na koncert idola jakim jest Harry Styles. Stojąc w pierwszym rzędzie, chłopak wygrywa zaproszenie na scenę, j...