"Louis czuł podstęp w powietrzu, bo ostatnim razem wylądował na noc w szpitalu"

4.3K 360 171
                                    

– Hej, Timmy, jest taka sprawa: stoimy w jakimś cholernym korku i chyba coś się stało, bo widzimy policję i...

– Do rzeczy, Harry. Czekam przed szkołą.

– Jedź do lekarza sam, my postaramy się dotrzeć, okej?

– Ale... ale jak to sam? – Tim był przerażony wizją wizyty w pojedynkę. Nie miał pojęcia, co powinien mówić i jak powinien się zachować, a tym bardziej, o co zapytać, czy jak zapamiętać każde zalecenie.

– Rozmawiałem z lekarką i cię przyjmie, a my postaramy się być niedługo. Weź taksówkę, okej?

– Ale ja się boję, nie chcę iść tam sam.

– Nie masz czego się bać, Timmy – zapewnił Harry, a Louis uśmiechnął się. Nagle jego odważny i dorosły syn wrócił do roli dziecka i nie był gotowy na poważne decyzje i wizyty u lekarza. – Ona tylko sprawdzi, czy leki działają, nie będzie bolało. Podjedź trochę, Louis – poprosił, gdy korek trochę się ruszył.

– Ale co ja mam powiedzieć?

– Że byłeś umówiony i tyle. Użyjesz swojej karty do zapłaty? I pamiętaj o recepcie. Jedź już tam, nie możesz się spóźnić. Odezwij się, jak wyjdziesz w razie, gdybyśmy nie zdążyli.

– No okej – mruknął nastolatek i rozłączył się bez większego pożegnania.

Mężczyźni wymienili spojrzenia pełne wyrzutów sumienia, bo przecież mogli wyjechać wcześniej i teraz nie martwiliby się korkiem kilkanaście mil przed Londynem, przez który nie zdążyli na wizytę syna. Louis pluł sobie w twarz, wiedząc, że zawiedli nastolatka i miał nadzieję, że uda im się dotrzeć nawet z opóźnieniem. Jednak tak się nie stało, a przerażony Tim witał się z lekarką, która od razu zagaiła co nowego. Pochwaliła rezultaty widoczne na jego twarzy i zapytała o nowe wypryski.

– Trochę mnie swędziało od tamtego toniku, więc go porzuciłem – przyznał, zajmując odpowiedni fotel.

– To dobrze, Tim, jeśli coś ci nie służy, to nie można używać na siłę. Nie rozdrapujesz i nie wyciskasz, prawda?

– Staram się nie, ale czasami zapominam. Myśli pani, że zostaną mi blizny?

– Mam nadzieję, że nie, Tim. Potem wdrożymy inną maść, ale teraz zostaniemy przy lekach i tym, co mamy. – Wrócili do biurka po krótkim badaniu, a nastolatek patrzył na kobietę, która wypisywała receptę, opowiadając o innych kosmetykach do twarzy.

Wpadł na Harry'ego, który właśnie szybkim krokiem wchodził do odpowiedniego budynku. Louis szukał wolnego miejsca parkingowego i przeklinał pod nosem, zastanawiając się, czy inni nie mogli zaparkować w gdzie indziej, a jemu oszczędzić dodatkowych nerwów.

– Słucham, Harry – westchnął, odbierając i już szykował się na niepochlebne komentarze, bo obiecał, że zaraz dołączy.

– Już po, Lou, gdzie zaparkowałeś?

– No właśnie nigdzie – mruknął i skręcił w uliczkę, która pomogła mu wrócić do odpowiedniego wejścia. Harry rozłączył się, widząc swoje auto i zajął miejsce pasażera, od razu rozpoczynając opowieść, którą zdążył mu przekazać Tim.

Nastolatek wspominał o matmie, która właśnie się kończyła i pytał, czy nie może wrócić do domu. Z cichym pomrukiem żegnał się z ojcami przed szkołą, gdy ci życzyli mu miłej nauki i sami wracali do domu, marząc o kilku godzinach spokojnego snu. Z uśmiechem układali się w dużym sypialnianym łóżku, zgadzając się, że to tylko odpoczynek przed telewizorem i żaden z nich nie zaśnie, bo mają kilka spraw do załatwienia. Kwadrans później pokój wypełniony był ich spokojnymi oddechami, gdy myśli były daleko w krainie snu.

Be my MedicineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz