"Boo, ja się boję."

5.1K 361 177
                                    

Sypialnia wypełniona była delikatnym światłem, wdzierającym się przez niedokładnie zasłonięte zasłony. Zaspany Louis przejechał ręką po miejscu obok i zdziwił się, nie znajdując znajomego ciała. Pościel była już chłodna, gdy otwierał oczy, by zdać sobie sprawę, że jest zupełnie sam. Westchnął, patrząc na zegarek informujący o dziesiątej i miał nadzieję, że Tim poszedł do szkoły, bo wieczór wcześniej narzekał na ból gardła. Dopiero wspomnienie o nadchodzących feriach, które w każdej chwili mógł odwołać, sprawiło, że bez zająknięcia się zakładał rano mundurek i zgarniał plecak.

Harry przelatywał po kolejnych klawiszach fortepianu z uśmiechem, delektując się muzyką, wypełniającą parter. Z całych sił starał się nie obudzić ukochanego, który nie spał zbyt dobrze poprzedniej nocy. Kręcił się niespokojnie i zrzucał wszystko na wypitą wcześniej kawę, a Styles od razu wspomniał o bólu głowy. Właśnie dlatego teraz zajmował się sobą, dając ukochanemu odpocząć. Nie zauważył nawet, gdy brunet zszedł na dół i objął go od tyłu, całując w czubek roztrzepanej głowy.

– Dzień dobry, kochanie – mruknął Lou, obejmując szatyna na szyję.

– Nie chciałem cię obudzić, przepraszam.

– Nie obudziłeś. Po prostu zrobiło mi się tak pusto bez ciebie.

– Chcesz wrócić do łóżka?

– Nie, chcę napić się kawy i patrzeć jak grasz. – Uśmiechnął się, całując go kolejny raz i chwytając kubek, który w połowie był już opróżniony. Był z kompletu, który Styles dostał na Gwiazdkę i własnoręcznie je ozdobił, malując tęcze i niewyraźną plażę, przywołującą na myśl kalifornijskie miejsca, które podbiły jego serce. – Więcej cukru się nie dało?

– Zrobiłem dla siebie, nie dla ciebie. Oddaj. – Wyciągnął rękę w stronę naczynia, z którego Louis wypijał przesłodzony napój.

– Kawa mojego narzeczonego jest moją kawą.

– Wiesz, nad czym dzisiaj myślałem?

– Że mnie kochasz?

– O tym myślę cały czas, ale dzisiaj przeglądałem stronę tej kobiety od ślubów i pomyślałem, że moglibyśmy spotkać się z nią, huh?

– Czy ona nie jest z USA?

– Jest, ale moglibyśmy wyskoczyć na weekend. Złapać trochę słońca, pokazałbym ci Los Angeles.

– Już pokazałeś, kochanie.

– Może zrobimy sobie walentynkową wycieczkę, co?

– Pogadamy o tym, lecę pod prysznic.

– Iść z tobą?

– Myślałem, że zrobisz mi pyszne śniadanko. – Louis udał smutnego, a Harry od razu zerwał się z niewielkiego krzesełka.

– Już lecę, jajecznica?

– Za to cię kocham.

Pocałowali się, by po chwili rozchodzić w odpowiednich kierunkach. Podczas posiłku Harry opowiadał o ślubie Sary i przekazywał informacje, jakich zasięgnął. Nie chciał brać nikogo nieznajomego, bo potrzebował zaufanych osób wokół siebie, które nie wydałyby ich planów. Zależało mu, by wszystkie prywatne sprawy pozostały w tajemnicy i liczył, że kiedyś sam ukaże światu, że został mężem i kolejny raz ojcem, chwaląc się maleńką Gwiazdką, którą właśnie planowali.

– Właściwie tęsknię za słońcem – przyznał Lou, kończąc posiłek, oparł się o krzesło, dopijając kawę i patrząc na ukochanego. – Za tobą w kąpielówkach, za mrożoną kawą i okularami przeciwsłonecznymi.

Be my MedicineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz