Nie znoszę przeprowadzek. To już druga w tym roku. A muszę wspomnieć, że to dopiero maj. Cudowny, pierwszy dzień maja. Przeprowadzki wysysają ze mnie całą energię, a jednocześnie nie pozwalają zasnąć. Nowe miejsce, nowy pokój, nowe ściany, nowe schody, nowe zło może czaić się za drzwiami, pod łóżkiem.
Tym razem matce udało się znaleźć całkiem przyjemny kąt. Nie ma grzyba w łazience, brudnych dywanów i dziur w ścianach. Nie musiałyśmy także za dużo sprzątać, bo właściciel nawet się postarał. Wynajęty dom ma oranżerię i spory ogródek. Niezadbany, ale zielona trwa jest całkiem miła dla oka.
Jest czwarta dwanaście, a ja wiem, że już nie zasnę. Na dworze świta. Niebo odsłania powoli swój błękit. Kiedy matka kończy brać prysznic po nocnej zmianie i zamyka się w swojej sypialni, wychodzę do łazienki i uchylam okno w zaparowanym pomieszczeniu. W zasadzie to zawsze pracuje na nocnej zmianie, a ja zawsze budzę się, kiedy ona idzie spać. Przecieram lustro papierem toaletowym i przyglądam się swojej bladej cerze. Myję twarz i schodzę do kuchni, żeby zaparzyć herbatę.
Nakładam na koszulę nocną sweter, który wczoraj zostawiłam w kuchni i wychodzę na zewnątrz z kubkiem mocnej herbaty. Cieszę się, że zmieniłam college, bo przynajmniej mam dodatkowy tydzień wolnego, ale jednocześnie mnie to przeraża. Nie mam pojęcia, czego się spodziewać w tej prowincjonalnej szkole na obrzeżach. I boję się, że znajdzie się tam ktoś, kto wie o wszystkim. Świat jest mały. Łączy nas to jedno wielkie gówno społecznościowe. Wczoraj oglądałaś zdjęcia obcej osoby na Instagramie, a następnego dnia spotykasz tę osobę na mieście i masz wrażenie, że skądś ją znasz. I nagle robi ci się głupio, bo wcale jej nie znasz, ale wiesz, że dwa tygodnie temu była na urodzinach swojego chłopaka w zadymionym barze i miała strasznie mocny makijaż.
Kiedy na dworze jest już zupełnie jasno, wychodzę do ogrodu. Wysuwam stopy z kapci i staję na mokrym od rosy trawniku. Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że jestem w magicznym ogrodzie, a zamiast tej mocnej herbaty mam w kubku aromatyczną kawę, której w domu brak. Taką z puszystą pianką z mleka. Otwieram oczy i w zasadzie myślę, że może nie pomieszkamy tutaj długo, a może akurat uda się uniknąć błagania matki, by przestała wkurzać właścicieli i płaciła te cholerne rachunki na czas. Nikt nic nie mówił o ogrodzie, ale raczej nikt też nie będzie mieć za złe, że posadzę kilka roślinek. Upijam ogromnego łyka herbaty i stawiam kubek na parapecie. Zaglądam do małej szopki i znajduję coś, co przypomina motykę. Przekopuję ziemię wzdłuż płotu, żeby posadzić tam jakieś kwiaty, choć nie znam się zbytnio na ogrodnictwie. Mam nadzieję, że nie jest za późno. Dochodzę do połowy i czuję, że jestem już całkiem spocona i zmęczona, gdy słyszę za sobą zaspany głos:
– Co ty, do cholery, robisz?
Każde słowo jest wypowiadane dobitnie, z wielką przerwą, aż na moment zastygam w bezruchu. Do tej pory nie widziałam żadnego ze swoich nowych sąsiadów, ale sądząc po tonie głosu, ten z lewej nie będzie mnie lubił. Przecieram czoło rękawem i odwracam się.
Chłopak stoi oparty o płot. Ma potargane, ciemnoblond włosy, zmrużone oczy i biały T-shirt. Nie wiem, co niżej. Zasłania mi płot. To chyba mało istotne w mojej sytuacji. I tak jestem spalona. Przełykam ślinę, czując jak sucho mam w ustach i mówię zasapanym głosem:
– Kopię.
– To widzę – prycha, nie ruszając się z miejsca. – Nie mogłaś sobie znaleźć na to lepszej pory?
Mam ochotę mu powiedzieć, że nie; że ta jest najlepsza. Nagle czuję poirytowanie, bo przecież wcale nie byłam aż tak głośno i może faktycznie większość ludzi śpi o tej porze, ale to nie znaczy, że chłopak musi być niemiły. Jednak kiedy przeciera zaspane oczy, których koloru nie mogę dostrzec, bo stoi zbyt daleko, i mówi z lekkim rozgoryczeniem, robi mi się go trochę szkoda.
CZYTASZ
piąta rano
Teen FictionByłam dla niego kimś innym niż dla reszty świata. Pokazałam mu tę część siebie, której nie poznał nikt. Spędzałam z nim tą porę dnia, jaką przez całe moje życie dane było mi spędzać tylko ze sobą samą. On był dla mnie kimś obcym, a jednocześnie przy...