i mean nothing to him

253 27 8
                                    

Naprawdę zamierzałam pójść na bal bez spożywania alkoholu. Wolę przeżywać życie na trzeźwo, mimo że czasem jest nie do przyjęcia i te kilka piw czy butelka wina, mogą naprawdę dopomóc w podkoloryzowaniu, to postanowiłam, że jednak nie skorzystam. Stwierdziłam, że jestem w stanie zapomnieć o wczoraj i bawić się do upadłego bez procentów.

Najpierw jednak przyszła do mnie Patricia, a Harry miał czekać na nas przed szkołą. Zjadłyśmy na obiad po zupce chińskiej o smaku złocistego kurczaka, a potem wykonałyśmy z wzajemną pomocą subtelne makijaże. Akurat obydwie nie przepadałyśmy za zbyt mocnym eksponowaniem, a może nawet ukrywaniem swoich atutów pod warstwą kosmetyków, więc nie zajęło nam to dużo czasu. Lekko pofalowałyśmy włosy prostownicą, a potem zrobiłyśmy chyba ze sto zdjęć w moim wąskim lustrze. W międzyczasie Patricia wyjęła wino z torby z ubraniami, bo zamierzała spać u mnie po balu i usilnie próbowała się nim ze mną podzielić, a ja asertywnie odmawiałam przez jej pięć łyków. Uznałam, że jeśli jej nie pomogę, to zamiast dobrze się bawić, będę trzymać jej włosy nad szkolną ubikacją.

I tym sposobem, udałyśmy się na bal z Patricią lekko podchmielone. Wiedziałam, że jeśli ktoś z grona pedagogicznego zauważy, możemy zostać wyrzucone i zapewne ukarane, ale chyba bardziej obawiałam się reakcji Harry'ego. Potępiał takie zachowanie, mimo że lubił imprezować. Bal był przecież charytatywny. Kiedy nas zobaczył, dostrzegłam ten dziwny grymas na jego twarzy, ale nie powiedział nic. W zasadzie wino powinno się za moment ulotnić, a zła atmosfera na początku mogłaby wpłynąć na resztę wieczoru.

Wrzucamy do puszki symboliczne kwoty na fundację i wchodzimy przez wąski hol na salę gimnastyczną. Od razu uderza w nas bas jeszcze nie tak głośnej muzyki i duszne powietrze, jakby impreza trwała już cały dzień. Okna są zasłonięte, drabinki przyozdobione ozdobnymi szarfami i sztucznymi kwiatami, a od nadmiaru kolorowych świateł można dostać oczopląsu. Nie ma póki co zbyt wielu osób, a fragmenty wypolerowanego parkietu można jeszcze dojrzeć pomiędzy grupkami ludzi.

Cicho pobrzmiewa TiK ToK Keshy. Nie wiem czemu wybieramy miejsce w samym kącie sali, jakbyśmy chcieli, żeby nikt nas nie zauważył. Niezbyt mi to odpowiada, ale Harry wydaje się być pewny tego miejsca.

– Ciekawe, kto pierwszy rozpocznie dzikie pląsy – mruczy pod nosem, na co Patricia przewraca oczami. Zaczyna stąpać z nogi na nogę i spodziewam się, że być może to będzie właśnie ona. – Czuję, że ten bal będzie porażką.

– Nie mów, że nie zamierzasz do nas dołączyć. – Szturcham go zaczepnie, ale nie jest z tego powodu zbytnio zadowolony.

Rozchmurza się dopiero, gdy faktycznie to my jako pierwsze zaczynamy tańczyć do piosenki Muse Pressure. Energiczny kawałek porywa wszystkich i naprawdę zapominam o wczoraj. Skupiam się tylko na tańcu, na uśmiechach ludzi, którzy są obok. Mam wrażenie, że w tej szkole nigdy nie wydarzyło się nic złego. Wszyscy dobrzy ludzie są teraz na parkiecie.

Och, co za złudne uczucie.

Nie mam pojęcia, ile czasu tak tańczymy, ale kiedy wracamy na swoje miejsce w kącie sali, jest już sporo ludzi. Harry ociera spocone czoło, narzekając na upały i suszę w Anglii, a mnie przychodzi na myśl, że gdyby nie ta długotrwała anomalia pogodowa, to może nie spotkałabym Josha w ten duszny poranek. Rozglądam się po sali i na moment zamieram. Widzę go. Ma na sobie białą, pomiętą koszulę i włosy w nieładzie. Opiera plecy o drewniane drabinki i wpatruje się w telefon. Musi być naprawdę niezainteresowany balem, bo nie znam nikogo, kto w naszym wieku, tak stroniłby od przesiadywania na mediach społecznościowych. Zwykle wolał się gapić w niebo niż w ekran smartfona. Obok niego jak zwykle Cloe, w różowej sukience, która sięga jej nieco za kolana. Wygląda niestosownie.

piąta ranoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz