i can't help nobody

234 27 2
                                    

Moja miejscówka na długie przerwy jest dziś wyjątkowo pusta. Mam nadzieję, że to zasługa brzydkiej pogody, a nie jakiegoś zdarzenia, które mnie omija. Nawet w palarni nie ma tłumów. Kilka osób stoi pod bramą, ale nie ma wśród nich Josha. To nie jest klimat poniedziałkowy, ale przyzwyczaiłam się już, że nic nie jest takie jak być powinno.

Mija pięć minut przerwy, ale nie pojawia się ani Harry, ani Patricia. Ostatnio obowiązywała zasada, kto pierwszy ten lepszy. Jeśli siedział tu ze mną Harry, nie pojawiała się Patricia i odwrotnie. Zdążyłam już z nią dzisiaj porozmawiać i nie była w żadnym stopniu na mnie zła, a przynajmniej powtarzała to kilka razy. Stwierdziła tylko, że Charles kiepsko całuje, a domówka u Zacka była jedną z nudniejszych w jej życiu. Mimo to nie zapowiadało się na to, żeby chciała spędzić ze mną przerwę. Udało mi się jednak wprosić do pracowni jej siostry.

– Cześć. – Słyszę głos Harry'ego i mimowolnie się uśmiecham. – Szybko zwiałaś z francuskiego. Pewnie nie słyszałaś, jak pani Blair oznajmiła, że w środy zrobi nam próbny egzamin.

– Hej. Faktycznie nie słyszałam, dzięki za informację.

– Spoko. Chcesz może dzisiaj po lekcjach poprzypominać sobie najważniejsze tematy? – pyta tuż po tym, jak usadowił się obok mnie i otworzył kanapkę.

– Wybacz, ale umówiłam się z Patricią. Idę oglądać obrazy jej siostry. Chcesz iść z nami? – pytam z grzeczności, choć powinnam ugryźć się w język. Ta dwójka nie chce mieć ze sobą styczności.

Harry obrzuca mnie zbulwersowanym spojrzeniem. Przez moment w ogóle się nie odzywa, a ja przeglądam bez celu swój zeszyt do francuskiego. Czuję, że nasza znajomość już nigdy nie wejdzie na ten poziom luzu i swobody, co w pierwszym tygodniu i trochę mi tego żal. Tym bardziej, że wszystko się psuje.

– Głupie pytanie, Grace. Daj sobie już z tym spokój. Patricia mi się nie podoba.

– Okay. Przepraszam, Harry. Nie sądziłam, że tak namieszam.

A prawda jest taka, że chciałam uniknąć tej podwójnej randki, choć wcale nie musiała nią być. Harry zaprosił mnie do kina, mogłam odmówić i tyle, a ja wciągnęłam w to Patricię niepotrzebnie, choć mój instynkt się nie mylił, bo ona faktycznie coś do niego czuje, a może czuła.

– Nie o to chodzi. Skąd miałaś wiedzieć – urywa nagle i wpatruje się pustym wzrokiem w swoje stopy – nie ważne. Wiesz co, miałem jeszcze wstąpić do biblioteki po materiały na powtórkę z historii – oznajmia, po czym wstaje i odchodzi w pośpiechu.

Siedzę sama do końca przerwy, zastanawiając się skąd dziwne zachowanie Harry'ego. Jest mi trochę przykro, że ma przede mną jakąś tajemnicę, ale przecież ja także mam przed nim sekrety.

Sekrety moje i Josha.

•••

Zbieram się na francuski zbyt późno. Wchodzę do budynku szkoły wraz z dzwonkiem, na korytarzu robi się pusto i już zamierzam biec w kierunku sali, kiedy słyszę swoje imię. Moje rozdrażnienie zmienia się w zdziwienie, kiedy odwracam się i widzę za sobą mamę Josha. Jest blada, oczy ma zaczerwione i sprawia wrażenie jakby od piątku schudła kilka kilogramów. Przełykam z trudem ślinę i staram się uśmiechnąć, ale słabo mi to wychodzi.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś, że Josha nie było w piątek w szkole? – pyta zduszonym głosem, po czym chrząka, chcąc odblokować gardło. Mam wrażenie, że słyszę wyrzuty w jej głosie, a nawet złość, ale mam nadzieję, że to wina jej złego samopoczucia.

– Nie wiem, przepraszam. – Zastygam w bezruchu, zaciskając usta. Nie powinna mieć do mnie pretensji, ale mimo to się tłumaczę. – Nie chciałam pani martwić.

Wzdycha głośno i chcę jej powiedzieć, że muszę iść na lekcje, ale uprzedza mnie.

– Nie winię cię, broń Boże. – Kładzie mi dłoń na ramieniu, czuję jak drży – ale wezwali mnie dzisiaj rano i byłam w szoku. Ten weekend był dla mnie zbyt ciężki. – Wzdycha ponownie, aż w końcu obdarza mnie cierpiącym spojrzeniem.

Mam dziwne wrażenie, że szuka we mnie powierniczki, może nawet pomocy, ale nie umiem. Dla mnie to chyba także zbyt wiele. Muszę iść na zajęcia, ale stoję jak sparaliżowana. Mogłabym uśmiechnąć się przepraszająco, ale nie potrafię z siebie wykrzesać nawet odrobiny życzliwości. Wiem, że to nie jest jej najważniejszy problem, choć mam nadzieję, że nie stało się nic złego. Ich rodzinie nie powinny się już przytrafiać żadne nieszczęścia. To jedno jest wystarczająco dotkliwe i będzie się za nimi ciągnęło już zawsze. To tak przykre, że najchętniej bym ją przytuliła, ale tkwię w miejscu. Spoglądam na wielki zegar na końcu korytarza, co wychwytuje mama Josha.

– Och, przepraszam Grace. Zawracam ci głowę, idź już na zajęcia.

– Do widzenia, pani Rhodes. – Udaje mi się wybąkać kilka słów, po czym odchodzę, czując się totalnie bezużyteczna.

Nie mogę pomóc jego matce, nie mogę pomóc Joshowi, nie mogę poradzić sobie z myślą, że to skończyło się w tak beznadziejny sposób. Nie namówię go na bal, jak chciałaby pani Juliette, ale może zrobi to Cloe i ta myśl ściska mi serce. Wchodzę na piętro ciężkim krokiem. Już mam dosyć tego dnia, więc wlekę się i z niechęcią spoglądam na wciąż otwarte drzwi sali. To znaczy, że pani Blair jest jeszcze w pokoju nauczycielskim. Wzdycham z ulgą, ale wcale nie chcę tam wchodzić.

Zatrzymuję się w progu, obejmując wzrokiem zajętych sobą ludzi. Wydaje mi się, że trwa to sekundę, nawet krócej, ale najwidoczniej straciłam poczucie czasu, bo słyszę za plecami znaczące chrząknięcie, a potem głos nauczycielki:

– Wybacz, Grace, ale musisz się zdecydować, czy wchodzisz teraz. Ja w przeciwieństwie do ciebie chciałabym wejść i zobaczyć się z twoimi kolegami.

Zrywam się, odsuwając na bok i umożliwiając nauczycielce przejście, ale nie mówię nic. Słyszę jej cyniczny śmieszek, który rozlega się po chwili po klasie. Jest mi głupio, więc wybąkuję jedynie ciche przepraszam, co wywołuje na twarzy profesorki dziwny grymas i każda jej zmarszczka jest widoczna na napiętej twarzy. Idę do ławki, mijając po drodze Josha, Patricię i siadam obok Harry'ego. Wszyscy zdają się mnie ignorować, ale kiedy podnoszę głowę, czuję na sobie jego spojrzenie.

Spoglądam na Josha nieśmiało i widok ten rozdziera mi serce. Jego wzrok jest pełen bólu, nieopisanej tęsknoty i pretensji. Nie wiem, czy powinien je mieć do mnie, czy może tylko i wyłącznie do siebie. Może nie walczyłam zbyt mocno o normalność w naszej znajomości, ale to on pierwszy zignorował mnie w naszej tajemniczej relacji. W ten poranek, gdy myślałam, że wszystko się zmieni, gdy przez moment byliśmy tą pieprzoną literacką jednością, on nagle oddalił się o sto lat świetlnych. Zostawił tylko chłód i teraz patrzył na mnie, jakbym to ja wszystko spieprzyła. Zaciskam więc wargi i odwracam wzrok na panią Blair, która otworzyła właśnie dziennik.

Wywołuje mnie do odpowiedzi i wiem, że nasze spotkanie w drzwiach raczej nie było jej obojętne. Wstaję, starając się nie pokazać, jak bardzo roztrzęsiona jestem, ale gdzieś pomiędzy spojrzeniem Josha, a powracającymi jak bumerang uczuciami z tamtego poranka, chcę zdobyć dobrą ocenę i pokazać nauczycielce, że wcale nie trafiła w mój gorszy dzień. Chociaż obawiam się, że nie jestem w stanie poprawnie mówić po angielsku, a co dopiero po francusku.

Jednak kiedy staję obok niej, a przed oczami migają mi spojrzenia ludzi z klasy, znowu żałuję, że nie potrafię mdleć na zawołanie. Tyle, że to się chyba właśnie dzieje, bo mam wrażenie, że podłoga staje się sufitem, a potem już nie widzę nic.

Czarna plama. Zero.

piąta ranoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz