you make a mess of my head

311 33 13
                                    

Kolejny parny poranek, który sprawia, że gdy wchodzę do szkoły jest mi duszno i niedobrze. Chyba na serio zatrułam się tą wódką, albo to efekt uboczny bycia jędzą. Wewnątrz budynku wcale nie jest chłodniej. Zajęcia z literatury obcej odbywają się w sali z ogromnymi oknami od podłogi aż do sufitu i wcale nie mam tam ochoty wchodzić. Idę jeszcze do łazienki i moczę dłonie pod zimną wodą, potem lekko ocieram nimi kark i czoło.

W lustrze widzę swoją bladą twarz, choć nadmiar słońca odbija się na moich lekko zaczerwienionych policzkach. Przejeżdżam po ustach pomadką, a potem zaciskam je mocno i oblizuję, wydobywając z nich czerwień. Od razu lepiej. Rozbrzmiewa dzwonek, a wraz z nim dźwięk wiadomości na Messengerze. Wyjmuję telefon, nie przejmując się początkiem lekcji.

Patricia: Cześć. Harry do mnie napisał. Idziemy dziś do kina, ale wydaje mi się, że go wkopałaś. Chyba powinnam mu odmówić.

Ja: Hej. Zwariowałaś. On jest po prostu nieśmiały. Zgrywa tylko takiego chojraka. Widzimy się na lekcjach.

Wiem, że przegięłam. Może powinnam się była przyznać, a może zrobiłam dobrze. Dam im szansę. Jej wiadomość do mnie, pierwsza w życiu – jest na temat Harry'ego. To dowód na to, że się jej podoba. I Harry przesadza. Nie jest aż tak puszysta. Jest krągła. Jest właśnie tą dziewczyną, która dba o siebie i o swoje kształty. I ma piękną twarz. Harry jest ślepcem. Ja jestem szczupła, ale co z tego, skoro na twarzy mam wypisane: gryzę i dużo się smucę.

Wychodzę na pusty korytarz i mam ochotę pobiec do klasy, bo na pewno jestem spóźniona, ale nie po to odświeżyłam się w łazience, żeby znowu wyglądać jak po maratonie. Zatrzymuję się na środku holu, bo chyba właśnie usłyszałam własne imię. Odwracam się i widzę go, ale tak niewyraźnie, jakby to był jego duch. Jakby był przeźroczysty, a ja mogłabym zobaczyć liliowy kolor ściany za nim. Przechodzą mnie ciarki i myślę, że jestem nienormalna, ale wtedy on się odzywa i wszystko nabiera wyraźnych barw.

– Grace, poczekaj. Nie idźmy tam.

Kręcę głową, mam ochotę roześmiać się z niedorzecznej sytuacji, ale smutna i zmęczona twarz Josha odwraca od tego uwagę. Podchodzę do niego bliżej, zaciskając w dłoni pasek torebki. Jego oczy wołają o pomoc.

– Nie powinieneś się więcej spóźniać, Josh.

– Wiem, ale to już ostatni raz – mówi z jękiem, jak mały chłopiec. – Czuję się dziś paskudnie i przysięgam, że nie wytrzymam z tymi ludźmi nawet minuty.

Okay, te słowa w jakiś sposób mnie łechcą moje ego. Z tymi ludźmi, wśród których nie ma mnie. Jakbyśmy byli inni, jakbym była dla niego kimś innym niż oni. Kimś ważniejszym? Może to pułapka zastawiona przez Josha. Jesteśmy całkiem sami na korytarzu, może gdyby stało tu kilkoro osób, nawet chociaż jedna, nie odezwałby się do mnie słowem, tylko wyszedł sam. Wyrzucam te myśli z głowy.

– Gdzie chcesz iść? – Udaję nieprzekonaną do jego pomysłów.

– Gdziekolwiek. – Wzrusza ramionami. Na jego ustach pojawia się desperacki uśmiech. – Pójdziesz ze mną?

Uśmiecham się powoli, tonuję swoje zadowolenie. To głupie, ale w tym momencie myślę tylko o sobie, a nie o nim. Nie myślę o tym, że jest mu źle i chce stąd uciec, tylko o tym, że chce uciec ze mną. Serce skleja mi się powoli w jedną całość.

– Dobrze, Josh. Ostatni raz – szepczę i oglądam się za siebie. Nie ma nikogo, a Josh nagle się ożywia i także rozgląda się dookoła, po czym wychodzimy na zewnątrz bez pośpiechu, na palcach.

Opuszczamy budynek tylnym wyjściem, Josh prowadzi mnie nieznajomą ścieżką przeciwpożarową i wychodzimy obok tyłu stołówki. Potem przechodzimy szybko wzdłuż boiska, a gdy znajdujemy się na głównej ulicy, Josh wypuszcza wstrzymywane powietrze i uśmiecha się do mnie szeroko. Unoszę w zdziwieniu brwi, ale odwzajemniam uśmiech. Mam wrażenie, że nie jest dobry w chodzeniu na wagary, a jedynie w spóźnieniach, stąd też jego ulga i radość, że jesteśmy już poza terenem szkoły.

piąta ranoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz