sweet but psycho

277 29 3
                                    

Noc znowu była ciepła. Duszne i ciężkie powietrze odeszło w zapomnienie, a ja nie mogłam zmrużyć oka. Chociaż nie umawiałam się z Joshem, to zastanawiałam się, czy gdy w niedzielny poranek wyjdę na ogród, on tam będzie. Im dłużej wsłuchiwałam się w ciszę i o nim myślałam, tym mniej wierzyłam w to, że uda mi się wstać o piątej rano. Od ostatniego spotkania nie rozmawialiśmy, ani nawet nie minęliśmy się w ogrodzie. Jakby Josh zapadł się pod ziemię.

Nie sądziłam jednak, żeby wyjawienie mi swoich najskrytszych uczuć i lęków było tego powodem. Wątpię, że Josh przerwałby naszą znajomość całkowicie po tym wszystkim i na takim etapie. Bez słowa wyjaśnienia. Nadal łudziłam się, że zaczniemy ze sobą rozmawiać w szkole i że przestaniemy się ukrywać. Mimo wszystko bałam się tego każdego wieczoru. I pełna takich obaw zasnęłam.

Obudził mnie stukot. Krótki. A zaraz po nim następny. Minęła chwila zanim zorientowałam się, że to coś w stylu rzucania kamyczkami w okno. I pewnie normalnie bym się wkurzyła. To nie moje okno i nie mam zamiaru płacić za wszelkie zniszczenia, ale wiem, że to Josh. Uśmiecham się do siebie w duchu, chociaż czuję w klatce piersiowej mdłości z braku snu. Jest już prawie jasno. Mogłam spać kilka godzin, ale to nadal niewiele. Czuję się jak po wyrwaniu z głębokiego snu przez budzik o trzeciej nad ranem za czasów dzieciństwa, kiedy to na przykład wybierałyśmy się z babcią na wycieczkę i ruszałyśmy najwcześniejszym pociągiem. Zwykle marudziłam, ale teraz nie mam ku temu powodów. Wyrosłam z późnego wstawania. Zapalam lampkę i podchodzę do okna. Nie zauważa mnie, ale ja widzę, jak kręci się z niezapalonym papierosem w palcach.

Ubieram dresy i schodzę szybko, wcześniej związując włosy i przemywając twarz. Zwykle totalny brak makijażu powodował u mnie pewien dyskomfort, przy Joshu nigdy nawet się nad tym nie zastanawiałam. W oranżerii jest zimno, ale gdy wychodzę, Josh podchodzi do mnie bez słowa, obejmuje jedną dłonią w pasie i całuje w usta. Wyczuwam zapach wina, a jego oczy są czerwone. Uśmiechają się, ale tego zmęczenia nie jest w stanie ukryć.

– Przepraszam za taką pobudkę. Tęskniłem za tobą.

– Nic się nie stało – uśmiecham się kwaśno. – Nie spałeś? – pytam, odsuwając się nieznacznie, choć moje ciało najchętniej wtopiłoby się w niego.

– Trochę. W zasadzie drzemałem wieczorem, a potem nie mogłem zasnąć.

Myślę, że mogliśmy ten czas spędzić razem, ale teraz jest już za późno. Wpatruję się w jego oczy, ale to tylko pogłębia mój niepokój. Znów stoimy nad przepaścią. Poranna mgła otacza nasze roztrzęsione serca, niespokojne myśli poruszają nami w rytm wiatru. Jeśli żadne z nas nic nie powie, cofniemy się o kilka dni, a potem spadniemy.

– Ja też tęskniłam, Josh – odpowiadam i przestajemy się chwiać.

On uśmiecha się szeroko. Robi się jakby jaśniej. Czuć słońce, które zaraz wzejdzie.

– Posiedzimy razem na dachu? Nie wiem, czy masz ochotę, ale zacząłem wino.

To właściwie ostatnia rzecz od jakiej zaczynałabym dzień, zwłaszcza z takim kapciem w ustach, ale siedzenie na dachu z Joshem jest całkiem miłą propozycją. Zgadzam się, ale tym razem wchodzimy po pergoli. Kilka szczebli wiele ułatwia. Josh czeka na mnie na górze, podając mi dłoń.

– Jak na pierwszy raz wyszło ci to nawet całkiem sprawnie.

– Uważam, że zupełnie bezbłędnie. Nigdy nie byłam dobra na zajęciach z wychowania fizycznego, więc to spore zaskoczenie, nawet dla mnie samej.

Siadamy blisko siebie, Josh okrywa mnie swoją bluzą. Za chwilę na niebie rozpocznie się spektakl wstającego słońca, czekamy na to w milczeniu, podczas gdy błądzę opuszkami palców po przedramieniu Josha, a on obejmuje mnie i pozwala wtapiać się w jego skórę. Odkłada wino na bok, za co jestem mu wdzięczna, bo jego zapach drażni mnie. Nie wiem, o co martwiłam się wczoraj, ale dziś czuję, że jest idealnie. Tamta rozmowa nas zbliżyła, czuję jego siłę. Jest w jego dotyku, uśmiechu, a nawet w zmęczonych oczach.

piąta ranoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz