Kiedy budzę się, Josh wciąż śpi. Jest wtulony w moje plecy, jego włosy łaskoczą mnie w odsłonięty kark. Żałuję, że odwróciłam się przez sen, bo teraz chcąc na niego popatrzeć, muszę się ruszyć i zapewne to go obudzi. Postanawiam więc nacieszyć się jego głębokim oddechem i bliskością.
Zegar wskazuje szóstą i zostało jeszcze kilka minut do mojego drugiego alarmu w telefonie. Pierwszy wyłączyłam wczoraj. Nastawiam go codziennie na czwartą pięćdziesiąt, tak w razie kolejnego spotkania o poranku przy mocnej herbacie. Dzisiaj to nie jest konieczne.
Próbuję więc bezszelestnie się odwrócić, ale Josh się budzi. Nie mówi nic, ale wiem to, bo przytula mnie mocniej i całuje w kark. Moje ciało staje się bezwładne z przyjemności.
– Zrobię herbaty.
Odwracam się do niego i widzę, że nadal przysypia. Mruczy tylko cicho, co odczytuję jako potwierdzenie. Wychodzę z łóżka i idę do łazienki. Moje oczy są inne. Uśmiecham się do nich, ale szybko mnie to peszy. Uśmiechanie się do samej siebie oznacza albo zakochanie, albo szaleństwo. Stawiam na to drugie.
Stoję w kuchni i patrzę, jak herbata robi się coraz ciemniejsza. Nucę w głowie wesołą piosenkę The Corals Dreaming of you, gdy Josh staje w drzwiach. Skrzypiący próg uświadamia mi, że jest tuż za mną.
– Dzień dobry, Grace.
Odpowiadam mu uśmiechem. Jego ciepły głos, radość i spokój na twarzy wywołują we mnie wzruszenie. Jest tak ckliwie, że naprawdę zaczynam wierzyć, iż to wszystko jest iluzją. Zwłaszcza gdy podchodzi do mnie i obejmuje w pasie, a brodę kładzie na moim ramieniu i razem wpatrujemy się w odcień herbaty.
Mam ochotę pstryknąć palcami i poczuć zimno posadzki oraz wrzątek w kubku na moim języku. Odwracam się, ale nic takiego się nie dzieje. Josh całuje mnie w usta, powoli i czule. Poranny pocałunek. Zaspany.
– Sukces. Nie zaspałem dziś do szkoły. I nie zapowiada się na to, bym się spóźnił.
Przyrządzam tosty, a Josh kroi ser. Siadamy razem do stołu i jemy w milczeniu, niczym stare dobre, ale kochające się małżeństwo. Drwię z siebie w myślach, że tak to nazwałam. Wyobrażam sobie, że idziemy do szkoły razem, nawet nie trzymamy się za ręce, ale po prostu wchodzimy tam razem. Rozmawiamy o klasówce z francuskiego i śmiejemy się z naszej wymowy trudnych słów. Wszyscy to widzą i nie dowierzają. Kręcę głową na swoje wyobrażenie i popijam to gorzką herbatą.
– Coś nie tak, Grace?
– Wszystko porządku. Coś mi się przypomniało.
Kłamstwo. Uważaj na mnie, Josh. Nawet nie ukrywam prawdy, ja kłamię! – Chciałaby powiedzieć ta dobra, uczciwa wersja mnie. Jednak uśmiecham się serdecznie i zaczynam czuć do siebie niechęć.
– Co takiego? – pyta, ocierając usta dłonią.
Mogłam się spodziewać takiego pytania. Powinnam chociaż w tym kłamstwie powiedzieć mu odrobinę prawdy.
– Przypomniało mi się, jak dokuczyłam Cloe w zeszły piątek. Byłam żałosna.
Josh upija resztki herbaty i uśmiecha się gorzko. Nie drąży tematu. Może o wszystkim mu powiedziała. Ona albo Zack. Bo w zasadzie dla niej to trochę kompromitujące.
– Jej także się to czasem zdarza. Nie przejmuj się.
Zaciskam usta w cierpkim uśmiechu. Dlaczego mnie broni? Aż tak nie chce jej w swoim życiu, czy dla mnie jest grzeczny, bo tak wypada? Sama nie wiem. Zaczynam się w tym gubić, ale nie wtedy, gdy mnie obejmuje albo całuje. Wtedy wszystko jest jasne i piękne i mam tę pewność, że jestem dla niego wyjątkowa.

CZYTASZ
piąta rano
Teen FictionByłam dla niego kimś innym niż dla reszty świata. Pokazałam mu tę część siebie, której nie poznał nikt. Spędzałam z nim tą porę dnia, jaką przez całe moje życie dane było mi spędzać tylko ze sobą samą. On był dla mnie kimś obcym, a jednocześnie przy...