weirdos

281 28 2
                                    

Wracamy z Harrym do domu lekko przed północą. Zaczęło padać, więc zgasiliśmy ognisko. Znajomi Harry'ego jak i on sam, mieszkali w zupełnie przeciwnym kierunku, ale mój klasowy przyjaciel wymigał się od sprzątania, żeby odprowadzić mnie do domu, a poza tym chyba zauważył moje zmęczenie. Bawiłam się nawet dobrze, ale to zbyt wiele informacji, nowych twarzy i pytań jak na pierwszy raz. I alkoholu. Unikałam jak mogłam tych szaleńczo zawrotnych kolejek wódki popijanych sokiem pomarańczowym.

Przechodzimy akurat obok McDonalds'a więc proponuję Harry'emu, żebyśmy się tam zatrzymali. Muszę siku i mam ochotę na herbatę. Jestem ciekawa, czy dostanę plasterek cytryny. Zwykle to mój ulubiony napój po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu.

– Założę się o wypracowanie z angielskiego, że nie.

– Nie chcę się zakładać. Leniwcu.

Wchodzimy do środka. Kieruję się prosto do toalety, a Harry składa zamówienie. Kiedy wychodzę, wciąż stoi przy ladzie i rozmawia z pracownicą w mniej więcej naszym wieku. Przewracam oczami i idę usiąść. Przy stoliku w kącie zauważam Cloe, Zacka i blondynkę z różową grzywką, której nie znam. Ku mojej uldze nie ma z nimi Josha. Uff, naprawdę czuję ulgę. Taką, która miesza się z radością na tyle silną, że wybieram stolik tuż obok nich. W tym samym momencie podchodzi Harry, ale zdaje się nie być zadowolony z tego, kogo spotkaliśmy.

– Cześć Cloe. I Zack – mówię z uśmiechem, który nie do końca jest przyjazny, raczej udawany. Sama sobie się dziwię, bo szukam zaczepki.

Zack odpowiada głośno, Cloe jedynie przytakuje głową, a różowa grzywka patrzy na mnie jakby zobaczyła jednorożca, którego się boi. Harry macha im jak mały chłopiec i uśmiecha się kwaśno. Podaje mi kubek z herbatą i zanurza się w swojej kanapce z dużą ilością bekonu.

– Nie mieli cytryny. Szkoda, że się nie założyłaś – mówi z pełną buzią, a ja śmieję się podnosząc wieczko i wsypując cukier.

Normalnie nie słodzę, ale pod wpływem tej wódki stwierdzam, że skoro Harry przyniósł mi cukier w saszetkach to szkoda, żeby się zmarnował. Myślę o herbacie z Joshem i wiem, dlaczego ją słodzę. Bo będzie niedobra i tamte poranki staną się tematem podrzędnym w mojej podświadomości. Gaszę melancholię, parząc sobie język słodką herbatą.

– Dziwak i dziwaczka. – Cloe parska śmiechem. Zack lekko się podśmiechuje. – Dobraliście się idealnie. Jesteście na randce? – pyta.

– Nie, a wy? – odbijam piłeczkę i spoglądam po kolei na ich trójkę.

Zack znowu rechocze. Chyba jednak jest klasowym mięśniakiem. Cloe jedynie unosi cynicznie brwi w odpowiedzi. Ale zanim ja zdążę się odezwać, ona doznaje jakby olśnienia, które jest widoczne na jej twarzy i dodaje poważnie, jakby właśnie wymyśliła coś, czego nikt do tej pory nie był w stanie odkryć:

– Albo wiem. Ta, co odbija innym chłopaków i dziwak.

– Takie dziewczyny się jakoś nazywa – stwierdza różowa grzywka i zakrywa usta przed wybuchnięciem śmiechem.

Widzę, jak Harry podnosi głowę i spowalnia przeżuwanie. Wcale się tym nie przejmuję. Wiem, że Harry będzie miał w nosie to, co zrobiłam, ja też mam w nosie to, co sobie pomyśli. Teraz, w tym momencie, pod wpływem alkoholu.

– A ty, Cloe? Skoro już się w to bawimy, jakbyś siebie opisała jednym słowem? Zwykła? Normalna? Zaborcza? Zazdrosna? Odrzucona? Normalna, co? Najlepiej pasuje – odpowiadam za nią.

Cloe marszczy brwi, jej wzrok staje się gniewny i jednocześnie widzę, że pomyślnie odczytała moje aluzje. Myśli o Joshu i jest jej przykro. Policzki stają się coraz mocniej zaczerwienione. Jej telefon wibruje, więc prycha i spogląda na wyświetlacz. Jest rozdrażniona, więc nie ukrywa emocji. Ewidentnie widać, że wiadomość, którą dostała nie jest tą, na którą czeka. Rzuca telefon na stół. Różowa grzywka odzywa się, ale to tylko pogarsza sytuację:

piąta ranoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz