you acted like a bitch

301 33 0
                                    

Jest środa. Mam wrażenie, że przespałam cały wtorek. Pamiętam tylko, że Josh nie pojawił się na pierwszej lekcji. Miałam w głowie jego obraz z poranka, kiedy obudził się u mnie. Jego bezradność, zaspanie, ale wreszcie wypoczęte niebieskie oczy. Harry znowu dotrzymywał mi towarzystwa cały dzień, dziewczyna o imieniu Patricia rozmawiała z nami na długiej przerwie o wypracowaniu na angielski i wydawała się być miła, ale nie wiele pamiętam. Harry stwierdził na zakończenie dnia, że byłam damską wersją Josha i oczywiście chodziło mu o moją nieobecność i apatię, ale zignorowałam to.

Siedzimy teraz na stołówce. Słońce praży tak mocno, że nikt nie wychodzi na dwór. Popijam sok pomarańczowy, a gdy Harry kończy jeść swoją kanapkę, pyta mnie:

– Jakie wybrałaś zajęcia dodatkowe?

– Francuski i klasyczne cywilizacje. A ty?

– Francuski i polityka. Będziesz musiała radzić sobie beze mnie – wzdycha, jakby był pewny, że bez niego jestem jak bez prawej ręki.

– Nie wiem, jak to zrobię – przedrzeźniam go.

– Josh też chodzi na francuski, ale w tym roku przeniósł się z klasycznych cywilizacji na muzykę.

Chciałabym powiedzieć cyniczne naprawdę? i przybrać zrezygnowany wyraz twarzy, ale mówię tylko:

– Naprawdę mnie to nie interesuje.

– Sprawiasz wrażenie zupełnie przeciwne. – Patrzy na mnie przeszywająco, jakby chciał wyczytać z moich oczu, co łączy mnie z Joshem, a ja przybieram wredny uśmiech. – Cloe nie będzie wam przeszkadzać na francuskim, ale na zajęciach z muzyki to ona wyśpiewuje serenady pod jego balkonem.

– Co?! – Niemal zakrztuszam się sokiem. I ze śmiechu i z zakłopotania.

– Śpiewa. On nie wiem, co robi na muzyce. Chyba uczy się na czymś grać. Na gitarze albo ukulele.

Przewracam oczami. Nie chcę już o nim więcej słuchać. Ani o Cloe. Mam przed oczami ten moment, gdy razem z Anniką tańczyły na tarasie. Faktycznie wtedy też śpiewała. To chyba była piosenka Katy Perry. Potem pamiętam ją, kiedy wychodziłam z imprezy, a Evelyn niemal ciągnęła mnie za rękaw do wyjścia. Cloe uśmiechnęła się litościwie. Te wspomnienia jej osoby przychodziły z czasem. A teraz chodziłyśmy do tej samej klasy. Co za ironia ze strony maleńkiego świata.

– Już wiesz, prawda? To dlatego wczoraj byłaś taka przybita.

– Jesteś strasznie wścibski, Harry.

– Ciekawski. Po prostu próbuję z tobą znaleźć jakieś inne tematy do rozmów niż tylko zajęcia i zadania domowe. Sama jakoś nie kwapisz się do rozmowy.

– Nikt nie kazał ci mnie niańczyć – mówię zgryźliwie i już po chwili zaczynam tego żałować.

Wyobrażam sobie, że jednak nie poznaję Harry'ego i muszę radzić sobie sama. To byłoby znacznie trudniejsze. Udało mi się zyskać status niewidzialnej właśnie dzięki niemu. Przylepiłam się do jego boku i wszystko idzie łatwiej. Nie muszę zadawać nikomu problemowych pytań na oczywiste dla wszystkich tematy, a Harry po prostu mówi mi to sam. Powinnam być mu wdzięczna.

– Masz rację. Może jestem zbyt natrętny. – Nie wydaje się jednak być z tego powodu załamany. Niewidzialnym kluczem zamyka swoje usta i wyrzuca go za plecy, a potem uśmiecha się przepraszająco.

– Nie jesteś natrętny. Cieszę się, że udało mi się znaleźć kompana w nowej szkole, ale proszę cię tylko o jedno, nie zadawaj już więcej pytań na ten temat. Przynajmniej, dopóki dla mnie samej on jest niejasny.

piąta ranoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz