don't give it another second thought

255 35 3
                                    

Poniedziałkowy ranek jest pochmurny. Przyzwyczaiłam się do błękitnego nieba, chociaż to takie nietypowe w Anglii. Powinnam się nie przywiązywać i najlepiej narzekać na nadmiar słońca, tak w razie zapobiegnięcia złamania serca, jakiego doznałam dziś po przebudzeniu. Idę do szkoły, a gęste powietrze wtapia się w moje płuca.

Jestem tuż przy klasie, kiedy dzwoni dzwonek, więc wbiegam, czując, że moje proste włosy stały się puchate i lekko falowane. Poprawiam je, a to powstrzymuje mnie przed spojrzeniem na Josha. Wchodzę tam jakby go nie było. Siadam obok Harry'ego, wcześniej witając się z nim krótkim hej i wyciągam zeszyty na stół. Pani Harolds jest dzisiaj wyjątkowo punktualna. Jej dzień dobry brzmi jak świergot wiosennego ptaka. Może to nasza niewypowiedziana obietnica tak napawa ją optymizmem.

Czekam aż wypowie moje nazwisko podczas sprawdzania obecności, ale Harry narusza mój spokój. Szturcha mnie w ramię i odsuwa zeszyt, który nie wiem czemu, leży na mojej części ławki. Spoglądam na niego, szukając odpowiedzi, ale on patrzy w stolik złowrogo, więc i ja kieruję tam swój wzrok. Przez moment myślę, że ludzie to idioci i bawi ich jeszcze bazgranie po ławkach, ale potem uświadamiam sobie, że to nie przypadek i napis jest skierowany do mnie.

Dziwka.

– Trzeba to zgłosić – syczy bardziej zły niż ja, ale dla mnie to żadna niespodzianka. Ktoś częstuje mnie obelgami od kilku dni. Choć w zasadzie tego się nie spodziewałam. Nie w takiej formie. Ludzka wspaniałomyślność nie zna granic.

– Daj spokój. – Zasłaniam napis ręką, tłumiąc rozgoryczenie. – Po co?

– Takie dla ciebie to oczywiste, że to o tobie? Może ktoś inny, kto też siedzi w tej ławce, będzie czuł się pokrzywdzony, a szybciej dojdziemy do tego, kto to zrobił.

– Owszem, oczywiste. W piątek tego nie było. Ktoś musiał to napisać dzisiaj rano. Usunę to sama.

– To korektor, chwilę to zajmie. Poza tym, daj sobie pomóc – mówi jakby wiedział o SMS-ach do mnie, jakby naprawdę chciał przyłożyć temu, kto się nade mną pastwi.

Karcę go wzrokiem, ale na marne. Pani Harolds już zainteresowała się naszą szeptaniną. Wstaje powoli, jakby chciała do nas podejść ukradkiem i potrzepać po uszach. Zatrzymuje się jednak i poprawiając kołnierzyk szarej bluzki, pyta:

– Macie mi coś do powiedzenia? Harry? Grace?

Czuję na sobie wzrok Cloe, Zacka i w zasadzie wszystkich, oprócz Josha. Irytuje mnie w tym momencie, ale sama się na to pisałam.

– Nie – odpowiadam w tym samym momencie, gdy Harry mówi: tak.

Większość osób parska śmiechem, najgłośniej Zack i mierzę go odruchowo zimnym spojrzeniem, które go nie rusza. Kątem oka widzę, jak Josh lekko przypatruje się klasie. Jego sylwetka jest minimalnie obrócona, bez tej sztywnej pozy ciała. Może jednak coś go obchodzę w tym świecie, w którym nie istniejmy jako my.

Pani Harolds podchodzi do nas, podczas gdy Harry próbuje odsunąć moją rękę. Nie jestem zbyt silna, choć czasem widzę siebie jako grecką boginię zwycięstwa – silną i niezniszczalną. Pff, jestem tylko tą kruchą gałązką oliwną w jej dłoni na wietrze. Harry nie potrzebował zbyt wiele siły, by przesunąć moją przyciśniętą do blatu rękę.

– O co chodzi? Po twojej minie, Harry, wnioskuję, że to coś poważnego i wartego mojego czasu.

– Niech pani sama zobaczy. To jest obraza. Nie ważne kogo, naprawdę nieważne, ale wydaje mi się, że to nie powinno mieć miejsca.

Widzę, jak twarz nauczycielki staje się purpurowa. Nie spuszczam z niej wzroku, bo wiem, że wstyd na mojej twarzy tylko się potęguje. Nienawiść w naszym kierunku nigdy nie jest czymś, czym chcemy się dzielić. Wolimy ją tłamsić w sobie niż obarczyć poczuciem winy innych. To błąd, że na nią patrzę, bo ona zerka na mnie i widzę w jej oczach rozczarowanie. Kolejny raz. Jakby chciała się doszukać w tym prawdy, zrozumieć jak i kiedy. Jakby chciała mi powiedzieć, że mieszanie się w życie Josha zrobi ze mnie złą dziewczynę, ale to nieprawda, bo jestem nią w oczach innych już bez Josha.

piąta ranoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz