green

267 24 9
                                    

Wybiegam ze szkoły, pisząc wiadomość do Harry'ego, że wracam do domu. Nie mam sił na wyjaśnianie. Mam w głowie bałagan i żadna rozmowa mi nie pomoże. Tylko płacz. Tylko sen, który zmorzy mnie, gdy zmęczy mnie płacz. Telefon wypada mi z rąk, a obraz przed oczami zamazuje się totalnie. Mam nadzieję, że nikt nie widzi mojej osobistej tragedii.

A jednak ktoś łapie mnie za ramię i czuję się podle. Zanim się odwrócę, wciskam telefon do torebki, nie mając pewności, że nacisnęłam przycisk wyślij. Ocieram łzy, moja dłoń jest czarna od tuszu, ale mam to gdzieś.

– Grace, wszystko w porządku? – słyszę głos Zacka.

– Tak, jasne. Wracam do domu. – Uśmiecham się, choć nadal cała drżę. Wiem, że to wygląda żałośnie. – A u ciebie?

Zack parska śmiechem, a ja czuję się coraz gorzej. Spodziewam się kolejnego szoku. Skoro już tak dobrze idzie i powoli rozczarowuję się kolejnymi osobami, to czemu by nie przyjąć kolejnej porażki na klatę, zamiast uciekać.

– Mam myśleć, że ten rozmazany tusz do rzęs to ze śmiechu? Co cię tak rozbawiło?

– Moje życie. Chcesz mi jeszcze coś powiedzieć, czy mogę iść? – pytam butnie.

Zack poważnieje, ale to niczego nie zmienia. Wpatruje się we mnie uważnie, a ja zauważam, że musiał wypić znacznie więcej niż wtedy ze mną. Jego oczy są zaczerwienione i szkliste.

– Mówiłem ci już, że nasza trójka jest popieprzona? – pyta z nieudawanym tragizmem w głosie, ale to pytanie retoryczne. – Przykro mi, że zostałaś w to wciągnięta. Domyślam się, że się na nich natknęłaś. Tańczą tak już dobrą chwilę. Jakby dookoła nie istniał ten popieprzony świat. Chcieliśmy dobrze, a tymczasem zostaliśmy na lodzie. Płyniemy na tej samej łodzi, Grace.

Mrużę oczy, ale nie odpowiadam. Nie mam siły. Nie chcę się rozpłakać, przyznając mu rację. Nie chcę płynąć z nim na tej samej łodzi, choć nieco ulżyło mi, że nie poczęstował mnie gorzką prawdą, bo z tej doskonale zdawałam sobie sprawę. Nadchodziła nieubłagalnie, a ja naiwnie się łudziłam, że to skończy się inaczej. Josh nie był mój. Ja nie byłam jego. To nie była żadna pieprzona miłość.

Zack pociąga nosem i odpala papierosa. Zaciąga się, a potem wpatruje się w siwy dym. A może nadal we mnie, sama nie wiem.

– Wiem, że pewnie chciałabyś już iść do domu i szlochać w poduszkę, ale może wolałabyś się ze mną napić? Skoro siedzimy w tym razem. Będzie łatwiej przełknąć porażkę. Już dawno się z nią pogodziłem, ale czy ten szczytny bal nie jest dobrym zwieńczeniem tego całego gówna?

Wzruszam ramionami. Wiem, że jestem żałosna, zastanawiając się nad tą propozycją, ale nie mam już nic do stracenia. To tylko kilka łyków alkoholu, może kilkanaście minut rozmowy i jedynie przesunę w czasie swój rzewliwy powrót do domu.

Kierujemy się na drugie piętro, a potem siadamy na metalowych schodach przeciwpożarowych. Zack częstuje mnie wódką i nawet nie chcę pytać skąd jej tyle wziął. Po prostu zapijam myśli. Przez moment milczymy, ale w końcu brunet się odzywa:

– Byłem żałosny, że liczyłem na to, że po tragedii Josha, Cloe mnie dostrzeże. Chęć pomocy i jego załamanie jeszcze umocniło jej uczucie do niego. A ja ciągle miałem nadzieję – parska śmiechem. – Może dlatego, że szukała we mnie wsparcia, że nieraz rozmawialiśmy do rana o tym wszystkim. Dla niej jednak zawsze byłem tylko przyjacielem.

Z dołu dochodzą nas stłumione dźwięki muzyki i głos DJ-a. Wszystko jest takie irracjonalne. Schody zimne, a niebo staje się powoli szare. Wiatr zrywa się lekko. Nie potrafi jednak rozwiać bólu, który rozchodzi mi się w klatce piersiowej.

piąta ranoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz