broken heart

295 31 6
                                    

Dosłownie pękło mi serce. Wchodzę do klasy z rana, do dzwonka zostało jakieś kilka minut. Jestem zdziwiona faktem, że jestem jedną z ostatnich osób. W sali panuje gwar. Są już chyba wszyscy. W pośpiechu zapominam o swoich obawach i o piątkowej nocy. Jednak kiedy staję w drzwiach na ułamek sekundy, okazuje się, że Josh jest już na swoim miejscu, na czas. Obok niego jak zwykle Cloe, która nachylona nad jego nienaturalnie wyprostowaną sylwetką, pokazuje mu coś w starej książce z pożółkłymi kartkami. Dziewczyna jest zbyt zajęta, ale Josh unosi głowę. Uśmiecham się do niego mimo woli, a on nic.

Moje serce się kraje, gdy po prostu spuszcza wzrok, jak gdyby wcale nie uniósł go ze względu na mnie. Jakby mnie tam nie było, albo gorzej, jakbym była, ale to nie miało znaczenia, że to właśnie ja. Drepczę do swojej ławki, skąd spoziera na mnie Harry, który był wszystkiego świadkiem. Uśmiecha się ni to ze współczuciem, ni to uszczypliwie. Czuję, jak moje nogi się trzęsą, serce chce się wyrwać, ale walczy, by nie połamać się na mniejsze kawałki. Siadam obok niego, on wita się, a ja odpowiadam mu słabym głosem i wyjmuję z torebki zeszyt i piórnik.

Opuszczam na twarz luźne kosmyki włosów, żeby zakrywały moje palące policzki. Mam nadzieję, że Harry tego nie skomentuje. Mam za swoje. Może Josh zna już moją historię. Może wszyscy ją znają. Wiem, że jest niczym w porównaniu z tym, co spotkało jego, ale tutaj nie chodzi o rangę przykrości. Sęk w tym, że cały koniec tej historii jest nieprawdziwy. Nie jestem tą dziewczyną, za którą ma mnie większość osób. Nie bawi mnie odbijanie chłopaków innym dziewczynom. Może nie powinny mnie już bawić przyjaźnie z płcią przeciwną, ale przecież nie każdy jest taki sam, prawda?

Kiedy oznajmiłam Evelyn, że zmieniam college, nazwała mnie tchórzem. Nie próbowała się wczuć w moją sytuację, bo przede wszystkim mi nie wierzyła. Może miała powody do braku zaufania, nie powiedziałam jej przecież o relacji z Tonym. Wiedziała jedynie, że robiliśmy razem projekt. Nie widziała okazji do zmiany, jaką dla mnie była przeprowadzka. Dla niej to była ewidentna oznaka słabości. Nie zgadzałam się z nią wtedy. Ale miała rację, jestem słaba. Przecież jeszcze w sobotę byłam gotowa na to cierpienie. Dzisiaj ledwo oddychałam, bo ignorancja Josha w prawdziwym świecie złamała mi serce. Wtedy także widziałam, że z jednej strony Evelyn mnie potępia, a z drugiej odczuwa ulgę, bo nie musiała na siłę ciągnąć naszej przyjaźni, udawać, że mi współczuje, podczas gdy ciągle przekładała nasze spotkania i unikała mnie w szkole. Czułam się silna, bo zakończyłam jakiś rozdział w swoim życiu i odcięłam się od toksycznych ludzi. Nie wiedziałam jeszcze, że ta przeszłość będzie się za mną ciągnęła i że pojawi się ktoś tak skomplikowany jak Josh.

A obok niego Cloe. Pomiędzy nimi niewidzialna ja.

•••

Lunch postanawiam spędzić sama. Idę w stronę pustych trybun z batonem muesli w dłoni i mam wrażenie, że im dalej od ludzi, tym mocniej moje łzy próbują się wydostać na zewnątrz. Może wcale nie jestem gotowa na jakiekolwiek cierpienie. Może to tylko złudna siła, gdy jestem z nim, a on jest miły. Gdyby chociaż nie traktował mnie jak powietrze albo natręta. Gdyby chociaż lekko się uśmiechnął, spojrzał jakoś inaczej.

Zanim siadam, dogania mnie Harry. Nie jestem z tego faktu zbytnio zadowolona, ale staram się tego nie okazywać.

– Tak myślałem, że tutaj cię znajdę, panno opryskliwa.

Po tych słowach jednak powstrzymuję się od dobrych intencji i rzucam mu złowrogie spojrzenie. Otwieram batona bez słowa i wgryzam się w niego. Harry obserwuje mnie z rozbawieniem, aż w końcu pyta:

– To jeszcze po piątkowej nocy? Nadal kac czy może bardziej moralniak?

– Ani jedno, ani drugie.

piąta ranoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz