Piątkowy poranek jest jak gorzka kawa. Niebo jest pochmurne, a wiatr zimny – niepasujący do pogody w ostatnim czasie. Mimo to siedzę w oranżerii i piję ciemny napój, otulając się za dużym swetrem. Rozważam pójście na dzisiejszą domówkę samej, bo Patricia uznała to za totalne szaleństwo. Powiedziała, że da mi znać dzisiaj na zajęciach. Myślę, że między nią a Harrym wydarzyło się coś przykrego, ale żadne z nich nie chce mi o tym powiedzieć. Nie chcę na żadne z nich naciskać, ale czuję się lekko pominięta. I tak naprawdę nie chcę iść do Zacka, ale kieruje mną czysta ciekawość.
I to powinien być mój najmniejszy problem, a jednak tak nie jest. Josh nadal mnie ignoruje, nie pojawia się o porankach, nie przychodzi sam z siebie. Zupełnie jakbyśmy się nie znali, ani jakby to się nie stało. A mnie dopadła podejrzana znieczulica. To były tylko dwa wieczory, kiedy czułam się tak cholernie podle i przykro z tego powodu, że jego ignorancja przecinała mi duszę. Nagle od środowego poranka nie czuję nic. Tylko pustkę, gdy o nim myślę. Mój umysł zawiesza się, jak stary komputer przy próbie odpalenia nowej gry.
Dochodzi siódma, kiedy wychodzę boso na mokry trawnik. Stoję tak kilka sekund, z przymkniętymi oczami, rozkoszując się chwilą, zupełnie nie nastawiając się na to, że usłyszę jego głos. Mam jakąś dziwną pewność, że to już się nie zdarzy, a przynajmniej nie w tym miejscu i nie o tym czasie. Przez moment czuję lekkie ukłucie w klatce piersiowej jak na wspomnienie z dzieciństwa, które nigdy już się nie powtórzy. Dosłownie przez moment, bo słyszę ciche chrząknięcie.
– Dzień dobry.
Odwracam się i widzę jego matkę. Stoi w drzwiach tarasu. Ma na sobie jasne spodnie w kant i koszulę w kolorze kawy z mlekiem. Jest dopiero poranek, a ona już wygląda jakby zmęczył ją dzień. Trzyma w palcach papierosa i uśmiecha się nieporadnie. Zupełnie nie w stylu dorosłej kobiety.
– Dzień dobry – odpowiadam.
– Jeszcze nawet nie miałyśmy okazji się poznać. Jestem Juliette, mama Josha. Miło mi. – Kiwa głową w moim kierunku, ale nie podaje mi dłoni. Mam wrażenie, że chciałaby ukryć w jej wnętrzu papierosa, ale nie chce go zniszczyć.
– Mnie również – odpowiadam oficjalnym tonem. Sądziłam, że skończy się na przywitaniu. – Jestem Grace.
– Słyszałam czasem jak rozmawiacie z moim synem. To miłe, że się zaprzyjaźniliście – mówi z wdzięcznością. – Gdzie się uczysz?
Odpowiadam jej zgodnie z prawdą, choć wcale nie mam ochoty, ale ukrywanie tak istotnych faktów do niczego nie prowadzi. Mówię jej także, że chodzimy z Joshem do tej samej klasy, bo ona zdaje się nie wiedzieć.
Przez chwilę wygląda na zszokowaną, a potem mruży oczy i stwierdza z niezadowoleniem:
– Och. To z tobą Josh był na ostatnich wagarach. Dostałam w tej sprawie wezwanie do szkoły.
Jest mi głupio, bo nawet nie pomyślałam, że to przyjdzie jej jako pierwsze na myśl i wywoła w niej tyle niechęci. Nie mówię nic, tylko uśmiecham się z zakłopotaniem. Przez moment mam wrażenie, że zaraz dostanę burę albo jakiś wykład na temat uczciwości czy też sprowadzania jej syna na złą drogę, ale ona znowu zmienia się w tę drobną, nieporadną kobietę. Uśmiecha się lekko, mówiąc:
– Oczywiście, nie mam do ciebie o to pretensji. Znam Josha, to pewnie nawet był jego pomysł. Sama też robiłam głupie rzeczy jako nastolatka. My, rodzice, tacy jesteśmy, chcielibyśmy uchronić swoje dzieci od wszystkiego, żeby było tak idealnie i gładko, ale się nie da.
Widzę jak kobieta się w sobie kurczy, pociąga nosem i otula ramiona rękoma. Ma w oczach ogromne zmęczenie i bezradność. Wiem, że nie mówi tylko o Joshu. Na pewno myśli też o swojej córce, której nie ma i robi mi się jej żal. Parska pustym śmiechem, a potem spogląda na zmiętego papierosa.
CZYTASZ
piąta rano
Teen FictionByłam dla niego kimś innym niż dla reszty świata. Pokazałam mu tę część siebie, której nie poznał nikt. Spędzałam z nim tą porę dnia, jaką przez całe moje życie dane było mi spędzać tylko ze sobą samą. On był dla mnie kimś obcym, a jednocześnie przy...