Prolog: Witaj w Strefie

2.5K 130 94
                                    

Rozległ się metaliczny, zgrzytliwy dźwięk, raniący uszy przyzwyczajone do ciszy. Jęknęła głucho, zakrywając je. Była prawie pewna, że umierała. Ale czy podczas śmierci słyszy się dźwięki? Raczej w to wątpiła. Miała wrażenie, że tkwiła w nicości, otoczona gęstą, nieprzeniknioną ciemnością.

A jednak się obudziła. Wiedziała to, chociaż nie widziała nic. Po prostu czuła, że miała otwarte oczy. Spróbowała się ruszyć, ale jej ciało było zbyt zdrętwiałe. Nie wiedziała, jak długo trwała w takim stanie. Zamrugała, próbując przyzwyczaić wzrok do panującej ciemności, co nie było łatwe. Miała wrażenie, że oślepła. Serce waliło jej jak oszalałe. Z trudem uspokoiła oddech i rozszalałe nerwy. Panika, która wcześniej ogarnęła jej ciało, teraz zaczęła znikać, jakby przyzwyczaiła się do zaistniałej sytuacji. Podparła się rękoma i wyczuła pod palcami zimny metal. Przeszył ją dreszcz. Zmusiła się i jakimś cudem podniosła się do pozycji siedzącej, opierając się o coś twardego plecami. Wzięła głęboki wdech.

Nic nie widziała, a jednak była przekonana, że ma otwarte oczy. Zamachała sobie ręką przed twarzą, ale jej nie zobaczyła. Mimo to wiedziała, że tam jest. Była świadoma własnego ciała. Jednakże to nie ciemność stanowiła największy problem. Nie pamiętała niczego. Nie wiedziała, kim jest, skąd się tu wzięła, ani jak długo tu była. Nie pamiętała żadnego wydarzenia ze swojej przeszłości. Nie pamiętała rodziców, domu, rodzeństwa, czy też przyjaciół. Nie wiedziała, jakie było jej hobby, ani co lubiła robić w wolnym czasie. I to ją przeraziło. Przestraszyła się, że nie pamiętała własnej tożsamości. Czuła się pusta, jakby tylko istniała, zawieszona w czasoprzestrzeni. I nagle zrodziła się w niej chęć wydostania się stąd, gdziekolwiek była. Musiała stąd uciec.

Ale kiedy podniosła się chwiejnie na nogi, pomieszczenie zachybotało się i gwałtownie poderwało do góry, przez co straciła równowagę i poleciała do przodu, wymachując rękoma. Z jej gardła wyrwał się przerażony krzyk. Nie liczyła jednak, że ktoś ją usłyszy, już dotarło do niej, że jest tu sama. Uderzyła z impetem o kraty, z jękiem upadając na podłogę. Przez dłuższy czas czuła tylko niesamowity pęd windy, w której się znalazła. Z jakiegoś powodu domyśliła się, że jest to winda. I tutaj jej własny umysł płatał jej figla. Znała przedmioty, rzeczy i ich funkcjonowanie. Wiedziała, jak działa świat. Ale jeśli spróbowała sięgnąć pamięcią do swojej przeszłości, natrafiała na wielką, czarną pustkę. Jakby coś pozbawiło ją tej części wspomnień i nie chciał, żeby je odzyskała. Napawało ją to przerażeniem. Czuła się, jakby straciła bezpowrotnie część siebie. Została obdarta z własnej tożsamości.

Leżała, wpatrując się w sufit, modląc się, żeby ten koszmar już się skończył.

Zdziwiła się, kiedy jej niewypowiedziane życzenie się spełniło. Winda nagle zatrzymała się ze zgrzytem, a w jej wnętrzu rozbłysnęło czerwone światło. Zamrugała oczami, przyzwyczajając się do nowych warunków. Teraz lepiej widziała pomieszczenie, w którym się znajdowała. Było ono dość spore, ale ku jej utrapieniu pozbawione wyjścia. Zdawało się, że utkwiła tu na dobre. Dziewczyna rozpaczliwie rozejrzała się dookoła, szukając czegoś, co mogłoby się jej przydać w tej beznadziejnej sytuacji. Bo, nie oszukujmy się, szanse na przetrwanie miała niewielkie. Dlatego szukała chociażby jednego punktu zawieszenia. Działała instynktownie, niemal jak zwierzę, obdarta z części swojego człowieczeństwa.

Ponownie się podniosła. Dostrzegła przy ścianie kilka beczek z wymalowanym białą farbą napis WCKD. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co ów skrót mógł oznaczać, ale nic nie przychodziło jej do głowy, jednocześnie będąc dziwnie znajomym. Mogłaby przysiąc, że już to gdzieś kiedyś widziała, ale nie mogła przypomnieć sobie, w jakich okolicznościach. Tuż obok stały drewniane skrzynie, wypełnione jakimiś przedmiotami. Rzuciła się do nich, mając nadzieję, że znajdzie coś użytecznego. Z trudem otworzyła pierwszą z nich i zaczęła przeglądać zawartość. Wyciągnęła w pierwszej kolejności jakieś ubrania, a także trapery. Nie przykładała za bardzo wagi do swojego ubioru, dlatego odrzuciła to na bok. Później wyciągnęła siekierę, komplet koców, a nawet paczkę suchego prowiantu. Porwała za coś, co wyglądało jak suszone mięso i pochłonęła w ekspresowym tempie, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak bardzo była głodna. Znalazła nawet bandaże. Ale szukała czegoś, co mogłoby jej pomóc w wydostaniu się z tej przeklętej windy. Już zdążyła ją znienawidzić.

welcome to the gladeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz