Rozdział 4: DRESZCZ jest dobry

1.4K 76 133
                                    

Dwie drobne postacie właśnie przeszły przez kolczaste ogrodzenie. Następnie przyczaiły się przy najbliższym budynku, zza rogu obserwując, czy nikt ich nie śledzi. Gdy upewniły się, że żaden strażnik nie kręci się w pobliżu, podniosły się i ruszyły chyłkiem przed siebie. Zapadał zmrok.

Przemierzały przez dzielnicę, kierując się w tylko sobie znanym kierunku. O tej porze mieszkańcy chowali się już w domach, bo mogło być niebezpiecznie. Mijały zabiedzone starsze panie, czy grupkę dzieci biegających po ulicach. Wszędzie było widać ubóstwo i głód. Mieszkały bowiem w najbiedniejszym dystrykcie w całym Panem. W Dystrykcie Dwunastym, gdzie specjalizacją było górnictwo. Wiele razy widywały umorusanych mężczyzn wychodzących z kopalni. Ich ojciec bardzo często przychodził taki do domu.

Jedna z dziewcząt niosła w rękach martwą wiewiórkę, próbując nie zwracać przy tym na siebie niepotrzebnej uwagi. Natomiast druga, zdecydowanie starsza od tej pierwszej, ukrywała pod skórzaną kurtką zająca. To udało im się upolować przez cały dzień. Tak, potrafiły polować i z tego próbowały utrzymać rodzinę. Zdecydowanie robiły to nielegalnie, ale nie miały innego wyjścia, jeśli chciały przeżyć. Bardzo często wymieniały upolowane w lesie zwierzęta na coś bardziej wartościowego. Jeśli jednak nie udało im się niczego utargować, musiały z tego przyrządzić coś do jedzenia. Wszystko zależało od jakości. Bywało czasem tak, że łowy były nieudane i głodowały nawet po kilka dni. Było trudno, a po tragicznej śmierci ich ojca było jeszcze trudniej. Musiały nauczyć się radzić sobie same.

Dotarły wreszcie do Ćwieku, miejsca, gdzie był przeprowadzany nielegalny handel. Głównie z tego utrzymywali się mieszkańcy Dwunastki. Miejsce to było bardzo nieprzyjemne i dużo ryzykowały, przychodząc tutaj. Ale tym razem na szczęście nie miały wejść tam same. Miał im bowiem towarzyszyć ich kumpel. Umówiły się z nim na tyłach budynku. Gdy tam przyszły, już na nie czekał.

— No jesteście wreszcie! — zawołał na ich widok, uśmiechając się jak głupi. Starsza z dziewczyn natychmiast podeszła do niego i zasłoniła mu usta, niemal mordując spojrzeniem. Spojrzał na nią oburzony.

— Szzz, jeszcze nas usłyszą! — syknęła ostrzegawczym tonem.

— Jakoś do tej pory jeszcze nas nie złapali, nie?

— Właśnie, Raven, Gale ma rację — poparła go młodsza dziewczyna. — Wyluzuj.

Raven przewróciła oczami. Nie miała siły się spierać. Była zmęczona po całym dniu uganiania się po lesie. I głodna. Chciała już wrócić do domu.

— Jeszcze nas nie złapali — podkreśliła dobitnym tonem. — Ale zaraz mogą nas złapać, jeśli się teraz nie przymkniecie.

— Oj, siostra, nie mogę z tobą — westchnęła Katniss (tak właśnie miała na imię młodsza z dziewcząt), szturchając ją w bok.

— No, pokażcie, co tam macie — wtrącił się szybko Gale, tym samym zapobiegając nadchodzącej kłótni, bo Raven już otwierała usta, żeby się odgryźć.

Brunetka posłała tylko mordercze spojrzenie Katniss mówiące: „Później się z tobą rozliczę", na co ona się roześmiała i pokręciła głową. Wyjęły swoje zdobycze i pokazały chłopakowi. Gwizdnął cicho.

— Nieźle — uznał. Raven wzruszyła ramionami. — Może coś za to ugracie.

— Bywało lepiej.

— A ty co masz? — spytała podejrzliwie Katniss, która zauważyła, że Gale miał wyjątkowo dobry humor i jej się to nie spodobało.

welcome to the gladeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz