Alby siedział u niej w kryjówce do późnej nocy. Nie mogła zasnąć po tym, co się stało. Chyba pierwszy raz w życiu bała się zostać sama. Kiedy tylko zamknęła oczy, widziała udręczoną twarz Bena i słyszała jego krzyki. Za każdym razem płakała. Chłopak wtedy siadał obok niej, a ona wtulała się w niego. Gładził ją w milczeniu po plecach, czekając, aż się uspokoi. Była zła na siebie. Ale nic nie mogła poradzić na to, że była roztrzęsiona. Dopiero gdy znalazła się w domku na drzewie, dała upust emocjom. Przy Albym nie musiała się hamować. Wiedziała, że ją zrozumie. Lepiej niż ktokolwiek inny. W końcu był przy niej tyle czasu. Nie opuścił ani na chwilę. Nie potrzebowali słów.
Milczała, po prostu ciesząc się, że był obok. Czuła się zmęczona, bardziej psychicznie niż fizycznie, ale nie mogła zasnąć przez natłok emocji. Bała się. Zwyczajnie się bała. Nawet się nie zorientowała, kiedy w końcu jej się to udało.
Nie spała jednak długo. Wśród nocnej ciszy rozległ się głośny, metaliczny dźwięk. Zupełnie taki, jakby ktoś uruchamiał mikrofon. Usiadła na materacu, zdezorientowana. Obok niej Alby opierał się o ścianę. Oczy miał szeroko otwarte, a czoło zmarszczone w skupieniu. Posłała mu pytające spojrzenie, ale pokręcił głową. Dźwięk ucichł, żeby zaraz potem odezwać się kilka razy głośniej. Raven podskoczyła, zrywając się na równe nogi.
— Co do purwy... — wymamrotał czarnoskóry, również się podnosząc.
Dziewczyna wyjrzała przez okienko. Było dziwnie jasno, chociaż był środek nocy. Nie miała pojęcia, co się działo. Na pewno nic dobrego.
— Chodźmy sprawdzić — zaproponowała w końcu. Kiwnął głową.
Oboje zeszli po drabince, żeby zaraz potem pójść w kierunku Strefy. Raven odniosła wrażenie, że jest jakoś inaczej. Nie podobało jej się to. Przyśpieszyła kroku. Niedługo potem byli w Strefie. Okazało się, że na środku dziedzińca zebrała się już spora grupka chłopców. Widocznie ich też zaniepokoił dziwny dźwięk i światło. Bez słowa podeszli do nich. Nikt nie wiedział, co się dzieje.
— Nawet wyspać się nie dadzą — marudził Minho. Stojąca obok niego Katniss zdzieliła go w ramię.
— Akurat tym się martwię najmniej — stwierdziła dziewczyna. Rozglądała się z niepokojem dookoła.
— Stwórcom się chyba nudzi... — zauważył kpiąco Gally. W duchu przyznała mu rację, ale nigdy nie powiedziałaby tego na głos.
— Na co my właściwie czekamy? — odezwał się ze strachem Chuck, spoglądając w niebo.
Streferzy zaczęli rozmawiać pomiędzy sobą przyciszonymi, pełnymi napięcia głosami. Lada chwila, a wybuchnie panika. Tylko Raven stała cicho, zastanawiając się. Chyba znała to światło, ale nie była pewna. Teraz było już niemal tak jasno, jak w dzień. Dookoła panowała niebieska, elektroniczna poświata. Nagle coś zabrzęczało tuż nad ich głowami. Podniósł się wrzask, niektórzy zaczęli płakać ze strachu.
— Spokój! — ryknął Alby. Prawie od razu harmider ucichł. — Wszyscy cicho.
— Patrzcie — szepnęła, odzywając się po raz pierwszy. Pokazywała na niebo, bo wtedy zaczęło się coś dziać. Każdy podążył wzrokiem w tamtym kierunku.
Pojawił się hologram, który na początku nie przedstawiał nic konkretnego. Dopiero potem ukazała się twarz Bena, jak jeszcze był zdrowy. Pod zdjęciem był widoczny podpis, który przyprawił dziewczynę o dreszcze.
Ben
Grupa A, obiekt 30
Status: Nie żyje.Potem wszystko zniknęło, a Strefę znów spowiła ciemność. Zupełnie tak, jakby ktoś nacisnął guzik i wyłączył światło. Zrobiło się niesamowicie cicho. Co to miało być? Stali jeszcze tak przez chwilę, gapiąc się w górę, gdzie przed chwilą zniknęło zdjęcie Bena i nasłuchiwali. Nic się nie wydarzyło.
CZYTASZ
welcome to the glade
Fanfiction❝ Znajdź wyjście, albo giń ❞ Przybyła do Strefy jako pierwsza. Sama musiała zmierzyć się z utratą pamięci i trudnymi warunkami. Musiała nauczyć się radzić sobie samej. Nie miała nikogo. Później zaczęli pojawiać się pierwsi chłopcy. Jednak nawet wte...