Patrzyłam na telefon z niedowierzaniem, co jakiś czas ewentualnie przenosząc wzrok na notes z numerami. Czego mógł chcieć ode mnie Jared? Przecież spędziliśmy prawie cały dzień razem w gabinecie dyrektorki! A może czegoś zapomniałam? Może zostawiłam coś w szkole?
Spojrzałam na swoją torbę i przeszukałam ją dokładnie. Portfel, dokumenty, klucze, telefon... wszystko mam. Niczego nie zapomniałam! No chyba, że jakaś książka czy zeszyt... ale jeśli faktycznie, to chyba zeszyt może poczekać? Nie dzwoniłabym do nikogo siedem razy tylko po to, by powiedzieć, że zostawił w szkole notesik.
Westchnęłam ciężko, opadając na łóżko, przedtem biorąc telefon do ręki. Chwilę walczyłam z myślami. Tak bardzo nie chciałam rozmawiać z Jaredem, szczególnie po wcześniejszych problemach z nim i Connorem. Oddzwanianie do niego było największą głupotą, na jaką mogłabym wpaść. Nie chciałam nawet o tym myśleć.
Jednak z każdą chwilą miałam większe wrażenie, że powinnam do niego zadzwonić. Ze zrezygnowaną miną stwierdziłam, że muszę dowiedzieć się, o co mu chodziło. To przecież mogło być coś bardzo ważnego! Nie mogłam ignorować go w nieskończoność.
Jęknęłam głośno i wyjęłam telefon, wgapiając się uparcie w ekran.
Ja: hej, możemy się spotkać?
Napisałam w końcu, nie wiedząc, co zrobić z tą całą chorą sytuacją.
Wibracje mojego telefonu wywołały u mnie uśmiech, ale gdy tylko odczytałam wiadomość, mina mi zrzedła.C.M. 💗: pomyliłaś numery.
Sprawdziłam ponownie i odetchnęłam z ulgą. Murphy miał dzisiaj naprawdę dobry humor, prychnęłam ze słabym uśmiechem.
Ja: nieprawda
C.M. 💗: napewno?
Ja: na sto procent.
C.M. 💗: w takim razie pewnie, czemu nie. Chętnie urwę się z ciepłego domu pełnego miłości i zrozumienia.
Przewróciłam oczami i odpisałam szybko:
Ja: Za dwadzieścia minut w Á La Mode?
C.M. 💗: do zobaczenia
Ja: pa pa
Pewna jak nigdy, że już nie dostanę odpowiedzi na wiadomość, zaczęłam się zbierać. Do torby wrzuciłam portfel i telefon, książkę (w razie gdybym musiała czekać na chłopaka lub na autobus w drodze powrotnej) i wsunęłam na siebie długą, żółtą bluzę (którą Evan nazywał bluzo-sukienką, bo nosiłam pod nią krótkie spodenki, których nie było spod niej nawet widać) i wysokie buty. Spięłam włosy w kucyk i przerzuciłam torbę przez ramię, wybiegając z pokoju.
Po drodze zatrzymała mnie jedynie Heidi. - Idziesz gdzieś?
- Tak - uśmiechnęłam się do mamy. - Będę za niedługo. Spotykam się z przyjacielem - wyjaśniłam szybko.
- Idąc do przyjaciół nie ubierasz butów na koturnie - zauważyła uszczypliwie.
- Ale ten przyjaciel jest przeraźliwie wysoki - mruknęłam w odpowiedzi lekko speszona, na co ona roześmiała się szczerze i wskazała dłonią, że mogę iść. - Tylko wróć przed północą!
- Oczywiście! - wyszczerzyłam się do niej i otworzyłam drzwi, krzycząc na pożegnanie krótkie: - Pa~!~~*~~
Droga do Á La Mode była mi doskonale znana. Chodziłam tam przez całe lato z Alaną, więc znałam każdego sprzedawcę i każdy możliwy smak lodów.
Każdy.
Naprawdę.
Alana patrzy mi prosto w oczy, po czym zakrywa je dłonią i wsuwa łyżkę do jednego z pojemników. Słyszę, jak sprzedawczyni, którą tego dnia była osiemnastoletnia dziewczyna imieniem Ethna, zakłada się z moją przyjaciółką, czy uda mi się odgadnąć każdy ze smaków.
- Dobra, lecisz - mówi Alana i rozbawiona czeka aż otworzę usta. Wciska mi łyżeczkę lodów do ust, a ja chwilę mlaskam, po czym mruczę:
- Czekolada ze śliwką. To było łatwe, nie doceniasz mnie, czy co?
Alana śmieje się głośno i mruczy coś pod nosem. Nabiera nowy smak i wsadza mi go do ust.
- Hmmm. Trudniejsze. Ale i tak za łatwe, jak na mnie, Lenę Hansen, znawczyni wszystkich smaków! Cytrynowy sorbet z miętą i nitką belgijskiej czekolady! - krzyczę uśmiechnięta, a Ethna jęczy cicho.
- Przegrałam przez ciebie pięć dolarów - mówi, kiedy Alana odkrywa mi oczy. Następnie przekazuje ciemnoskórej dziewczynie zwinięty banknot.
Zaśmiałam się na wspomnienie i przewróciłam oczami, wsuwając dłonie do kieszeni bluzo-sukienki.
Jeszcze tylko jeden zakręt. Uśmiechnęłam się do siebie. Connor Murphy zgodził się ze mną spotkać, choć tak naprawdę nie nazwałabym naszej relacji „przyjaźnią". Może po prostu chciał uciec z domu? Atmosfera w rezydencji Murphy'ch nie była zbytnio przyjemna, z tego co mi mówił. A nie mówił mi zbyt wiele, a może to nawet lepiej — mieliśmy teraz więcej tematów do rozmów.
Skarciłam się za taki tok myślenia. Rozmowa o problemach w domu nie zagwarantuje ci udanego spotkania i miłej, ciepłej atmosfery, Lena! Westchnęłam ciężko i stanęłam przed drzwiami lokalu Á La Mode. Na parkingu stał jeden samochód, ale od razu uznałam, że należy on do obecnie pracującej tam kobiety za kasą. Weszłam do środka, a dzwonek zawieszony nad drzwiami zwrócił uwagę zarówno kasjerki, jak i wszystkich innych w środku na mnie. Uśmiechnęłam się słabo do sprzedawczyni, która momentalnie mnie poznała i pomachała mi z radością. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i stwierdziłam, że muszę znaleźć jak najbardziej osamotniony boks w całym lokalu.
- Szukasz kogoś? - usłyszałam cichy głos, a gdy tylko odwróciłam się w jego stronę, uśmiechnęłam się szerzej.
- Connor! - zarumieniłam się pod wpływem jego wzroku. Wyglądał na trochę rozbawionego.
- Sądziłem, że trudno jest mnie zgubić w tłumie. Chyba się trochę wyróżniam, nie? - uniósł brew, a ja zaśmiałam się.
- I to jak - posłałam mu radosne spojrzenie i rzuciłam torbę na kanapę naprzeciwko niego. - Zamówiłeś już coś?
- Nie - wydął wargi. - Czekałem na ciebie - dodał po chwili.
- Miło z twojej strony - stwierdziłam, kiwając głową.
- Jednak ma się te maniery - wstał i skrzyżował ramiona na piersi. Stojąc przede mną, skrzywił się i zmarszczył brwi. - Jesteś wyższa.
- Mam buty - uśmiechnęłam się słodko.
- Zawsze nosisz buty - mruknął.
- No, eeee tak... W sensie.. buty na koturnie... - poprawiłam się szybko, czując jak rumieniec zalewa mi policzki. Chłopak przewrócił oczami i z chamskim uśmiechem ruszył do kasy. Pobiegłam za nim, o mało nie potykając się w tych cholernych butach.
Kobieta za kasą skierowała się w naszą stronę i uśmiechnęła się.
- Cześć, Lena. To, co zawsze?
- Mhm - wyciągnęłam portfel i spojrzałam na Connora. - A ty?
- Nie wiem, co ty bierzesz? - zapytał, nie odrywając wzroku od tablicy.
- Dwa razy mój standardowy duet - uśmiechnęłam się do sprzedawczyni, a ona przytaknęła i nabiła wszytko na kasę.
Kątem oka zobaczyłam, jak Connor sięga do kieszeni, więc momentalnie chwyciłam jego ramię, wypchnęłam go z kolejki biodrem i podałam kobiecie własne banknoty. Connor spojrzał na mnie oburzony, a ja jedynie uśmiechnęłam się słodko i przyjęłam resztę od kasjerki. Schowałam portfel do kieszeni spodni i wciąż trzymając Connora za ramię, ruszyłam do naszego boksu. Usiadłam na jednej kanapie, a on wciąż naburmuszony usiadł naprzeciw mnie.
- Co to miało być? - zapytał w końcu, a ja prychnęłam, kręcąc głową.
- Próbowałam być miła - wytłumaczyłam radośnie.
- Coś ci nie wyszło - skrzyżował ramiona na piersi.
- Ty też mógłbyś czasami spróbować, wiesz? - uniosłam brwi. Chłopak zamknął się, wydymając wargi.
Kasjerka podała nam pudełka lodów (z reguły trzeba było czekać, ale byłam jedną z najczęstszych klientek lokalu) i odeszła z uśmiechem.
CZYTASZ
Two Friends, True Friends | Dear Evan Hansen
FanfictionLena Hansen. Najlepsza przyjaciółka? Terapeutka? Zaufana czy oszustka? Piękna, delikatna i czuła - co może być nie tak? Porzucona i zraniona... Czy jeśli jej złamane serce spotka nową miłość, dziewczyna porzuci wcześniejsze wierzenia? ~~~ Witam was...