„Było dobrze, ale wszystko zniszczyłam"

108 15 0
                                    

- I tak po prostu wyszedł? - Alana pokręciła głową, po czym wzięła kolejny kawałek swojego sushi.
Westchnęłam ciężko i wzruszyłam ramionami. - Co miał niby zrobić? Dostał ode mnie w twarz, Alana! - jęknęłam, zakrywając twarz dłońmi i warcząc cicho.
- No i co w związku z tym? - Alana zamknęła swoje pudełko śniadaniowe i wsunęła je do torby, wycierając kąciki ust chusteczką.
Odsłoniłam oczy i spojrzałam na nią znacząco. - Lana, nie rozumiesz? To ty chodzisz na kurs z psychologii, nie ja! To ty powinnaś zapisać się na „Anielski Blask". To ty powinnaś pomóc Connorowi. Był na dobrej drodze, ale ja wszystko zniszczyłam, rozumiesz? - jęknęłam jeszcze głośniej niż wcześniej. Coś zabłysnęło w oczach Alany, jednak ja starałam się nie zwracać na to uwagi. Kontynuowałam wypowiedź, nie mogąc zatrzymać wylewu słów, które prawdopodobnie nawet nie miały sensu. - Wszystko było idealnie, kilka tygodni spotkań i zaczynał jeść nawet dziewięćset kalorii dziennie! Uśmiechał się momentami, a raz nawet zauważyłam brak nowych ran przez cztery dni! Było coraz lepiej, Lana, ale ja wszystko zniszczyłam. On tylko powiedział to, co czuł, a ja go za to uderzyłam. Zrobiłam mu krzywdę, choć miałam go przed nią chronić. Connor zasługuje na kogoś, kto potrafi mu pomóc. A mnie do cna zniszczył Jared i nie jestem w stanie pomóc nawet samej sobie.
Błyski w oczach Alany zmieniły się diametralnie w chytrość, co znaczyło tylko jedno — coś wpadło jej do głowy.
- Ale kto lepiej mu pomoże..? Kto jest lepszy od osoby, która go kocha, hmm? - dziewczyna skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała mi w oczy. - Już nie rób takiej miny, nie udawaj! Dobrze wiesz, że to, co do niego czułaś i prawdopodobnie dalej czujesz jest o wiele silniejsze niż „zauroczenie", jak to nazywasz. Twój związek z Jaredem zakończył się przecież przez to!
- A wcale nie przez to - fuknęłam, kręcąc głową. - Jared mnie zdradził z tą blondyną z grupy cheerleaderek, więc Connor nie ma tu nic do rzeczy.
- Lena...
- Nie, to nie przez to!
- Lena!
- Co?!
Alana uniosła brwi i uśmiechnęła się słodko. - Po pierwsze, nie zaprzeczyłaś. Przyznałaś właśnie przed samą sobą, że zakochałaś się w Connorze Murphy'm. Po drugie, może lepiej się odwróć...
- Ja w nikim nie... Czemu mam się odwracać - zmarszczyłam nos.
- Proszę, odwróć się, Lena.
Przełknęłam ślinę przerażona jak nigdy. Alana była poważna i wyglądała na jednocześnie rozbawioną, dumną i... jakoś dziwnie się uśmiechała. Odwróciłam się bardzo powoli, by mieć absolutną pewność, że nie dostanę bitą śmietaną po twarzy, jak ostatnim razem na imprezie urodzinowej mojej najlepszy przyjaciółki wariatki. Jej „odwróć się, Lena" nigdy nie były dobrym znakiem.
- O mój Boże... - szczęka mi opadła, ale po chwili pozbierałam się i uśmiechnęłam szeroko. Przez dłuższą chwilę nie odrywałam wzroku od pewnego stoliku, przy którym siedziała dwójka ludzi — dwójka uczniów z naszej szkoły, których w życiu nie osądziłabym o siedzenie razem podczas lunchu.
Jedna z tych osób jadła zapewne ultra-fit sałatkę owocową, co jakiś czas częstując drugą. A ten widok ucieszył mnie jeszcze bardziej, gdy zauważyłam, że ta druga osoba zjadała te kawałki, co jakiś czas komentując zapewne ich smak. Ciężko jest dosłyszeć rozmowę z drugiego końca głośnej stołówki.
- Alana, może nie wszystko stracone... - uśmiechnęłam się i odwróciłam głowę, ale mina mi zrzedła w tym samym momencie, w którym się zorientowałam, że tej dziewczyny już po prostu zwyczajnie nie było przy stoliku. Ani jej torby. - Al?!
Wstałam od stołu i rozejrzałam się po stołówce. Zauważyłam ją w ostatniej chwili, ale już i tak było za późno na reakcję. Z resztą, co ja mogłam zrobić? Krzyczeć na całą salę „Alana, wracaj tu!"? No chyba nie... Bynajmniej miałam jeszcze odrobinę szacunku dla samej siebie. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Pierwsza osoba — znana zapewne każdemu w szkole, Zoe Murphy. Druga osoba — nikt inny jak jej starszy brat, Connor Murphy. Przełknęłam ślinę. Alana stała obok tej drugiej osoby, najwyraźniej z nią rozmawiając. Zamarłam. Jakieś słowa mojej przyjaciółki wywołały reakcję Connora, której się nie spodziewałam. Zaczął wzrokiem szukać czegoś po sali aż natrafił na... mnie. Kontakt wzrokowy pomiędzy nami trwał sekundy, jednak te sekundy trwały dla mnie dłużej niż długie godziny... Złapałam szybko torbę i wyszłam z sali, momentalnie pędząc do pierwszego lepszego miejsca, które przyszło mi do głowy — na szkolne podwórze. Tam spędziłam resztę przerwy na lunch, głównie rozmyślając, co zrobię Alanie za taki numer...

~*~

- Czy twoim zdaniem „to" było śmieszne? - oburzyłam się, odbierając połączenie od ciemnoskórej dziewczyny. Leżałam już na swoim łóżku pogrążona w lekturze, gdy dzwonek własnego telefonu wyrwał mnie z zamyślenia i pewnego rodzaju transu.
- Lena, nie rozumiesz, co usiłowałam przez to osiągnąć. A raczej, co osiągnęłam - westchnęła ciężko dziewczyna po drugiej stronie słuchawki. 
- No nie rozumiem. Wyobraź sobie, że ciężko jest mi to zrozumieć! - prychnęłam, walcząc z chęcią rozłączenia się. Ogromną chęcią.
- A więc wyobraź sobie, że za chwilę twój wąziutki światopogląd trochę się rozszerzy. Posłuchaj tylko, co mam ci do powiedzenia.
- Postaraj się omijać takie frazesy, okej? - jęknęłam, przetaczając się z brzucha na plecy. - Mów, nie mam całego dnia.
- A może trochę milej, co? - prychnęła, a ja po prostu wiedziałam, że w tym momencie przewróciła oczami i przygryzła wargę. Zawsze to robiła. - No to tak, miłość twojego życia, odwieczny crush i przyszły mąż, Connor Murphy, zgodził się z tobą porozmawiać - powiedziała, jak zwykle nie omijając frazesów, cho wyraźnie ją o to prosiłam.
- Co?! - uniosłam brwi w zaskoczeniu i na chwilę zamknęłam oczy, łapiąc się za głowę. - Macie się spotkać w gabinecie dyrektorki po lekcjach na standardowej sesji. Obiecał, że przyniesie dokładne rozpiski kalorii czy coś tam... Prowadził podobno jakiś dziennik wzorowany na twoich notatkach. Chyba jednak nie nienawidzi cię aż tak bardzo...
Zamurowało mnie. Przez chwilę nie mówiłam nic, potem tylko oddychałam ciężko, potem coś się we mnie zagotowało, aż na końcu pisnęłam głośno.
- Boże, Lana, co ja bym bez ciebie zrobiła. Kocham cię, kocham cię, kocham cię strasznie! - uśmiechnęłam się szeroko, krzycząc podziękowania prosto do słuchawki, a jedyne, co udało mi się otrzymać w formie odpowiedzi to głośny chichot mojej przyjaciółki. Ale to w zupełności wystarczyło.

~*~

- Przynajmniej teraz wyglądasz jak ty, a nie jak jakaś tępa nic nie warta... blacha.
Uniosłam brwi i zaśmiałam się na komentarz przyjaciółki.
- Choć dalej nienawidzę cię za to, że zmusiłaś mnie, bym przyjechała do ciebie pół godziny wcześniej tylko po to, by pomóc ci ułożyć włosy.
- Nie ułożyć włosy tylko wybrać ubrania! - pokręciłam głową z niesmakiem.
- Przynajmniej nie nakładasz makijażu...
- Boże, zrozum, że się stresuję - jęknęłam cicho, spoglądając na szafę z niechęcią i znudzeniem. - Nie rozmawialiśmy od... tygodnia. A znamy się, w sensie wiesz, on mnie zna, od około dwóch miesięcy. Czuję się strasznie, nie będąc w stanie myśleć o nim normalnie.
- Normalnie, czyli jak? Bo normalnością to ty nie grzeszysz - Alana spojrzała na kwiecistą sukienkę z uśmiechem. - I ubierz to. Będziesz wyglądała uroczo, dziewczęco i bardzo jak ty. Idealnie.
- Okej... - westchnęłam i wcisnęłam na siebie sukienkę, która okazała się wygodniejsza i luźniejsza niż sądziłam. - Wiesz, o co mi chodzi, nie?
- Nie?
Przewróciłam oczami. - Chcę spojrzeć na niego tak, jak on patrzy na mnie. Ale jednocześnie chciałabym, by on patrzył na mnie tak... jak ja patrzę na niego.

Two Friends, True Friends | Dear Evan HansenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz