„Moje miejsce"

85 11 10
                                    

- Powiedział ci co?! - Alana zakrztusiła się swoim pączkiem, momentalnie zginając się w pół. Uśmiechnęłam się i przewróciłam oczami, klepiąc ją po plecach. Po chwili udało jej się sukcesywnie przełknąć pączka, a ja mogłam kontynuować.
- Powiedział mi, jak się poznaliście. To bardzo miłe z twojej strony, zaproponować komuś przechowanie i herbatkę, w sumie nawet go nie znając - uniosłam brew, a ona zarumieniła się.
- Chciałam dobrze - wymruczała.
- Wiem. I zrobiłaś dobrze. Byłaś przy nim, kiedy mnie nie było... I żałuję, że mnie nie było - westchnęłam cicho i smętnie wbiłam widelec w sałatkę, która leżała przede mną od dobrych pięciu minut.
- To się nie zalicza do jedzenia - usłyszałam męski głos za sobą i uśmiechnęłam się sama do siebie, odwracając głowę.
- Cześć.
- Cześć.
Alana przez chwilę śmiała się pod nosem na widok mojej miny, ale skarciłam ją wzrokiem. Connor usiadł obok mnie i wyciągnął z torby małe pudełko śniadaniowe. Uniosłam brwi i odkaszlnęłam.
- Hansen, analizuj - mruknął podsuwając mi pudełko pod nos.
Momentalnie otworzyłam je i obliczyłam ilość kalorii.
- Ciastka, mimo wyglądu, są najmniej kaloryczne, ale powinieneś jeść jedno po każdym poważniejszym posiłku - wskazałam na foliowe opakowanie pełne owsianych ciastek. - Sugeruję, byś zjadł kanapkę i wypił przynajmniej pół butelki wody do godziny jedenastej - oddałam mu pudełko.
- Serio? Szczerze, to miałem ochotę na to ciacho.
- Sam jesteś ciacho, a teraz-
- Co?
- Co?
Kąciki jego ust uniosły się odrobinę, a ja zorientowałam się, co powiedziałam. Moje policzki momentalnie poróżowiały, a on wbił we mnie ten przenikający wzrok.
- Mówiłam ci coś o patrzeniu na mnie w ten sposób! - obruszyłam się, uderzając go w bok łokciem.
Oddał mi po chwili, przez co o mało nie spadłam z ławki.
Alana patrzyła na nas spod uniesionych brwi. Podsunęła okulary wyżej i parsknęła cichym śmiechem. - Okej, to ja nie przeszkadzam, bawcie się dobrze - powiedziała po chwili, zbierając swoje rzeczy z szerokim uśmiechem na twarzy. Odeszła w stronę klasy żywym krokiem, a na pożegnanie puściła mi oczko.
- Wracając, nazwałaś mnie ciachem, tak? - chłopak przysunął się bliżej mnie, a ja jęknęłam głośno.
- Connor pieprzony Murphy, przestań się czepiać słówek! - krzyknęłam obruszona, a on jedynie zaśmiał się cicho.
- Jesteś nietuzinkowa, wiesz?
- Obrażasz mnie komplementujesz?
- Jak wolisz - wzruszył ramionami i niechętnie zabrał się za jedzenie kanapki.

~~~*~~~

-  Nie powinniśmy iść na zajęcia..?
- A od kiedy to Connor Murphy przejmuje się zajęciami?
- A od kiedy Lena Hansen z nich zwiewa?
- Przymknij się i chodź!
Nasze szepty roznosiły się po pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy. Chwyciłam klamkę jednych z drzwi i sprawdziłam, czy są otwarte. Nie. Wszystkie drzwi były zamknięte, a te, którymi weszliśmy, Connor zastawił krzesłem.
- Okej, po co mnie tutaj zaciągnęłaś? - zapytał cichutko.
- Nie możesz jeszcze wiedzieć - jęknęłam. - Rozejrzyj się. Opuszczony budynek, tak tu ciemno... - uśmiechnęłam się szeroko, ale nie mógł tego dostrzec. - Bierz moją torbę. Mam w niej świece.
- Będziemy przywoływać duchy, czy może to twoja gra wstępna? - prychnął, ale po szukaniu butów wiedziałam, że spełnił mój rozkaz.
- Chciałbyś - mruknęłam tylko w odpowiedzi, rumieniąc się trochę.
Nie odpowiedział. I może to dobrze...
- Tak naprawdę to przyszłam tu porozmawiać z daleka od ludzi i pokazać ci miejsce, do którego przychodzę pomyśleć. Wyciszyć się. Zapomnieć o wszystkim - wyjaśniłam.
Po chwili coś błysnęło, a w pokoju zrobiło się jaśniej. Zaświecił jedną świeczkę. Potem kolejne dwie. Postawił je w miarę blisko nas. Tak, by wszystko było widoczne.
Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam na ziemi. Przysiadł naprzeciwko mnie.
- Nie jest ci zimno? - zapytał spokojnie, jakby przez swoją grubą bluzę z kapturem mógł poczuć zimne powietrze tak intensywnie, jak ja.
- Jest, ale przeżyję to - powiedziałam zgodnie z prawdą.
Pokręcił głową i odpiął zamek swojej bluzy. Zdjął ją, zostając w samej koszulce z krótkim rękawkiem, po czym podał ją mnie, wpatrując się w moje oczy intensywnie. Temu spojrzeniu nie wolno było odmawiać.
- Dziękuję - kiwnęłam głową i przejęłam bluzę, wciskając ją na siebie.
Przez kilka minut siedzieliśmy w ciszy i muszę przyznać, że pomimo bluzy, wciąż dygotałam, a na moim karku i odsłoniętym dekolcie mocno widoczna była gęsia skórka. Westchnęłam cicho. Najwyraźniej to usłyszał, a może po prostu domyślił się, że jego bluza niezbyt pomogła, bo po chwili pewnym (choć delikatnym) ruchem przysunął mnie do siebie i objął mnie ramieniem. Moja głowa momentalnie opadła na jego pierś. Na mojej twarzy zabłysnął maleńki uśmiech i byłam całkowicie pewna, że usłyszałam jego wesołe westchnięcie.
Ponownie wymamrotałam pod nosem krótkie podziękowania, lecz w odpowiedzi poczułam jedynie jego ciepłe, szorstkie wargi na swoim czole. Chyba nigdy nie uśmiechałam się szerzej..

Two Friends, True Friends | Dear Evan HansenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz