Connor nie ominął wielu zajęć — wyszedł ze szpitala w środę, a do końca tygodnia leżał w domu, nabierając sił. Odwiedzałam go codziennie (za zgodą Cynthii, której nie było w domu przez większość czasu) i zajmowałam się wszystkim, czym on nie mógł się sam zająć. Lekcje odrobiliśmy w weekend, by miał więcej sił na naukę po tak ciężkim tygodniu.
A tego dnia, w słoneczny poniedziałek, stałam pod jego drzwiami, gotowa, by zabrać go do szkoły. Auto Alany (z moją ukochaną przyjaciółką za kierownicą) stało na podjeździe, a ja czekałam na ganku z uśmiechem na twarzy. Otworzyła Zoe z wyraźnym zmęczeniem na twarzy.
- Nie spał całą noc - mruknęła bez przywitania. - Płakał. Nie mam pojęcia, co mu odbiło.
- Myślałam, że czuł się dobrze? - zdziwiłam się, momentalnie zaglądając do środka. - Mogę się z nim zobaczyć?
- Tsa, czuł się genialnie. Jednak... te leki chyba mu nie służą - westchnęła i przytaknęła. - Wchodź.
- Jakie leki? - zapytałam, unosząc brwi.
- Mama coś mu znalazła... Sama nie wiem, co to ma w ogóle wspomagać... - wzruszyła ramionami.
Weszłam do środka i ściągnęłam szybko buty. Od razu ruszyłam do jego pokoju. Zapukałam i gdy tylko usłyszałam szuranie, otworzyłam drzwi.
- Co się dzieje? - zapytałam łagodnie, ale pewnie. Zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam na niego.
Siedział na swoim łóżku i wpatrywał się tępo w ścianę. W konkretny jeden punkt — plamę, sama nie wiem po czym.
- Coś się stało..? - zapytałam cicho, podchodząc odrobinę bliżej. - Zoe wspomniała o tym, że płakałeś..?
Nie odezwał się. Znowu. Powoli przesunął wzrok po ścianie aż do mnie, a ja westchnęłam jedynie, widząc jego przekrwione oczy. Zbliżyłam się do łóżka i usiadłam obok niego. Delikatnie położyłam swoją dłoń na jego i splotłam nasze palce.
- Nie musisz nic mówić... Jestem tu - szepnęłam, kładąc głowę na jego ramieniu.
Po krótkiej chwili Zoe stanęła w drzwiach. - Jedziesz?
- Jedź z Alaną... - powiedziałam cichutko.
Zoe momentalnie uśmiechnęła się szeroko. Coś zbyt entuzjastycznie podchodziła do przejażdżki z moją najlepszą przyjaciółką, ale cóż... Mówi się trudno. Ja miałam ważniejsze zajęcie.
- Twój plecak położę w holu - pisnęła i zbiegła po schodach, zamykając za sobą drzwi do pokoju.
Po chwili usłyszałam kroki na ganku i dźwięk odjeżdżającego samochodu — pojechały.
- Powinnaś była iść z nimi - usłyszałam cichy, zachrypnięty głos Connora. Nawet w takiej postaci, jego głos wciąż był dla mnie najpiękniejszym z możliwych dźwięków.
- Poradzą sobie same - przekonałam go szeptem.
- A ja niby nie? Sądzisz, że mógłbym coś sobie zrobić, tak? Że trzeba mnie pilnować dniami i nocami?! - wiedziałam, że napad szału przejmuje nad nim kontrolę.
- Nie trzeba, ja po prostu chcę. Chcę tu być dniami i nocami, żebyś nigdy nawet nie pomyślał o zrobieniu sobie krzywdy - powiedziałam spokojnie, czując, jak oddech chłopaka powoli się pogłębia. Ugasiłam rosnący płomień w jego oczach. Uratowałam się też tym samym od kolejnej kłótni. Nie potrzebowaliśmy już więcej kryzysów.
- Ile dni szkoły ominęłaś już przeze mnie..? - zapytał.
- Ani jednego - wzruszyłam ramionami.
- Co..? Ale przecież- codziennie przychodziłaś... - zmarszczył brwi. Mówił, gubiąc się we własnych słowach.
- Przychodziłam po szkole. Czasami nawet przed... Ale niczego nie ominęłam. No może oprócz ostatniej godziny w poniedziałek, chciałam zdążyć na terapię... - wzruszyłam ramionami. - Ogólnie nie straciłam wiele, ale zyskałam sporo.
- Sporo?
- Bardzo dużo.
- Czyli?
- Odzyskałam ciebie-
- Nigdy mnie nie straciłaś - przerwał mi. Czułam, że jego ramię (na którym leżała moja głowa) jest spięte.
- Ale..?
- Nigdy mnie nie straciłaś - powtórzył, a ja przełknęłam ślinę. Nerwowo. Bardzo nerwowo.
- Nie dałam ci wytłumaczyć.
- Nie musiałem tłumaczyć. A ty nie musiałaś mi na to pozwalać. Nie musieliśmy, więc tego nie zrobiliśmy. Proste.
- Connor...
- Żadnych ‚ale'. Nie zrobiłaś nic złego.
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
- Nie zasługuję na ciebie... - mruknęłam słabo.
Chłopak wyprostował się, przez co moja głowa momentalnie zsunęła się z jego ramienia. Spojrzałam na niego zdezorientowana. Położył dłonie na moich policzkach i otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak po chwili spojrzał mi prosto w oczy, zamknął usta i po prostu mnie pocałował. Czułam jego wargi na swoich. Wiedziałam, że jest blisko. Bardzo blisko. Wplotłam palce jednej dłoni w jego włosy, a drugą rękę zarzuciłam mu na szyję. Objęłam go, a jeden jego ruch wystarczył, by przysunąć mnie bliżej. Jego dłonie osunęły się z mojej twarzy do bioder. Po krótkiej chwili utonęłam w tym pocałunku, całkowicie zapominając o otaczającym nas świecie. Byłam nim tak pochłonięta, że nie zauważyłam nawet, kiedy dokładnie moje plecy dotknęły pościeli. Oderwaliśmy się od siebie. Connor spojrzał na mnie jakby pytająco. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok na krótką chwilę. W końcu jednak ponownie spojrzałam na niego i przytaknęłam. Uśmiechnęliśmy się do siebie (on trochę pewniej ode mnie, ja byłam zbyt zestresowana, by wymusić na sobie coś poza wygięciem ust w krzywy łuk) i ponownie poczułam jego wargi na własnych, a jego ręce — na swoim ciele...
CZYTASZ
Two Friends, True Friends | Dear Evan Hansen
FanfictionLena Hansen. Najlepsza przyjaciółka? Terapeutka? Zaufana czy oszustka? Piękna, delikatna i czuła - co może być nie tak? Porzucona i zraniona... Czy jeśli jej złamane serce spotka nową miłość, dziewczyna porzuci wcześniejsze wierzenia? ~~~ Witam was...